sobota, 29 września 2018

O jesieni i kawie...

Niebo jest dziś błękitną chustą. Świeci słońce i świat jest z wiersza Tuwima. To dobrze, bo dziś mieliśmy złaz i ładna pogoda była nam potrzebna...


Dziś jest Dzień Kawy, a ja kawę lubię, więc świętuję, racząc się kolejną filiżanką. Moja kawa jest zwykle parzona w filiżance, jest gorzka i bez mleka. Pierwszą wypijam w pracy. Lubię przyjść nieco wcześniej niż pozostali, lubię tę poranną ciszę w szkole i swoją samotność w pokoju nauczycielskim. Za chwilę będzie w nim głośno, ktoś będzie coś chciał od kogoś, a to rodzic się pojawi, a to dyrekcja wezwie. Lubię tę chwilę, kiedy jest jeszcze cicho, patrzę w okno, gubię oczy w koronach kasztanowców. Teraz wyglądają jak miedzioryty. Nastrajam się, łapię rytm. Drugą wypijam w domu. To mój popołudniowy rytuał. Towarzyszą mi dźwięki z moich jazzowych płyt. Czasem coś podczytuję, czasem tylko obserwuję teatr nieba za oknem, śledzę kolory. Czasem jestem smutnym błękitem albo chmurnym granatem, bywam pięknym złotem, płomiennym pomarańczem lub fiołkowym odcieniem spokoju...


W szkole najtrudniej mi z czwartoklasistami. Najwdzięczniej, ale i najtrudniej. To są dzieci, które rocznikowo powinny być w klasie trzeciej. Mają kłopoty z koncentracją, nie słuchają, a co za tym idzie, nie rozumieją poleceń. Ortografia bardziej niż kuleje. Dopiero zacznę omawiać z nimi "Akademię Pana Kleksa", bo tak długo zeszło im z czytaniem. Lubią się bawić, wiec staram się przygotowywać zajęcia tak, by wystąpiły na nich elementy gier. Mam więcej pracy, ale wierzę, że to przyniesie efekty...


Dziś odpoczywam. Nieco uładziłam dom. Zamierzam poczytać. Coś lekkiego, przyjemnego i pogodnego...


Jesień się tak pięknie dzieje. Liście sfruwają z lekkim wiatrem. Pachnie powietrze tym specyficznym aromatem trudnym do zdefiniowania. Fruwają nitki nostalgii i wplątują się we włosy. Potem muszę wieczór oswajać zapachem herbaty, ozłacać go płomykami świec, ogrzewać serce dźwiękami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz