piątek, 21 maja 2010

Odcienie czasu...

Taki dziś ciepły dzień był, ze słońcem w butonierce. Wróble koncertowały ośmielone jasnością nieba. Powietrze pachniało rześko, wchodziło przez otwarte balkonu drzwi i pokój napełniał się szelestem zielonych liści kasztanowców. Cieszę się, że z okien mojego mieszkania mam widok na drzewa. Lubię na nie spoglądać, mają w sobie spokój, majestat, jakieś przeczucie wieczności niemalże...

Piątkowe odcienie czasu. Ulubiona pora, gdzieś między popołudniem a wieczorem. W białej filiżance goryczka listków herbaty, smak wiśniowych "Delicji". Powietrze zgęstniało od muzyki. Smutek fado przysiada lekko na ramieniu moim. To taki ciepły, akceptowany smutek, potrzebny do zamyśleń. Woalki nieba za oknem przybrały nieco liliowy odcień. Wieczór skrada się pięknym odcieniem indygo...

Lubiana przeze mnie Dorota Kędzierzawska powiedziała "Zwierciadłu": "Dorośli zapominają, że byli dziećmi, zapominają o swoich marzeniach i o tym, że życie kiedyś wydawało się im tak barwne, bogate i tajemnicze". Staram się nie zapominać, choć czasem się nie udaje, szczególnie kiedy świat złym się staje...

Smakuję kolory przedwieczornego czasu. Koniuszkami palców wystukuję serdeczność dla M. Odwzajemniam tęsknotę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz