czwartek, 21 lipca 2022

Chwile ocalone...

Lubię podróże, ale powroty do domu lubię chyba bardziej. Powroty do książek, które dobrze mieć pod ręką, do ulubionych filiżanek, z których kawa smakuje najlepiej, do wszystkich drobiazgów tworzących dom, do łóżka, które najwygodniejsze. I dobrze jest mieć znowu swoje niebo nad głową. Dziś już układam w głowie wspomnienia, przeglądam zatrzymane na fotografiach chwile i wiem, że pewnie za jakiś czas znowu zatęsknię za podróżą...

Pięknie i intensywnie spędziliśmy czas, w niezwykłym miejscu. Najkrócej o Lubece można powiedzieć, że to królowa niemieckiej Hanzy i marcepanu. Historia tego miasta jest niezwykle ciekawa, zabytki fascynują i zachwycają. I nie ważne, w którą stronę się skręci, w którą uliczkę wejdzie, tu wszystko oczarowuje. Jakże niezwykłe są ceglane, średniowieczne spichlerze, urokliwe kamieniczki, monumentalne, strzeliste gotyckie budowle albo te będące mieszanką stylu  romańskiego i gotyckiego...

Wspaniałe muzea zwiedziliśmy, delektując się perełkami rzeźb średniowiecznych, ołtarzy i malarstwa w Niemczech. W Muzeum i Galerii Sztuki Świętej Anny znajduje się ołtarz Hansa Memlinga, widywany przez nas do tej pory tylko w albumie albo podręczniku. Przez dłuższy czas siedzieliśmy na ławeczce, tam znajdującej się, by chłonąć i podziwiać. Robi wrażenie. Podobnie jak Szpital Świętego Ducha z bogato zdobionym scenami biblijnymi wnętrzem czy Ratusz, Katedra w Lubece, będąca pierwszą gotycką budowlą wybudowaną nad Morzem Bałtyckim...

I detale nas oczarowywały: a to zdobna fasada, rodowe herby, pieczęcie murarskie w cegłach, zdobione drzwi, kołatki na nich, latarenki, przecudne freski, zegary astronomiczne, świeczniki z motywem wyciągniętej ręki, witraże. Każdy dom to osobna historia, opowieść o mieszczanach, kupcach, handlu, podbojach. Każdy drobiazg ma znaczenie, w każdym zamknięta jest jakaś prawda o zwyczajach, życiu ludzi...

Kiedy przemierza się niezwykłą starówkę w Lubece niespiesznie, można trafić na ukryte między uliczkami zaułki i podwórka. Skradły moje serce natychmiast. Cudownie ukwiecone, sielskie, malownicze, jak z bajki. Ma się tam poczucie, że czas może się zatrzymać. Niektóre z nich można zwiedzać w wyznaczonych godzinach, innych wcale, ale warto je odnaleźć w plątaninie uliczek...

Odbywając podróż literackimi śladami, nie mogliśmy nie zajrzeć do Travemünde. To kurort, w którym bohaterowie Manna przeżywali miłosne uniesienia i cieszyli się urokami Bałtyku. Dziś to ekskluzywne miejsce z przepięknymi letniskowymi willami, plażami z białym piaskiem i koszami plażowymi, dzięki którym można poczuć się jak sto lat temu...

Brema zachwyca starówką, niezwykłą katedrą i plątaniną uliczek tworzących dzielnicę Schnoor. A symbolem  kojarzącym się z tym miastem są czterej bohaterowie baśni braci Grimm, którzy wcale nie byli muzykantami :)

I spacerowaliśmy serpentyną uliczek w  Lüneburgu, byliśmy w Mieście Spichrzów w Hamburgu. A wszystko to dzięki biletowi za 9 euro, który uprawniał do podróży po Niemczech różnymi środkami komunikacji...

To był wspaniały czas, bardzo intensywny, chwilami męczący, bo upalne dni nam się trafiły, ale zapewniły cudny reset, oderwanie się od tego co tu...

Domowo spędzamy teraz czas, bo u nas upały jeszcze większe. W półcieniach, bo okna zasłonięte roletami, w szumie wiatraka, który bardziej miele powietrze niż je chłodzi...


2 komentarze:

  1. Miło wspominać takie dobre chwile. Ja jeszcze przed urlopem, a chodzi mi po głowie moje ukochane Polesie Lubelskie, kraina dziecińśtwa. Tylko jakoś ciężko się zmobilizować do wyjazdowego działania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polesie to moje marzenie, bardzo chcę się tam wybrać, ale to daleko ode mnie, po przeciwnej stronie mapy :)
    Kiedyś na pewno tam się wybiorę.
    Marto, koniecznie się zmobilizuj, jestem pewna, że jak już zaczniesz, to wszystko pójdzie jak z płatka. A w Krainach Dzieciństwa to oddycha się lepiej, głębiej i wspomnienia tak dobrze nas działają, bo pamięta się tylko to co dobre :)

    OdpowiedzUsuń