sobota, 11 października 2014

W deszczowych nutach...

Ostatnie dni były jak marzenie. Słońce opromieniało świat, tańczyło we włosach, podkreślało piękno jesiennych barw, grając odcieniami cynobru, ochry, tycjanu, tworząc na liściach szafranowe, mahoniowe i kawowe refleksy. I te poranne mgiełki lekkie i zalotne świat czyniły delikatniejszym, tajemniczym, łagodniejszym. Drzewa coraz bardziej ażurowe, coraz więcej liści na ziemi i szeleści nimi cudnie lekki wiatr...


Jak mogłam zapomnieć, że lubię Barbrę Streisand? Wyciągam swoje dawno zakupione płyty i przypominam sobie ten cudowny, zmysłowy, oryginalny głos. Wieczorami wyciszam się jej piosenkami, utrzymanymi w lekko jazzujących klimatach...


Dziś za oknem deszczowa suita. Świat pełen jest parasoli. Jeszcze nie byłam po sprawunki...


W środę pożegnałam na cmentarzu w rodzinnej wsi jedną z moich ulubionych staruszek. Uwielbiałam rozmowy z panią D. Tyle czasu spędziłam z nią na ławce przed jej domem. Była wspaniałym gawędziarzem, uwielbiałam jej wspomnienia o ludziach, których pamiętałam z dzieciństwa, o dawnym naszym Soplicowie, o życiu. Lubiłam, kiedy wspominała moją mamę, tak ciepło i serdecznie. Zawsze pogodna, choć życie jej nie oszczędzało, wcześnie owdowiała, pochowała dwoje dzieci, ciężko pracowała, chorowała. Nigdy nie narzekała, było w niej tyle pokory, umiała się tak pięknie godzić z losem, tak mądrze o tym mówiła. Pięknym człowiekiem była...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz