Wieczór w woalu czerni, bez naszyjnika z gwiazd. Na szybach paciorki deszczu lekko drżące od wiatru...
Dom mój rozświetlają płomyki świec, światła kulek i żółte róże w wazonie, których główki są jak małe słońca. Z głośników sączy się muzyka z płyty "Siesta XIV". W przedmowie Kydryński napisał, że zmysłowe głosy splatają się z mową saksofonu. Słucham i dźwięki te dają mi sporo przyjemności. Co ciekawe, wolę płytę z męskimi wykonaniami. Płyta składa się z dwóch krążków: jeden to Jesienni Panowie, drugi Wiosenne Dziewczyny, jak napisał sam autor składanki. Piękne balladowe, bluesowe i jazzowe brzmienia. Na ten czas są jak plaster miodu :)
Znowu czytam. Hannę Kowalewską polubiłam za cykl o Zawrociu. Teraz jestem z Inką i innymi niebanalnymi bohaterami w Jantarni. Przechadzam się po małym nadmorskim miasteczku po sezonie, nasiąkam problemami opisywanych osób, lubię główną bohaterkę. Zachwycają mnie melancholijne stop-klatki, piękne słowa, plastyczne opisy. I już się martwię, że niedługo koniec tej opowieści...
Serce ogrzewam malinową herbatą i czekoladowymi truflami...
I choć podoba mi się świat opowiadany fotografiami, to jednak słowa opowiadają go najlepiej...
I kupiłam sobie piękny, cudownie miękki pled w srebrnej szarości po tym, jak oddałam swoje polarowe kocyki wolontariuszom z mojej szkoły, którzy prowadzą akcję dla psich schronisk...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz