czwartek, 25 października 2012

Wygładzając smutek...

Zimny dzień, matowy, pełen wilgoci, wietrzny, mniej ładny w półprzezroczystej pelerynie mżawki i deszczu. Rankami już długo trzeba czekać na wyłaniające się z mroku zarysy domów i pierwsze światła. Szybciej powietrze ciemnieje niczym stare złoto, szybciej na parapetach przysiada szafirowy zmierzch i czerń się staje...


Wilgocią nabrzmiały kolory liści, zintensywniały ich odcienie. Mogłyby być pięknymi motywami na gobelin...


Jakiś smutek zawisł pomiędzy wczoraj a dziś. Byłam u ojca...


Teraz mój dom, czarny prostokąt okna z amarantowymi dzwoneczkami grudniaczka. Zakwitł już, dziwnie, bo zazwyczaj zakwita przed Bożym Narodzeniem...


Rozjaśniam przestrzeń miodowym światłem lampy, dłonie ogrzewam filiżanką gorącej herbaty. Malutkie świeczuszki rozsnuwają cynamonową przyjemność, odpływa lekko zmęczenie. Zaraz zasiądę w zielonym fotelu, otworzę książkę, owinę się słowami, otulę ciepłem rudego koca...


Spokój drobiazgów, dziś szczególnie potrzebny...

wtorek, 23 października 2012

Znów drobiazgi...

Mgła w kolorze pereł. W przesmyku czerni ulica w spiralach szarości, w rozedrganym, rozmazanym świetle lamp ulicznych. Sennie i mokro. Ta senność się rozsnuwa, więc zapalam świecę o kawowym zapachu. Jesień ociera się rozpuszczonymi włosami wiatru o szyby, a przez uchylone leciuteńko okno sączy się ciemny granat powietrza...


Październik pozwala wciąż oddychać kolorami. Liście szeleszczą rudościami, żółciami i bordami. Lecą z drzew, finezyjnie i lekko, szeleszczą pod butami...


Czas się odmienia, czas się wydłuża. Lubię te jesienne wieczory w moim domu. Lubię za wdzięk światłocieni, za zapach nostalgii, za czas herbat i muzyczne drobiny. Dziś dodatkowo za pomarańczowe ciepło drobnych goździków zakupionych własnoręcznie w Miasteczku...


Przestrzeń zawężam do filiżanki z herbatą, do słów Herberta i jego "Martwej natury z wędzidłem". Trwam w zachwycie nad opisami miejsc, obrazów, kolorów, doznań...


A w oknie wciąż mleczna mgła i księżyc taki mglisty...

poniedziałek, 22 października 2012

Chwilki, mgiełki i drobiazgi...

Długa podróż pociągiem, uciekające w oknie obrazy, prześwietlony słońcem las, feeria barw. Ciepły dzień, złota polska jesień i nitki babiego lata fruwające w powietrzu. A potem odchodziło słońce, las w złotych szkarłatach wyglądał, jakby płonął, niebo było mozaiką granatu i amarantu. I księżyc jak cząstka mandarynki. Jedna ze współpasażerek powiedziała o nim, nie wiedzieć czemu, że wygląda jak Drakula :)


Sobota wypełniona pośpiechem i gwarem miasta. Po ciszy i spokoju mojej wsi ten tłum, rozmach, szum jest znośną odmianą. Buszowałam po sklepach w celu zakupienia kurtki i udało mi się kupić taką, jaką sobie wymarzyłam...


A potem M. zaprosił mnie na spacer. I choć tłoczno było, było pięknie. Drzewa złociły się w słońcu, wiewiórki figlowały, pachniało jesienią. Szuraliśmy liśćmi, snując się alejkami...


Wieczorne chwile były domowe. Filiżanki parowały czarną herbatą z porzeczką i kardamonem, płomyki świec dodawały głębi kolorom wina i było szczęśliwe, czule i dobrze. Potrzebowałam bardzo tego czasu u M.


Dziś ciepło mi w środku...


A dzień mglisty, w szarym kolorze. Barwy liści naznaczone melancholią października. Świeczki palę, piję herbatę o smaku prażonych migdałów. Ma słodkawy smak i leciuteńką goryczkę w sobie. Po poniedziałku w pracy cisza jest muzyką :)

piątek, 12 października 2012

Interludia...

Październikowe poranki w woalach mgieł, w impresjonistycznym rozedrganiu barw i światła, refleksyjne i melancholijne. Coraz trudniej się budzę, coraz trudniej mi wstawać i wynurzać się z ciepła kołdry do życia...


Dziś świat jest taki ładny. Obrysowany czerwienią jarzębin, purpurą klonów, ciemną żółcią traw. Gałęzie znajomych drzew w barwnych papugach liści. Urzekają mnie te cynobrowe, miedziane, rdzawe, szafranowe, herbaciane, te w odcieniu czekolady, sieny palonej, oberżyny, cynamonu i szkarłatnej czerwieni...


Tren ptasich odlotów. Szyfonowa zwiewność wiatru. Sprzymierzone z nim liście bezszelestnie kładą się na ziemi. Złoto zachodzi czerwienią, a z pól wąską smugą gorycz się snuje jak kadzidlany dym...


Mam lekko uchylone okno, dla tych dymów właśnie, dla tej goryczy...


Głaszczę okładki nowych książek i już się cieszę na czas z nimi. Pierwsza do przeczytania to "Farby wodne" Ostałowskiej, potem "Kapelusz pełen czereśni" Fallaci albo "Włoskie szpilki" Tulli. Zakupy zrobiłam na konto nagrody z okazji DEN, choć nie wiem, czy takową dostanę :)


Z głośników sączy się jazz nagrany z programów Marcina Kydryńskiego. Opiekuję się swoją samotnością, aromatem herbaty znaczę chwilę...

sobota, 6 października 2012

A świat jesienią jest...

Za oknem pejzaż jak ze starego obrazu. Zrudziałe kasztanowce ulatują gałęźmi w niebo. A niebo zimne dziś, spadające szarym całunem deszczu. I temperatura powietrza jesienna...


Wieloskrzydły wiatr i milczenie ptaków. Wędrujące parasole, zmagające się z kanonadą deszczowych kropel. W tej jesiennej szarudze barwne objawienia liści. Urok złocistookich brzóz i rozczerwienionych klonów, kobierzec rudych kasztanów pociemniałych od wilgoci...


Swoją osobność dziś zaznaczam piosenkami Grażyny Łobaszewskiej, nostalgią chryzantemy, światłem już zapalonych świec. Słońca mi brak, poczucia na koniuszkach rzęs świetlnego migotania...


Ostatnio w Miasteczku, w Dużym Sklepie zauważyłam na półkach słodycze w opakowaniach z motywami świątecznymi. W kiosku na początku października listopadowe gazety, a w witrynach wystawione kalendarze na nowy rok. Kiedy na to patrzę, mam wrażenie, że czas przyspiesza, że komuś zależy, by szybciej mijać. Po co ten pośpiech, gnanie?


Cieszą mnie jesienne wieczory. Cieszy mnie mój dom, wydający się być jak łupinka orzecha przytulny i ciepły. Wydłużam chwile, czytam do nocy, oglądam zaległe filmy. Lubię być pod kloszem pyzatej lampy, opatulić się pledem w pastelowe pasy, delektować herbatą o smaku słodko-gorzkich migdałów. Polecam! (herbata Dilmah)


Czekam na przesyłkę z książkami. Oprócz nowej Musierowicz zamówiłam inne, stąd opóźnienie w dostawie. W oczekiwaniu na przypominam sobie " Sprężynę". Lubicie Jeżycjadę?

czwartek, 27 września 2012

A jeśli za horyzontem nie ma nic :)

Czwartek od rana zapłakany deszczem, w srebrnych szarościach skąpany, pod parasolami skryty. Przedwieczorną porą niebo nabiera ciemnoniebieskich znaczeń, przestało padać. Kiedy stałam przed chwilą na balkonie, by chłonąć zrudziałe kolory liści kasztanowców w alejach, czułam chłód i oddychałam wilgotnym powietrzem. Drzewa szumiały małym koncertem skrzypcowym jak u Zielonego Konstantego...


Czas nie chce się rozciągnąć. Po lekcjach jeżdżę do Miasteczka na rehabilitację. W domu jestem przed 17, zmęczona, głodna i spragniona herbaty :)


Dziś kupiłam złocistą, strzępiastą chryzantemę. Lśni jak słońce, którego tak mi dzień cały brakowało. A teraz resztki dnia przysiadają na parapecie, czwartek stroi się w woalkę mroku, czas zwalnia...


Koloruję chwile głosem Bajora i jego francuskimi piosenkami, rozsłoneczniam pokój płomykami świec. Pachną cynamonem. To idealny zapach na wczesną jesień. Melancholijnie mi nieco, piję białe wino i zaczynam odmierzać minuty do piątku, bo M. przyjeżdża...


Nie wyrasta się z Musierowicz, więc zmawiam jej najnowszą książkę w internetowej księgarni i już cieszę się na spotkanie z Borejkami i resztą :) 

czwartek, 20 września 2012

W lekkiej jesieni...

Przepadłam na trochę. Kończyłam pisanie planów, sprawdzałam pierwsze prace, wracałam rzeczom miejsce w swojej klasie. Wydaje się, że wszystko ogarnięte...


Dziś mam na później do szkoły, na bardzo późno, bo dopiero na 13. Więc celebruję domowy czas śniadaniem bez pośpiechu, zatrzymanymi chwilami w filiżance kawy, przeczytaniem kilkunastu stron "Tak sobie myślę" Stuhra. Rozświetlam się anielskim głosem Anny Marii, tym z płyty "Szeptem", patrzę na barwną impresję cynii i astrów w wazonie...


Dni mijają tak szybko. Przesympatyczne było spotkanie z Komidą, która jest z "tych ludzi, którzy znają Józefa":)) Za szybko minęło weekendowe spotkanie z M. Miłe spotkania z przyjaciółmi z okazji moich imienin...


Za oknem liście migocą zielenią, ale ja zauważam wokół kolory lekkiej jesieni. Bo ta zieleń już z delikatnym balejażem rudości, żółci i jasnych brązów. Tak zachwycają mnie te kolory. A między nimi mieniące się okazale korale jarzębin, dzikich róż, czarnych bzów. I chcę czasu opadających liści, przepychu barw ciepłych i kojących a wyrafinowanych zarazem, cierpkich zapachów dymów snujących się nisko, bukietów z liści, kulek kasztanów i jesiennych wieczorów w moim domu...


Już czas na jesienne snuje, na ciepło rudego koca, płomyki świec. I kupiłam wczoraj herbatę o smaku karmelowym, bo pasuje do jesieni. I pachnę już jesiennymi perfumami. Tak jakoś mi pilnie do tej jesieni uwielbianej...