poniedziałek, 28 września 2015

Popołudniowo...

A jesień wciąż powoli się zbliża, tak kocio i miękko. Ma moje czarne czółenka na wysokich obcasach, granatową tunikę w orientalne wzory, rozkołysane kolczyki i oczy rozświetlone szarym cieniem. A serce naszych perfum tworzy fiołek, śliwka i jeżyny. Jesiennie tak...


Na pięknym koncercie wczoraj byłam. Rozkołysały mnie jazzowe, bluesowe i swingowe dźwięki, a z okien sali obserwowałam rozskrzydlonych liści spadanie. Jestem pewna, że te liście spadały na ziemię przytulnymi stronami...


Dziś, kiedy wracałam z pracy, usłyszałam żurawi tęsknotę, a potem zobaczyłam je w równych kluczach...


Wrześniową hosannę wyśpiewują puste pola, karmazyny głogowych kulek, witraże pajęczyn w porannym słońcu, zielonozłoty migot liści, strugi blasku, galaktyki amarantowych astrów i rdzawe łuny kasztanowej alei...


Popołudnie smakuje czerwoną herbatą...


"Narzeczona Schulza" jest jednak książką o Schulzu. O Schulzu widzianym oczyma Juny, jego muzy i narzeczonej, ale i samej Tuszyńskiej. Dobrze mi się czyta tę poetycką opowieść o trudnym, niezwykłym, niespełnionym uczuciu...


I muzyka wokół mnie krąży, przetyka moje włosy melancholią...

środa, 16 września 2015

Przymiarka do jesieni...

I znowu środa. I znowu dni tak szybko minęły. Obiecywałam sobie częściej pisać, a tyle zajęć, że wieczorami tylko o śnie myślę, bo czuję się zmęczona. Przed snem uda mi się tylko kilka stron "Ja nie jestem Miriam" przeczytać i oczy mi się same zamykają...


Weekendowy czas z M. minął uroczo, ale za szybko, jak zawsze. I byliśmy na jesiennym spacerze w alejach, zbieraliśmy pierwsze kasztany, które teraz zdobią kuchenny parapet i zaświadczają, że jesień się zbliża. A świat się złocił, pąsowiał kulkami dzikich róż i głogów, pachniał jabłkową tartą i herbatami w jesiennym kolorze...


W poniedziałek miałam pierwsze zebranie z rodzicami i było mi przykro, bo przyszło tylko 9 osób. Przygotowałam materiały, z którymi rodzice powinni się zapoznać, poświęciłam czas. Ci obecni na zebraniu nie chcieli działać w radzie rodziców i mam problem, bo kogoś wybrać trzeba...


Wczoraj wybrałyśmy się z koleżanką na spacer. Cieszyłam oczy niebem błękitnym, kolorami wrzosów, nieśmiało spadającymi liśćmi, ich szafranowym odcieniem, purpurą klonów japońskich, których liście spadały do stawu, tworząc z rzęsą wodną mozaikę w iście bizantyjskim stylu :)


I taki miękki wydaje się być świat, migotliwie rozpisany na kolory wczesnej jesieni, ptasie nawoływania, zmierzchy w śliwkowej poświacie i morelowym blasku...


I tak, poranki już ciemniejsze, wieczory szybciej przychodzą, ale wciąż jeszcze resztki lata w powietrzu, w pejzażu...


A dziś taki miły poranek: bukiety życzeń, prezenty, imieninowe serdeczności, a po południu spotkanie z koleżankami przy kawie :)

środa, 9 września 2015

O środzie...

Drobny deszcz uperlił okna, niebo jest dziś szarawe, kłębią się sine obłoki, a powietrze smakuje chłodem. A wczoraj popołudnie pachniało jesiennymi dymami, ktoś porządkował ogród i palił zeschłe łęty i chwasty. I zapach ten jest dla mnie prologiem jesieni...


I pięknie wczoraj zachodziło słońce. Złociło się niebo, rozlewało płomiennym pomarańczem, różowiało, nasycało się pastelowym fioletem, a potem cichło, nasączało się pięknem kobaltu, aż stało się atramentową czernią. Wracałam z późnego spaceru i obserwowałam, jak zmieniają się ponad polami te kolory...


Środa zaczęła się sympatycznie pobudką bez budzika, telefonem od M., śniadaniem niespiesznym, kawą w ulubionej filiżance...


Dziś pojadę do Miasteczka. Muszę załatwić sprawę w banku, poczynię małe sprawunki i zajrzę do jedynego w Miasteczku sklepu obuwniczego, bo marzą mi się nowe czółenka na słupkowym obcasie :)


Z niecierpliwością czekam na przesyłkę z internetowej księgarni, a szczególnie na nową książkę Cherezińskiej, Tuszyńskiej i Axelsson...


Domowe chwile ubarwiają mi astry w wazonie, melancholijna Norah Jones...


Pora na zmiany w szafie. Czas odświeżyć sweterki, szale i schować lekkie, letnie stroje. Już wróciłam do jesiennych perfum...


Uśmiecham się do ciebie, środo...

niedziela, 30 sierpnia 2015

Wciąż w słońcu...

Ładna chwila- otwarte drzwi balkonowe, wrażenie, że lato chodzi po domu. Jest ciepło, pachnie skoszoną trawą i niebieści się niebo...


Kończy się czas cudnego nicnierobienia. Smakuję ostatnie wakacji chwile. Jeszcze nie liczę sekund, jeszcze nie mam oczu na baczność. Już obłaskawiam myśli o hałasie. Przygnębiająco działa na mnie powrót do pracy, to, że będę miała mało godzin...


Cicha niedziela. Słoneczniki w wazonie rozświetlają czas, przyjemny chłód dotyka, pachnie kawa, niespiesznie tyka zegar...


Cieszę się na dłuższe wieczory, na zapach wczesnej jesieni, na refleksy pastelowego słońca na rudziejących liściach, na impresję barw, malarskie poranki w mgiełkach, pajęczynowe woalki, aromaty świec, polarowe kocyki, smaki herbat, szelest kartek książek, które lada dzień nadejdą. Tak trochę wrzesień już wplatam we włosy...


A wczoraj tak pięknie złocił się księżyc...


Dziś chowam się za rzęsy wspomnień i wysyłam uśmiechnięte latawce myśli do M.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Oczekiwaniem rozdzwonione chwile...

Niedziela w cekinowej sukni słońca, jasna i lśniąca, w roztańczonych lekkim wiatrem kolczykach liści, pulsująca oczekiwaniem na M., który właśnie w pociągu...


Na polach zamilkła pieśń kosiarzy, kasztanowce zielenią się rdzawo, a pustka bocianiego gniazda zapowiada coraz bliższy koniec wakacji...


Ocalam te resztki wakacyjnej wolności. I cieszę się na czas z M.


Okna rozjaśnione światłem, ciche dźwięki radiowego grania, lody o smaku miętowo- śmietankowym. Ilekroć je jem, przypominam sobie zdanie mojego bratanka: "Ciociu, wakacje są po to, żeby się bawić i jeść lody"...


Pięknej niedzieli!

piątek, 21 sierpnia 2015

Słów kilka wieczorem...

Księżyc jest jak cząstka pomarańczy, czerni się niebo, a wieczór pachnie czymś nieuchwytnym i trudnym do zdefiniowania. Za oknem świerszczowa orkiestra i lekki wiatr. W moim pokoju urokliwe żółte gladiole w wazonie i zmysłowy głos Anny Marii...


Dziś byłam w Soplicowie mym. Odwiedziłam grób rodziców, popatrzyłam na mój dawny dom z czerwonej cegły, na ulubione kasztanowce, jarzębiny, łąki, dolinkę, pagórek, z którego jest najpiękniejszy widok na zachodzące słońce. Nie przynależę już do tamtych miejsc, ale wciąż lubię myśleć o nich: moje...


A potem odwiedziłam ulubioną kuzynkę i jej mamę, siostrę mojego taty, która niedawno skończyła 81 lat. Dobry to był czas...


Końcówka wakacji. W poniedziałek zaczynam pracę. Najpierw poprawki, potem zebranie przedmiotowców, a potem jeszcze rada. A mnie się wydaje, że wakacje dopiero się rozpoczęły :)


Taki piękny ten sierpień, taki barwny. Słońce trochę złagodniało, upały nie doskwierają. Trwa ogrodów czas...


A księżyc taki złoty...

piątek, 31 lipca 2015

Wspomnieniom nadając kontury...

Druga połowa lipca była żółta od mirabelek i pól słoneczników. I niemiłosiernie gorąca, temperatury dochodziły do 39 stopni, powietrze parzyło jak barszcz Sosnowskiego, szczypało w oczy, falowało. Kiedy planowaliśmy wakacyjny wyjazd, nie mogliśmy przewidzieć aury pogodowej...


I tyle wrażeń po tych dniach zostało, tyle wspomnień...


Najpierw długa podróż pociągiem do Częstochowy. Tu mieliśmy ponad trzy godziny do autobusu, więc przeszliśmy się na Jasną Górę, spacerowaliśmy Aleją NMP, delektowaliśmy się lodami o smaku słony karmel. I późnym wieczorem wyruszyliśmy do Bratysławy...


Zabytkowa część Bratysławy jest niezwykle malownicza, bogata architekturą gotyku, wiedeńskim barokiem i secesją. Wrażenie robi kościół św. Marcina, majestatyczny Zamek Bratysławski, górujący bielą nad miastem, Rynek Główny: kameralny barokowo- secesyjny, z pastelowymi elewacjami, zielony od liści niewysokich drzew, z fontanną Rolanda. Zachwycają odrestaurowane uliczki- wąskie, kolorowe, pełne kamieniczek z malowanymi płytkami ceramicznymi, z pięknymi portalami, balkonikami. I zachwyca Pałac Prymasowski i zgromadzona tam kolekcja arrasów ( byliśmy jedynymi zwiedzającymi i w jednej z sal czekał na nas przewodnik, zachwycony, że ma słuchaczy, wspaniale, prawie po polsku opowiedział nam o historii tego miejsca). Właściwie na Starówce co krok spotyka się osobliwości i niezwykłości. Przeuroczy jest niebieski kościółek poświęcony św. Elżbiecie, bratysławskie figurki ( Czumil, Piękny Ignaś i podsłuchujący zakochanych żołnierz napoleońskiej armii) , z którymi koniecznie trzeba zrobić sobie zdjęcie :)


Zapamiętam zgromadzone w muzeach obrazy, najbardziej chyba martwą naturę z czaszką i niezapominajką, nieznanego artysty, ale oryginalnego bardzo...


Magia Dunaju, który nie modry był a zielony, od nabrzeżnych roślin odbijających się w wodzie. Wspaniałe widoki ze wzgórza, na którym pozostałości warowni Devin. Ścieżki z wijącym się różowym powojem. Szpalery drzew przypominające nasze kwitnące akacje. Małe Karpaty, zielono- niebieskie i maleńkie domki jak z bajki...


I winny szlak. Zielone winnice, dwa małe, niemalże wyludnione miasteczka: Svaty Jur i Pezinok, w których jakby czas się zatrzymał, a kamieniczki wrastały w wieczność. I degustacja win, białe okazują się smaczniejsze od tych czerwonych...


Smakowite haluszki z bryndzą, gulasz, knedle z jabłkami, baranina z sosem żurawinowym, zimne piwo :)


Dwa dni spędziliśmy we Wiedniu, który wydał się nam monumentalny, taki wymuskany, uporządkowany, górujący architektonicznie, ale przecież piękny. Choć wszystko w nim wyolbrzymione: pomniki, cesarskie rezydencje, secesyjne kamienice, o których nie da się powiedzieć tak jak o tych bratysławskich czy naszych krakowskich: kamieniczki...


Zachwycaliśmy się katedrą św. Szczepana, choć przeszkadzał nam tłum zwiedzających i atmosfera jak na dworcu kolejowym. Urzekła barokowa rezydencja Belvedere i zgromadzone tam dzieła sztuki ze słynnym "Pocałunkiem" Klimta. W Muzeum Historii Sztuki oczarowały mnie przede wszystkim obrazy Bruegla, jakże inaczej wyglądały kolory niż na kartach albumu...


I tak, była kawa po wiedeńsku, torcik Sachera i wiedeński sznycel :)


Z przyjemnością spacerowałam po ogrodach. W jednym z nich zgromadzono pomniki muzyków związanych z Wiedniem, a w drugim rosło tysiące róż, jak w tym z "Małego Księcia" :)


I tak, bolały mnie nogi, byłam zmęczona, trochę marudziłam, ale zobaczyliśmy tak dużo. M. był moim cudownym przewodnikiem...


Wieczory spędzaliśmy w naszym pensjonacie, celebrując kolacyjki, kolory win i widok na pasma gór...


Witajcie!