Za oknem kobaltowe niebo, złoty welon poświaty i pyzaty księżyc. Dziś nareszcie był słoneczny, świetlisty i błękitny dzień. Nareszcie, po tylu deszczowych, burych i szarych dniach. Tęskniłam za słońcem, za lekkim mrozem, za pierwszym śnieżkiem, wirującym w granatowym powietrzu. Wieczory tak szybko przychodzą i takie są długie, rozkosznie długie...
Szydełkowałam gwiazdki. Wzór jednej znalazłam w blogu Agpeli. Część z nich podarowałam, część wyślę jutro z pocztówkami świątecznymi. Te pierwsze mniej udane, zostawię sobie :)
I towarzyszy mi teraz Michael Buble ze swoimi świątecznymi piosenkami i kawa o świątecznym aromacie duetu: cynamon i czekolada. Wprowadzam się w świąteczny nastrój, a nawet porządków jeszcze nie zrobiłam. Ale przecież zdążę :)
Lubię grudzień. Tyle ważnych dni w tym grudniu, bo i urodziny Małego i moje, bo refleksyjny ten czas ostatniego miesiąca roku, bo tak ładnie przychodzą wspomnienia, bo spotkania, bo prezenty od Mikołaja, bo jacyś tacy lepsi jesteśmy :)
Mój Mikołaj przyniósł mi urocze drobiazgi, a sama sprawiłam sobie zakupy w internetowej księgarni...
A w sobotę były moje urodziny. Świętowałam je z moim M. Urodziny jeszcze z czwórką z przodu. Odbierałam telefony z życzeniami od przyjaciół i znajomych, i było mi przemiło, że pamiętali...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz