piątek, 3 grudnia 2010

Ze spokojem w kącikach oczu...

Świat wciąż w białej sukience. Pięknie wygląda zieleń krzewów bukszpanowych w igiełkach mrozu. Gdzieniegdzie czerwone korale jarzębin ożywiają biel. I takie dziś cudowne światło w zatoce szafirowego nieba. Delikatność słońca wydobywa malarskość krajobrazu, rozświetla wysmukłość drzew, rozmywając ich kontury jakby pędzlem impresjonisty. Ponad dachami domów snują się siwe smugi dymów, spowijając pejzaż w jakąś melancholię...

Dziś mój bratanek ma urodziny. Kończy pięć lat. A mnie się wydaje, że to było tak niedawno, kiedy był kruszynką nowo narodzoną i przyniósł nam wszystkim tyle szczęścia. I żal mi, że życzenia przekażę mu przez Skype, a prezent przez kuriera, że tylko tak mogę dzielić z nim i jego rodzicami ten dzień...

Domowe chwile mijają niespiesznie. Rozpieszczam się tą niespiesznością, ale też zaprowadzam ład w mieszkaniu, wstawiłam pranie...

Piątki są prawie sobotami, a jednak nimi nie są i to jest w nich urocze. Minuty snują się muzycznie. Na talerzyku cząstki mandarynek i zielona herbata w białym kubku. Ogrzewam dłonie jego gorącem. Spokój drobiazgów i dotyk słów z listów od M. Cynamonowy aromat świecy rozjaśnia przestrzeń. Zaraz zasiądę w swoim zielonym fotelu, owinę się słowami czytanej książki i ciepłem rudego koca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz