piątek, 23 grudnia 2011

"Życzeń i pragnień jak w kolędzie..."

"Powietrze aniołów pełne
a ich przejrzysty trzepot
jest jak natchnione ciepło
nad ognia złotą wełną"
             /K.K.Baczyński, "Promienie"/

        
         Wszystkim moim Czytelnikom życzę, by podczas tych niezwykłych dni był blisko Anioł Radości, Anioł Dzieciństwa, Anioł Przyjemności, Anioł Spokoju i Anioł Miłości...i jeszcze Anioł Pozytywnej Melancholii. Pięknych Świąt Bożego Narodzenia Wam życzę...

czwartek, 22 grudnia 2011

A magii brak...

Pierwszy dzień zimy. Wczoraj spadł pierwszy śnieg, rozjaśnił świat, ubielił świeżością, iskrzył w słońcu. Dziś drzewa ustrojone we frywolitki szadzi, zamglony pejzaż i wciąż piękna biel...

Poranne minuty mijają w zapachu kawy. Lasem pachnie choinka, już oprawiona, ale jeszcze nieubrana. Radio mi gra. Obudziłam się z bólem głowy, z dziwnym strachem pod naskórkiem, z resztkami snów, których nie umiem poskładać, z kłębkiem myśli, z żalem do świata...

Prozaicznie zaczynam dzień: tworzę listę tego, co trzeba jeszcze dokupić (koniecznie sól), pakuję prezenty, prasuję wykrochmalone wczoraj koronkowe gwiazdki, które zawisną na choince, obmyślam dekorację stołu. I mam wrażenie, że w tym roku jestem ze wszystkim opóźniona...

Czeka mnie dziś przyjemna wizyta u mojej pani fryzjerki, spotkanie z koleżanką. I postaram się mieć tylko dobre myśli...

piątek, 9 grudnia 2011

Cztery i trzy :)

Piątkowy wieczór z lekkością motyla tak szybko sfrunął mrokiem. Za oknem melanż czerni i złotej poświaty prawie pyzatego księżyca. Uliczne zaułki w drobinach pomarańczowego światła...

W moim domu zapach wanilii się snuje, przysiada na krawędzi filiżanki z zieloną herbatą. Kocio łaszą się dźwięki radiowego muzykowania. Takie rozkołysane, błogie i kojące. Pięknieje nimi moje oczekiwanie na M., który teraz w pociągu, a którego przywitam późnym wieczorem na peronie...

Ładziłam Samotnię swą, tańczyłam przy patelni, smażąc ziemniaczane kotleciki, porządkowałam myśli przy prasowaniu. Nie przepadam za tą czynnością, więc w zamyśleniu szybciej mi się prasuje :)

A myśli były o czasie i mijaniu. I przypomniałam sobie moje bardzo dawne trzydzieste urodziny, kiedy zachowywałam się tak, jakby świat się kończył dla mnie. Byłam tak nachmurzona, tak obrażona na tę trójkę, która jakoś tak za szybko, niepotrzebnie pojawiła się w mojej metryce. Na czas jakiś znielubiłam dzień swoich urodzin. Zabawne teraz...

I choć każdy rok mija jak mgnienie, "kurzych łapek" przybywa, czasem kręgosłup daje o sobie znać, to nie chciałabym być w innym momencie życia. Bo teraz jest dobrze, szczęśliwie, spokojnie i bezpiecznie...

I cieszę się na jutro, bo jutro będą moje urodziny...

czwartek, 8 grudnia 2011

Przejrzyście...

W czwartki mam mniej lekcji. Wiec jestem już w domu. Poza czasem jestem, w jakimś złudzeniu wolności. W pokoju opowieść aromatu kawy, dźwięki radiowego muzykowania, ciepło kaloryferów...

Ostatnio mam wrażenie, że zegary oszukują. Gonię czas. Nie umiem go przeniknąć. Jakoś brakuje mi minut w ogarnianiu spraw "na wczoraj". Jak mantrę powtarzam: "jeszcze tylko jutro, jeszcze tylko jutro". Jedna z Pań Ważnych znowu zachorowała na ważność :)

Dzień ma kolor radosnej niebieskości nieba. Uwodzi rozsłonecznieniem i przejrzystym powietrzem. Nad kominami domów ciemnoszare tasiemki dymów się wiją. W kołysce gałęzi czernią wrony kraczą...

Dziś wybieram się z koleżanką do Dużego Miasta, dokupię prezenty, odwiedzę swoją ulubioną herbaciarnię i księgarnię...

czwartek, 1 grudnia 2011

Zaplątana w wieczór...

Czwartkowy czas, wieczór szelestem czerni mży. Tuż obok mnie okno z czarną chustą mroku, zdobną w girlandy złotych świateł lamp ulicznych. A kwiatki grudniaczka amarantem ożywiają ciemny prostokąt okna. Paciorki deszczowych kropel na szybach medytują tą intensywną barwą...

W moim domu cisza. Dziś ona jest muzyką. Zaokiennie wiatr na okarynie melancholie wygrywał, a one deszczem się snuły przez dzień cały. Powietrze, nasączone wilgocią, dotykało igiełkami chłodu. Wracałam do domu z deszczem w dłoniach. Świat pachnie późną jesienią...

Ostatnie dni podobne do siebie. Wypełnione pracą w pracy i potem jeszcze pracową pracą w domu. Sprawdzam, układam testy i sprawdziany, obmyślam lekcje...

Dziś byłam w Miasteczku, by odświeżyć rudy odcień swoich włosów. Podcięłam je nieco, wyładniałam w lustrze ;)

A teraz swoim domem się cieszę. Zegar jakoś umilkł. Słowami ogarniam haiku chwil, w wieczorny mrok się wtapiam. Kubek paruje herbatą, ogrzewa mi dłonie. Z niedosytu światła milczę nastrojowym bursztynowym blaskiem zapalonej na biurku lampki...

Telefoniczna pogawędka z synkiem mojego brata rozradowała mnie bardzo...

Tak szybko opadły dni tego tygodnia. A jutro już piątek, który lubię za to, że "jest prawie sobotą, a jednak nią nie jest" :)

wtorek, 22 listopada 2011

Ach! Och! :)

Takie ciche było to popołudnie. Niebo się niebieściło, potem nasączało się różowościami, fiołkami, pomarańczowym złotem. Wchodzę w wieczór minutami w zielonym kolorze, bo w piątek M. przybędzie i mój brat na krótko zajrzy. Laj, laj, laj. Tak, dziś mam oczy małej dziewczynki. Roześmiane, bardziej zielone, rozświetlone...

W mojej Samotni czas się kołysze w grafitowym mroku piosenkami Anny Marii, między moimi dłońmi plącze się ciepło filiżanki z kolejną herbatą, a świat zaokienny w smolistej czerni, ozdobionej klipsami pomarańczowych świateł ulicznych latarń...

A ja w ciemny prostokąt okna wrysowuję pory słońc, jaspisową zieleń ścieżek, łąkę kaczeńców, zaróżowione wzruszenie płatków kwitnących drzew i pejzaże z wiosną w tle. Tak mi jakoś wiośnianie w sercu...

Zwyczajny wtorek mija. Zwyczajnie domowo. Pachnie naleśnikami, które smażyłam tacie i sobie. Pachnie kakao. Zapachy z dzieciństwa. Tylko wtedy naleśniki smażył nam tato. Listopad pachnie wspomnieniami, grudzień też będzie taki. Ciepły od wspomnień...

poniedziałek, 21 listopada 2011

W herbaty czas...

Szafirowe niebo za oknem rozjaśnione pastelowym różem, na jego tle gałęzie drzew wyglądają jak arabeski. Dymy z kominów snują się szarością. Tajemniczym światłem pulsują uliczne latarnie. Bezludny zaokienny krajobraz, tylko kilka wron buszuje na trawniku zasypanym liśćmi...

Pięknie przeżyłam wczorajszy wieczór. W uroczym miejscu, bardzo nastrojowym za sprawą stylowego wnętrza. Tak łatwo było poczuć klimat dawnych lat, oglądając "Uczucia", niezwykły spektakl teatru z Uljanowska. Myślałam, że mój rosyjski, po tylu latach nieużywania, zapomniany, a jednak przypominał mi się z każdym wypowiedzianym na scenie słowem. Jak sami aktorzy powiedzieli: "gramy ze słów Czechowa", tak i wplatali cytaty z "Wieroczki" między rosyjskie piosenki, opowiadając historię nieodwzajemnionej miłości "panny z prowincji do młodego człowieka ze stolicy". Z zachwytem chłonęłam...

Teraz oddycham herbatą. To czarna herbata ze skórkami pomarańczy, rozświetlający ma zapach i smak. I miękkość kojąca na mnie spływa z piosenek Anny Marii. To znowu "Szeptem". A w świątecznym prezencie dla samej siebie zamówiłam płytę z kolędami w jej wykonaniu. Ach, jak lubię prezenty :)

Świat w tylu odcieniach szarości. Nie, nie narzekam. Lubię ten kolor, tak łatwo się w nim skryć :)