poniedziałek, 12 grudnia 2016

Krok po kroku...

Za oknem kobaltowe niebo, złoty welon poświaty i pyzaty księżyc. Dziś nareszcie był słoneczny, świetlisty i błękitny dzień. Nareszcie, po tylu deszczowych, burych i szarych dniach. Tęskniłam za słońcem, za lekkim mrozem, za pierwszym śnieżkiem, wirującym w granatowym powietrzu. Wieczory tak szybko przychodzą i takie są długie, rozkosznie długie...


Szydełkowałam gwiazdki. Wzór jednej znalazłam w blogu Agpeli. Część z nich podarowałam, część wyślę jutro z pocztówkami świątecznymi. Te pierwsze mniej udane, zostawię sobie :)


I towarzyszy mi teraz Michael Buble ze swoimi świątecznymi piosenkami i kawa o świątecznym aromacie duetu: cynamon i czekolada. Wprowadzam się w świąteczny nastrój, a nawet porządków jeszcze nie zrobiłam. Ale przecież zdążę :)


Lubię grudzień. Tyle ważnych dni w tym grudniu, bo i urodziny Małego i moje, bo refleksyjny ten czas ostatniego miesiąca roku, bo tak ładnie przychodzą wspomnienia, bo spotkania, bo prezenty od Mikołaja, bo jacyś tacy lepsi jesteśmy :)


Mój Mikołaj przyniósł mi urocze drobiazgi, a sama sprawiłam sobie zakupy w internetowej księgarni...


A w sobotę były moje urodziny. Świętowałam je z moim M. Urodziny jeszcze z czwórką z przodu. Odbierałam telefony z życzeniami od przyjaciół i znajomych, i było mi przemiło, że pamiętali...

sobota, 19 listopada 2016

W szarości listopadowej będąc...

Szare niebo za oknem, rozplecione warkocze deszczu, resztki liści w listopadowym odcieniu. Kasztanowce w alei wyglądają jak wielkie, szylkretowe wachlarze, dostojne i majestatyczne. I tylko czasem wiatr kołysze ich gałęźmi, jakby chciał wywiać z nich pustkę i samotność...


Listopad nie jest łaskawy. Za dużo w nim deszczowych dni, bezsłonecznego nieba, za dużo burości, smutnych brązów. Wracając z pracy z deszczem we włosach i zziębniętym nosem, parzę kawę z dodatkiem chili i czekolady, by się rozgrzać. I obłaskawiam ten listopadowy spleen czytaniem kryminałów i "Doliny Muminków w listopadzie" :), serpentynami dźwięków, ognikami świec, kolejną pomadką w koralowym odcieniu, lakierem do paznokci w pięknym kolorze oberżyny, herbatą z jeżynami, rozmowami z bliskimi...


Sobota mija mi domowo. M. ma zajęcia ze swoimi studentami. Ładzę dom, wstawiam pranie, nadrabiam zaległości z całego tygodnia. A trudny to był tydzień. Miałam zastępstwa za chorą koleżankę i codziennie siedem godzin. Przepadły mi wszystkie planowe okienka, a podczas nich sprawdzam część prac, zeszyty i ćwiczenia. W tym tygodniu wszystko sprawdzałam w domu i miałam wrażenie, że góra prac nie zmniejsza się. Gotuję zupę. W listopadzie zupy są najsmakowitsze. Dosmaczam je kurkumą, curry, imbirem, by rozgrzewały i koiły ciepłem...


Dziś w swoim sklepiku typu " mydło i powidło" zobaczyłam dekoracje świąteczne. W kioskach są już grudniowe numery czasopism, świąteczne pocztówki. A przecież jeszcze mnie czeka szkolna dyskoteka andrzejkowa, a potem czas Adwentu...


Soboto, wdzięcznie nam mijaj...

poniedziałek, 31 października 2016

W słońcu...

W pejzażu drobiny słońca, niebo jeszcze w smugach o lawendowym odcieniu, w skrawkach błękitu przecinki ptasich skrzydeł. Coraz mniej liści na drzewach. Wczorajszy dzień pod znakiem złotej jesieni. Było bardzo słonecznie, choć wietrznie. Wybrałam się na spacer do ogrodu, a tam bajka: purpurowe klony japońskie odbijały się w lustrze stawu, złociły się gałęzie brzóz, orzechów i jesionów. Ścieżki w dywanach liści. Jakże miło było iść, szeleścić i szurać, patrzeć w słońce, mrużąc oczy. Błogi czas...


Kawowy aromat towarzyszy mi podczas pisania. Mam wolny dzień. Domowy będzie. Porządki na grobie rodziców zrobiłam w piątek, choć nie sprzyjała temu aura, bo padało...


Piękne dwa wydarzenia muzyczne były moim udziałem: sobotnia "Markomania" prowadzona przez AMJ i wczorajszy koncert Piwnicy Pod Baranami w TVP Kultura. Uczta dla serca i duszy...


A jutro elegia cmentarzy. Lubię ten dzień. Często bywam na grobie rodziców. Moja pamięć nie jest tylko pamięcią związaną z listopadowym świętem. Ale ten dzień lubię szczególnie. I unoszący się spokój na małym cmentarzu na wzgórzu, gdzie pochowani są moi rodzice, i szelest liści na drzewach, które wokół, i snujące się refleksje o wieczności. Lubię spotkania z ludźmi, tymi żywymi, których znam od dzieciństwa, a którzy gdzieś z daleka przybywają na ten dzień do swoich, będących już po drugiej stronie. Lubię swoje myśli o wszystkich bliskich mi Nieobecnych, dobre wspomnienia, ale też i te "że żal że się za mało kochało/ że się myślało o sobie/ że się już nie zdążyło/ że było za późno" (ks. J. Twardowski "Żal")

sobota, 15 października 2016

Sobotnie drobiazgi...

Pora liści, tych szeleszczących pod stopami, barwnych, nakrapianych smutkiem, rozzłoconych jesiennym słońcem. Pora mgieł, tajemniczo snujących się porankami, srebrnych, mlecznych, nieprzezroczystych. Szybciej przychodzą wieczory, trudniej wstawać, kiedy za oknem ciemno...


Lubię jesienny czas domu. Odgradzam się od zaokiennego chłodu i mżawki płomykami świec, ich korzennym aromatem, malinowym ciepłem polarowego koca, malinową herbatą z pigwą, lekturą "Urody życia". Gotuję dziś zupę pomidorową, jeszcze ze świeżych pomidorów. I ciągle jestem w świecie "Królowej", jakoś ostatnio mam mniej czasu na czytanie...


Z okazji swojego święta otrzymałam nagrodę dyrektora i wójta, tej ostatniej zupełnie się nie spodziewałam. A moi wychowankowie wręczyli mi cudowny bukiet barwnych astrów...


Nowa płyta Norah Jones urzeka dźwiękami, szczególnie tymi fortepianu. I pasuje do tegorocznej jesieni, nieco za chłodnej, za mało złotej i świetlistej...

wtorek, 11 października 2016

Październikowi złocistości brak...

Klucze dzikich gęsi rozdzierają niebo tęsknymi głosami. Szare to niebo, bez słońca, całe z deszczu i melancholii. Jak dobrze mieć żółte margerytki w domu i widzieć w nich namiastkę słońc złotych...


Weekendowy czas spędziłam nad morzem. Wyjazd z pracy, w ramach spotkania z nauczycielami partnerskiej szkoły z Niemiec. I choć czas był zaplanowany i wypełniony, to znalazłam chwile, żeby pobyć na plaży i popatrzeć na jesienne morze. To było morze po sztormie, jeszcze niepokorne, jeszcze z grzywami wzburzenia, gnane wiatrem, szare. A nad nim niebo prawie granatowe, w skłębionych i szarych obłokach. To były niesamowite widoki, jak z obrazu. I przyjemnie było iść, czuć siłę wiatru, wsłuchać się w szum fal, odgłosy mew i radować bezludnością...


Lubię wtorki za trzy lekcje w planie. Zostaję jeszcze na dwie godziny w swojej klasie, żeby posprawdzać zeszyty, ćwiczenia, żeby nie musieć taszczyć ich do domu. Lubię wtedy ciszę w klasie, lubię zapatrzeć się w zaokienny widok, taki jesienny bardzo...


Sezon grzewczy w domu rozpoczęty. Od kilku dni ciepłem kaloryferów się delektuję i smakiem owocowych herbat. Do poduszki czytam "Królową" Cherezińskiej...


W hołdzie dla Mistrza obejrzę dziś z płyty "Panny z Wilka". Zanurzę się w powolną egzystencję bohaterek, dam się oczarować malarskości obrazów, zapatrzę się w słońce filtrujące rosnące na werandzie rośliny. Urzekną mnie wieczory, półcienie, półtony, ta poezja Wajdy...

poniedziałek, 3 października 2016

Drobiazgi ...

Świat za wachlarzem mgieł i mżawki, bez horyzontu. Do takiego świata idealnie pasuje Mariza ze swoim głosem. I do pożółkłych, nakrapianych brązem liści pasuje, do smutku opustoszałych pól, szarego nieba i herbaty z dzikiej róży. Ten brak kolorytu rozjaśniają żółte margerytki w wazonie i smużka waniliowego aromatu świecy...


Z rzeczy drobnych: przyszły książki, nie dałam się sprowokować Pani Ważnej, uczę się robić śniegową gwiazdkę na szydełku, przyniosłam kilka kasztanów, a co najważniejsze- wreszcie sprawdziłam wszystkie sprawdziany, klasówki i kartkówki...


I gdy myślę o M. to tak bardzo ciepło...


Październiku, czaruj złotą pogodą...


Dziś dowiem się, kto jest mordercą, bo choć czytałam wczoraj do północy, nie udało mi się skończyć "Florystki" :)

niedziela, 2 października 2016

W promykach słońca...

Cichy, słoneczny poranek. Brzozy w złotych sukienkach, rude liście kasztanowców, pogodne niebo. A wczoraj deszczowa sobota. Padało całe popołudnie i wieczór, ale i tak za mało tego deszczu, bo wciąż ziemia sucha. I ochłodziło się, stopy przyoblekam w skarpety...


Jestem już gotowa na jesień. Wczoraj zrobiłam porządki w szafie, letnie ubrania schowałam, odświeżyłam jesienną garderobę. Już się nie mogę doczekać otulania miękkimi szalami, chustami. Pod oknami kolejna jesień. Czekam na długie wieczory, na lamp blask, wydobywający z mroku kształty rzeczy, na aromaty świec, na zatrzymane popołudnia...


Teraz chwile pachną poranną kawą. Wróciłam do dawnej tradycji mielenia kawy. Jakże inaczej smakuje, jak inaczej się zaparza, jak pachnie...


Polecono mi kryminały Bondy. Czytam teraz "Florystkę". Dość dobrze mi się czyta, bo zapętlona fabuła, mroczna intryga, tylko niestety znajduję w tej prozie błędy językowe...


Zamierzam dziś wybrać się na spacer do ogrodu. Śladami jesieni będę kroczyć. Tęsknię za czerwienią klonowych liści...


Dobrej niedzieli życzę :)