niedziela, 1 października 2017

Złoci się października czas....

Złociste fontanny brzóz, rumieńce klonowych liści, miedziane korony kasztanowców w Alei. Taki widok mam z okna w salonie. Niedzielny poranek pachnie kawą i dźwiękami z płyty Anny Marii "Szeptem"...


Pierwszy dzień października, który zwykle złoci się w słońcu, nasącza liście szkarłatem, fioletowieje marcinkami, wrzosami, poranki chłodzi i szybciej podchodzi grafitowym mrokiem pod okna. Lubię październik. Lubię późne popołudnia z morelową poświatą na niebie, z wstążeczkami czerwieni, ciepłego pomarańczu. Lubię stać wtedy przy oknie i oczy sycić blaskiem odchodzącego słońca, ogrzewać ręce kubkiem z herbatą pachnącą cynamonem i pomarańczami. Potem przychodzą wieczory, którym migdałowe oczy rozajaśniam blaskiem świec i pozwalam kołysać się z dźwiękami...


Ta jesień nie jest nazbyt słoneczna, ale ilekroć pojawia się pastelowe słońce, wracam do domu drogami trochę dłuższymi o pobyt w bibliotece, sprawunki w sklepikach, chwilę rozmowy z panią kioskarką. Niestety od poniedziałku kiosku już nie będzie, bo pani odchodzi na emeryturę i nie znalazł się chętny do przejęcia obiektu. Swoje czasopisma będę musiała zaprenumerować...


W pracy i w domu dużo pracy mam. Przygotowuję lekcje, a mam cztery nowe podręczniki, spradzam klasówki, zeszyty, opracowuję karty pracy, bo te gotowe nie zawsze mi pasują. Kończę warsztaty literackie i przygotowuję almanach do wydania. Będą w nim teksty moich uczniów. Narzekam na brak czasu, ale wieczorami znajduję chwile na przeczytanie choć kilku stron. Teraz znowu bywam w Lublinie i Kazimierzu za sprawą książki M.A. Oleksy "Samotność ma twoje imię". Daję się zaczarować tej powieści i słowom...


I już zaliczyłam piersze jesienne przeziębienie. Jeszcze się kuruję. Już włączam piec i jabłkami pachnie dom...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz