poniedziałek, 27 grudnia 2010

Poświątecznie...

Świąteczne dni minęły jak zwykle za szybko. Ulotne chwile zatrzymałam na kilku fotografiach: dumę Małego z pierwszej koszuli z krawatem, jego uśmiechnięte oczy po rozpakowaniu prezentów, ciągłość rodu na wspólnym zdjęciu dziadka, taty i wnuka :)

Święta obchodzone w towarzystwie dziecka są bardziej magiczne. Chce się chcieć. Była więc opowieść o Jezusku i nocy pełnej cudów. Jako że nie udało mi się "zorganizować" prawdziwego Mikołaja, wymyśliłam historię o tym, w jaki sposób prezenty znalazły się pod naszą choinką i cudownie było obserwować zdumienie w oczach mojego bratanka. I wszystko go zachwycało: dekoracje, zapalone świece, kolędy, nawet zimowe piosenki Stinga. A wczoraj zrobiliśmy teatrzyk i dzielnie trzymał kukiełki, choć "ręki" go już bolały w piątej minucie przedstawienia...

Dziś dom już ucichł. Tato odjechał rano. Przez cały ten czas trzymał fason, rozmawialiśmy, wspominaliśmy. I to były dobre chwile...

Zima ma się dobrze. Śniegu przybyło, świat bieli się, wydaje się być przykryty puchem i czerń drzew rozjaśnia mleczna poświata. Jest dzięki temu jakaś miękkość w krajobrazie...

Chwila pachnie kawą i smakuje bakaliowcem (przepis znalazłam w blogu Liski). Migocą lampki na choince, plączą się piosenki z jazzowego radia. Odpoczywam. Zasłużenie odpoczywam :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz