środa, 16 sierpnia 2017

Magnesy...

Najpierw była długa podróż pociągiem, wydłużona o godzinę z powodu jakichś prac remontowych i dwudziestominutowe spóźnienie. Podróż w wagonie bez klimatyzacji, w gorącu. Starałam się myśleć słowami "Milczenia lodu", książki, której akcja dzieje się w islandzkim miasteczku, gdzie "lato jest bardziej stanem umysłu" niż latem. Chciałam poczuć chłód opisywanych fiordów, zaśnieżonych uliczek, zimowych ścieżek. I nic to nie dało :)


W oknie uciekały mi obrazy brzozowych zagajników, lasów, ściernisk z belami słomy, pola wąsatej kukurydzy i drobnych słoneczników, wrzosów i nawłoci złotej od słońca...


A potem było Miasto. I kiedy tylko stanęłam na peronie, poczułam jak oblepia mnie tropikalne gorąco, jak żar dotyka mnie swoimi parzącymi mackami. Miasto pachniało kurzem i spalinami. Powietrze falowało, a oczy mi łzawiły...


A jeszcze potem było przyjemnie chłodzić się na balkonie u M., patrzeć na panoramę Miasta i cieszyć oczy zielenią, której na osiedlu M. dość sporo...


W sobotę wybraliśmy się na wycieczkę do Płocka. Odbyliśmy spacer ścieżkami Broniewskiego, podziwialiśmy wiekowy dąb, o którym poeta często pisał. Przeszliśmy się promenadą na Wiśle. Zachwycaliśmy się barwnymi kamieniczkami, ratuszem, katedrą, pyszną kawą i ciastem marchewkowym w sympatycznej kawiarence, której nazwy nie pamiętam. A przede wszystkim zwiedziliśmy Muzeum Mazowieckie, które mieści się w pięknej secesyjnej kamienicy i na czterech piętrach mieści  zbiory sztuki secesji i art deco. Podziwialiśmy aranżacje wnętrz mieszczańskich, urządzonych ze smakiem i z dbałością o szczegóły, sale rzemiosła artystycznego, szkła, ceramiki i biżuterii...


Jestem wielbicielką secesji, więc z przyjemnością oglądałam eksponaty, o każdym można powiedzieć: perełka. Warto zobaczyć wystrój jadalni, salonu, gabinetu, buduaru, pokoju dziecięcego. Meble zdobne motywami kwiatów i ważek, witrażowe lampy, drobiazgi, lustra, pościele, parawany, zastawa stołowa, obrazy, na szczególną uwagę zasługują te Wyspiańskiego i Mehoffera...


Czas z M. spędzaliśmy spacerując ulubionymi uliczkami, parkami, odwiedziliśmy ulubioną księgarnię, odnaleźliśmy nowe miejsca i nowe smaki. Upał wciąż był dokuczliwy, więc chodziliśmy zacienionymi stronami ulic. Wieczorami delektowaliśmy się czasem domu, sobą, chwilami na chłodnym balkonie z lampką winą...


Ostatnio polubiłam KappAhl. Tym razem kupiłam granatowe spodnie, do pracy idealne :)


A dziś wybrałam się do Szczecina w związku z coroczną kontrolą u Ważnego Lekarza. Chciałam już po wizycie wybrać się na spacer po Wałach Chrobrego, odwiedzić swoje ulubione miejsca, tym bardziej że coraz bliżej koniec wakacji. Jednak szybko wróciłam do domu, bo Szczecin był pełen deszczu...


Popołudnie wciąż jest zadeszczone, szare i pełne melancholii. Studiuję nowe podręczniki, wybieram lektury, opracowuję strategie, wszak po siedemnastoletniej przerwie znowu będę uczyła w szkole podstawowej...


Piję kawę i ocalam słowami obrazy, by były jak magnesy do przypięcia na lodówce :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz