sobota, 19 listopada 2016

W szarości listopadowej będąc...

Szare niebo za oknem, rozplecione warkocze deszczu, resztki liści w listopadowym odcieniu. Kasztanowce w alei wyglądają jak wielkie, szylkretowe wachlarze, dostojne i majestatyczne. I tylko czasem wiatr kołysze ich gałęźmi, jakby chciał wywiać z nich pustkę i samotność...


Listopad nie jest łaskawy. Za dużo w nim deszczowych dni, bezsłonecznego nieba, za dużo burości, smutnych brązów. Wracając z pracy z deszczem we włosach i zziębniętym nosem, parzę kawę z dodatkiem chili i czekolady, by się rozgrzać. I obłaskawiam ten listopadowy spleen czytaniem kryminałów i "Doliny Muminków w listopadzie" :), serpentynami dźwięków, ognikami świec, kolejną pomadką w koralowym odcieniu, lakierem do paznokci w pięknym kolorze oberżyny, herbatą z jeżynami, rozmowami z bliskimi...


Sobota mija mi domowo. M. ma zajęcia ze swoimi studentami. Ładzę dom, wstawiam pranie, nadrabiam zaległości z całego tygodnia. A trudny to był tydzień. Miałam zastępstwa za chorą koleżankę i codziennie siedem godzin. Przepadły mi wszystkie planowe okienka, a podczas nich sprawdzam część prac, zeszyty i ćwiczenia. W tym tygodniu wszystko sprawdzałam w domu i miałam wrażenie, że góra prac nie zmniejsza się. Gotuję zupę. W listopadzie zupy są najsmakowitsze. Dosmaczam je kurkumą, curry, imbirem, by rozgrzewały i koiły ciepłem...


Dziś w swoim sklepiku typu " mydło i powidło" zobaczyłam dekoracje świąteczne. W kioskach są już grudniowe numery czasopism, świąteczne pocztówki. A przecież jeszcze mnie czeka szkolna dyskoteka andrzejkowa, a potem czas Adwentu...


Soboto, wdzięcznie nam mijaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz