sobota, 29 listopada 2014

A w dłoniach pasma słońca trzymam...

Dzisiejsze niebo to prosty powód do uśmiechu. Pierwszy przymrozek rozjaśnił szarość, rozświetlił ją, ubławacił. I leżące na ziemi liście w koronki szadzi ustroił. Powietrze smakuje chłodem...


Ostatnie dni to sprawdzanie prac, tych domowych i klasowych, spotkania z rodzicami, którzy nie mogli być na wywiadówce. Trochę później więc wracałam do domu i tego domowego czasu dla siebie miałam mniej...


Sobota bez M. Porządkuję przestrzeń, odbieram telefony M. z przerw, bo M. dziś i jutro pracuje, zasłuchuję się w Ninie Simone, wstawiam pranie, zamawiam prezenty dla Małego, te z listu do Mikołaja :)


Aromatem kawy naznaczam literki teraz wystukiwane...


Wczoraj sięgnęłam po "Gołębiarki" Alice Hoffman i pochłonęły mnie losy czterech kobiet, tytułowych gołębiarek, dzielnych i niezwykłych. I zachwyca mnie narracja zmysłowa i nieco magiczna, plastyczne obrazy, liryzm języka. Pięknie pisze Hoffman. Między kartkami plącze się zapach mirry, woń migdałowców, różowego kwiecia tamaryszku, szałwii. Suchy piasek wciska się w oczy, dotyka gorącem powietrze. Czytam niespiesznie...


Wracam do moich perfum "Vanille noire", bo pasują do listopada i do ciepłych swetrów...


Cieszę się na grudzień. Wierzę, że to będzie dobry miesiąc, także dlatego, że to miesiąc moich urodzin :)


Soboto, mijaj nam wdzięcznie...

sobota, 15 listopada 2014

Jak kubek kakao...

Żadnej chmury na niebie, żadnego ruchu, dziś niebo jest szarością niezgłębioną. Kontury drzew jak z teatru chińskich cieni. Liście marszczą się i kurczą, ulatują z wiatrem albo z deszczem, przyklejone do jezdni wyglądają jak misterna mozaika w złotach i żółciach nakrapianych brązem. Na coraz bardziej ogołoconych gałęziach drzew siadają ptaki i skrzeczą...


Z porannymi, sobotnimi sprawunkami przyniosłam do domu chłód listopada i korzenny zapach powietrza...


Sobota jak zwykle jest porządkowa. Wstawiłam pranie, niestety nie wysuszę go na balkonie, nie będzie pachniało słońcem i lekkim wiatrem. Wstawiłam zupę. Jesienią rozgrzewające i sycące zupy często królują w mojej kuchni...


Teraz czas kawy i odrobina słodyczy w postaci marcepanowego batonika. I przypominam sobie Kate Bush: delikatne dźwięki fortepianu, szalone gitary, wyrafinowany głos czasem smutny, czasem dziwaczny, czasem anielski. Czarujące dźwięki na późną jesień...


Gęsty dym snuje się za oknem, sąsiad pali liście w ogrodzie. Gorzki aromat wkrada się do mojego domu uchylonym oknem...


"Dolina Muminków w listopadzie" jest jak kubek kakao. Czytam sobie do poduszki :)


Lubię te listopadowe godziny powolne i miękkie, całe utkane z mroku. Tak szybko zapada zmierzch, powietrze robi się szare. I jestem w moim domu jak w gnieździe. W długi weekend M. dzielił ze mną czas niespiesznie i ładnie...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Wieczór granatem się kładzie...

Granatowe okna, ścieżki uciekają w mrok. A jeszcze kilka chwil temu świat upiększał rozczerwieniony horyzont, a domy stały w różowych rumieńcach...


Lubię listopad. Lubię mgliste poranki, zadumane i melancholijne, kaligrafię drzew, zapach butwiejących liści. Tegoroczny listopad wciąż błogosławi kolorami, oranżowymi płomykami liści, złocistą żółcią. Bajeczna ta jesień. W krótszych już dniach tyle ładnego słońca jeszcze...


Dobre to były dni. Z moimi najbliższymi. I Mały pytał o tych, którzy są po drugiej stronie, o naszych Umarłych. I przywoływałam Ich obecność, gesty, zdarzenia, słowa, tamten czas, kiedy byliśmy razem. I przecież Oni są zawsze blisko, ale w te pierwsze dni listopada jakoś bardziej się to czuje. I cmentarze pachniały wiecznością, a wokół uroda drzew, tysiące płomieni, krążące wspomnienia, chwile dobrego smutku...


Nie przysyłają pocztówek Stamtąd, ale lubię, kiedy pojawiają się w snach...


Herbatą mandarynkową smakuje wieczór i ciszą. Cisza jest dobra dla mojej duszy :) I poczytam sobie. Z przyjemnością poczytam sobie "Stulecie Winnych"...

piątek, 24 października 2014

Nieprzelotnie...

Widok z mojego okna przypomina dziś smutną pocztówkę. Mokry pejzaż, szara mżawka, szare cienie, światło umiera. W tym wszystkim kilka barwnych detali: przydymiona czerwień owoców dzikiej róży, żółć ostatnich brzozowych listków i jeszcze trochę wdzięcznej zieleni...


Byłam na spacerze. Kapturem odgrodziłam się od szarego świata, od nieba ze zgasłym błękitem...


Chciałabym napisać: czas rozpalić w piecu, swój mogę tylko włączyć i robię to, bo zimno igiełkami dotyka. Do ciepła kaloryferów dodaję płomyki świec. Pachną jabłkiem i cynamonem, ładnie tak...


Jesienna suita. Październik w sukience skrzydlatych liści, w perełkach deszczu, w gracji siwych mgieł, w kosmatych szalach wiatru...


Ta jesień to oczekiwanie na "Siestę 10", na "Księgi Jakubowe" Tokarczuk i "Gniew" Miłoszewskiego. To moje nowe botki na niebotycznych, acz wygodnych obcasach, paznokcie w czekoladowym kolorze, ciemniejszy odcień włosów, miękki kardigan, popielaty szal w barwne kwiaty, świeca o zapachu migdałów i aromaty nowych herbat...


W zaokiennym mroku bursztynowe światło ulicznych lamp i ten srebrzysty deszcz, który pozwala cieszyć się domem i zamyślać słowami piosenek z płyty Anny Marii "Szeptem"...


Jesień to pora domu, prawda?

niedziela, 19 października 2014

Po tamtej stronie...

Smutne dni. Od wtorku smutne. Od porannego telefonu z wiadomością, że umarła moja kochana Pani A. Dobra, mądra, kochająca, ludzka, piękna, dzielna. Czuję się opuszczona przez bardzo ważną dla mnie Osobę, Przyjaciółkę, Mistrza w zawodzie, pokrewną duszę, nauczycielkę życia. Czuję się tak, jakby drugi raz umarła mi mama...


Znała mnie od pieluszek, przyjaźniła się z moimi rodzicami, ja przyjaźniłam się z jej synami i z nią...


Chorowała. Bardzo...


Wierzyłam, że jej się uda. Była taka dzielna, taka cierpliwa i ufna w tym swoim chorowaniu...


Czuję ogromny smutek i wdzięczność za wspólne lata. Piękne i dobre lata. Tyle niezwykłych wspomnień mam w sobie, ważnych rozmów, chwil i chwilek, dzielenia się tym co ważne i banalne. Słowa nie oddadzą niezwykłości naszej relacji...


Płaczę po Pani, moja kochana Pani A.


Chciałabym móc telefonować do Nieba...

sobota, 11 października 2014

W deszczowych nutach...

Ostatnie dni były jak marzenie. Słońce opromieniało świat, tańczyło we włosach, podkreślało piękno jesiennych barw, grając odcieniami cynobru, ochry, tycjanu, tworząc na liściach szafranowe, mahoniowe i kawowe refleksy. I te poranne mgiełki lekkie i zalotne świat czyniły delikatniejszym, tajemniczym, łagodniejszym. Drzewa coraz bardziej ażurowe, coraz więcej liści na ziemi i szeleści nimi cudnie lekki wiatr...


Jak mogłam zapomnieć, że lubię Barbrę Streisand? Wyciągam swoje dawno zakupione płyty i przypominam sobie ten cudowny, zmysłowy, oryginalny głos. Wieczorami wyciszam się jej piosenkami, utrzymanymi w lekko jazzujących klimatach...


Dziś za oknem deszczowa suita. Świat pełen jest parasoli. Jeszcze nie byłam po sprawunki...


W środę pożegnałam na cmentarzu w rodzinnej wsi jedną z moich ulubionych staruszek. Uwielbiałam rozmowy z panią D. Tyle czasu spędziłam z nią na ławce przed jej domem. Była wspaniałym gawędziarzem, uwielbiałam jej wspomnienia o ludziach, których pamiętałam z dzieciństwa, o dawnym naszym Soplicowie, o życiu. Lubiłam, kiedy wspominała moją mamę, tak ciepło i serdecznie. Zawsze pogodna, choć życie jej nie oszczędzało, wcześnie owdowiała, pochowała dwoje dzieci, ciężko pracowała, chorowała. Nigdy nie narzekała, było w niej tyle pokory, umiała się tak pięknie godzić z losem, tak mądrze o tym mówiła. Pięknym człowiekiem była...

sobota, 4 października 2014

Słuchając jesieni...

Ciepły i czuły poranek. Kontury dachów i drzew na tle wschodzącego słońca. Niebo w smużkach złoto- różowych. Kopuły kasztanowców jak miedzioryty błyszczące, wypolerowane słońcem. Codziennym przyzwyczajeniem wstałam o siódmej. Uraczyłam dom aromatem kawy...


Potem wybrałam się po sobotnie sprawunki. Powietrze pachniało rześko, wczesną jesienią pachniało. Na prześwietlonych słońcem gałązkach kulki jarzębin i głogu purpurowiały. I kasztany leżały na asfalcie, i chodniki były zasłane liśćmi, i poszurałam sobie troszkę :)


Różne rzeczy robię przy sobocie: umyłam okna i kwiaty, piorę, by potem na rozsłonecznionym balkonie pranie wywiesić, niech pachnie słońcem i lekkim wiatrem, porządkuję szafę, gotuję zupę z zielonej soczewicy...


Odbieram telefony od M. I na odległość M. jest bliski, obecny i czuły...


Robię sobie przerwę, by słowa zostawić w tym moim zielonym kąciku. Ostatnio mało mnie tu. Za szybko tik- taki zegara dni odmierzają. W minionym tygodniu miałam dużo sprawdzania, układałam szkolny konkurs polonistyczny, uciekałam w ścieżki jesieni...


Chwila smakuje herbatą "melisa i pomarańcza", jest biedronką spacerującą po parapecie i dźwiękami piosenek Diany Krall...


Dobrej soboty nam życzę :)