sobota, 22 maja 2010
Chwila...
Wieczór maluje się na niebie gołębim odcieniem szarości. Cienkie strugi deszczu improwizują jesiennie. Domowe minuty w smacznych odcieniach gorącej czekolady. Mam w wazonie roześmiany bukiet bzów, przyniesiony z pierwszego spaceru po chorobie. Osłabiona jestem po antybiotyku, więc spacer nie trwał długo. Pozwolił jednak dostrzec, że żółte mniszki lekarskie stały się puchatymi kulkami dmuchawców...
Kartkuję ciszę. Przechadzam się w zdaniach czytanej książki, do wypożyczenia której zachęciła mnie informacja, że akcja rozgrywa się w znanym mi pokamedulskim klasztorze w Wigrach i że to klasyczny kryminał. Z potrzeby czegoś niezobowiązującego do myślenia dzisiejszego dnia towarzyszy mi zatem "Śmierć w klasztorze" Stawskiej...
Drobiny muzyki splatają warkoczami spokoju przestrzeń mojego domu. I tyle piękna w smutku...
A ja chciałabym być teraz obok M. tak na dotyk...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz