wtorek, 31 maja 2022

Taki wieczór...

Maj się kończy. Ten wyjątkowo zimny maj. Kilka lat temu też taki był. Włączałam piec, bo wieczorami chłód dotykał nazbyt. Choć zimny, to łąki umajone, trawniki w stokrotkach, dzikie pasy zieleni w waniliowej bieli biedrzeńców, pachną głogi, irysy fioletowieją, piwonie już dobierają płatki w swych spódnicach, by zakwitnąć tak pięknie jak Róża, ta od Małego Księcia. A na polach maki w swych pogniecionych sukienkach czerwonych płomiennie i krajki chabrów...

Tak szybko przeleciał ten maj. Pracowity był bardzo, bo i egzaminy ósmoklasistów, i wiosenne wyzwania czytelnicze dla uczniów, i piknik rodzinny w sobotę, który przecież sam się nie przygotował. I uczyłam się, metodą prób i błędów, robić dyplomy i wklejki do nagród książkowych w Canvie. I nauczyłam się, z czego się cieszę, a nawet nieco dumna jestem z siebie, bo młodsze koleżanki "nie ogarniają", jak to same mówią...

Zleciał więc. I choć zapracowany, to też i zaczytany, wszak maj jest miesiącem książki, kiedyś był. Błogosławię Legimi, bo mogę czytać i czytać do woli i co tam w danej chwili chcę. Ostatnio ostatni tom trylogii Anny Kańtoch "Jesień zapomnianych", którą to lubię za mroczny nastrój, manipulacje sprytne bardzo i język...

Za oknem niebo w leciuteńkim różu, z kilkoma szafirowymi obłoczkami. W alejach wachlarz zieleni kasztanowców, bezkresna zieleń pól. Układam ją sobie w kącikach oczu, by jeszcze zieleńsze były, by patrzyły nadziejnie...

Dziś jakoś bardziej przytulam się do wspomnień i wysyłam do Nieba latawce myśli z długimi ogonami tęsknoty. Dziś jakoś szczególniej i jutro, bo jutro jest rocznica śmierci mamy. Czterdziesta. A ja pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj i wciąż jestem tą dziewczynką, która towarzyszy mamie w umieraniu, do końca, do ostatniego oddechu. I to nie jest tak, że czas goi rany. Czas pozwala żyć, mieć swoje sprawy, swoje życie, bardzo już dorosłe, ale w każdym dniu czuje się swoją niepełność, niekompletność, czuje się ten brak. Mam w sercu tyle wymyślonych rozmów z mamą, tyle chwil, których nie dane nam było przeżyć. Zbudowana jestem z tych braków, ale paradoksalnie stały się one moją siłą, moją busolą...

Dziś jakoś dłużej rozmawiałam z bratem, on daleko, w takich chwilach jemu jest trudniej. A jutro pojadę do mamy, zostawię światło, jej ulubione kwiaty i powiem, jak zawsze, o tym, co u nas...choć przecież ona wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz