niedziela, 19 października 2014

Po tamtej stronie...

Smutne dni. Od wtorku smutne. Od porannego telefonu z wiadomością, że umarła moja kochana Pani A. Dobra, mądra, kochająca, ludzka, piękna, dzielna. Czuję się opuszczona przez bardzo ważną dla mnie Osobę, Przyjaciółkę, Mistrza w zawodzie, pokrewną duszę, nauczycielkę życia. Czuję się tak, jakby drugi raz umarła mi mama...


Znała mnie od pieluszek, przyjaźniła się z moimi rodzicami, ja przyjaźniłam się z jej synami i z nią...


Chorowała. Bardzo...


Wierzyłam, że jej się uda. Była taka dzielna, taka cierpliwa i ufna w tym swoim chorowaniu...


Czuję ogromny smutek i wdzięczność za wspólne lata. Piękne i dobre lata. Tyle niezwykłych wspomnień mam w sobie, ważnych rozmów, chwil i chwilek, dzielenia się tym co ważne i banalne. Słowa nie oddadzą niezwykłości naszej relacji...


Płaczę po Pani, moja kochana Pani A.


Chciałabym móc telefonować do Nieba...

sobota, 11 października 2014

W deszczowych nutach...

Ostatnie dni były jak marzenie. Słońce opromieniało świat, tańczyło we włosach, podkreślało piękno jesiennych barw, grając odcieniami cynobru, ochry, tycjanu, tworząc na liściach szafranowe, mahoniowe i kawowe refleksy. I te poranne mgiełki lekkie i zalotne świat czyniły delikatniejszym, tajemniczym, łagodniejszym. Drzewa coraz bardziej ażurowe, coraz więcej liści na ziemi i szeleści nimi cudnie lekki wiatr...


Jak mogłam zapomnieć, że lubię Barbrę Streisand? Wyciągam swoje dawno zakupione płyty i przypominam sobie ten cudowny, zmysłowy, oryginalny głos. Wieczorami wyciszam się jej piosenkami, utrzymanymi w lekko jazzujących klimatach...


Dziś za oknem deszczowa suita. Świat pełen jest parasoli. Jeszcze nie byłam po sprawunki...


W środę pożegnałam na cmentarzu w rodzinnej wsi jedną z moich ulubionych staruszek. Uwielbiałam rozmowy z panią D. Tyle czasu spędziłam z nią na ławce przed jej domem. Była wspaniałym gawędziarzem, uwielbiałam jej wspomnienia o ludziach, których pamiętałam z dzieciństwa, o dawnym naszym Soplicowie, o życiu. Lubiłam, kiedy wspominała moją mamę, tak ciepło i serdecznie. Zawsze pogodna, choć życie jej nie oszczędzało, wcześnie owdowiała, pochowała dwoje dzieci, ciężko pracowała, chorowała. Nigdy nie narzekała, było w niej tyle pokory, umiała się tak pięknie godzić z losem, tak mądrze o tym mówiła. Pięknym człowiekiem była...

sobota, 4 października 2014

Słuchając jesieni...

Ciepły i czuły poranek. Kontury dachów i drzew na tle wschodzącego słońca. Niebo w smużkach złoto- różowych. Kopuły kasztanowców jak miedzioryty błyszczące, wypolerowane słońcem. Codziennym przyzwyczajeniem wstałam o siódmej. Uraczyłam dom aromatem kawy...


Potem wybrałam się po sobotnie sprawunki. Powietrze pachniało rześko, wczesną jesienią pachniało. Na prześwietlonych słońcem gałązkach kulki jarzębin i głogu purpurowiały. I kasztany leżały na asfalcie, i chodniki były zasłane liśćmi, i poszurałam sobie troszkę :)


Różne rzeczy robię przy sobocie: umyłam okna i kwiaty, piorę, by potem na rozsłonecznionym balkonie pranie wywiesić, niech pachnie słońcem i lekkim wiatrem, porządkuję szafę, gotuję zupę z zielonej soczewicy...


Odbieram telefony od M. I na odległość M. jest bliski, obecny i czuły...


Robię sobie przerwę, by słowa zostawić w tym moim zielonym kąciku. Ostatnio mało mnie tu. Za szybko tik- taki zegara dni odmierzają. W minionym tygodniu miałam dużo sprawdzania, układałam szkolny konkurs polonistyczny, uciekałam w ścieżki jesieni...


Chwila smakuje herbatą "melisa i pomarańcza", jest biedronką spacerującą po parapecie i dźwiękami piosenek Diany Krall...


Dobrej soboty nam życzę :)

piątek, 3 października 2014

Za szybko...

Zbyt szybko mijają dni. Dopiero był poniedziałek, już piątek. I nawet jeśli bardzo się starać, żeby żyć wolniej, czas goni...


Taka jasność dziś. Świat w sukience światła. Wokół dużo żółtego, amaranty i wyraziste czerwienie. Tak pięknie brzozy się złocą, kraśnieją klony, a w niteczkach babiego lata tyle ulotności ...


Popołudnie przy otwartym balkonie. Miękkie powietrze. Aromat karmelowej herbaty. Barwne cynie w wazonie. Klimat samotności, bo M. ma w weekend zajęcia ze studentami. Zamyślam się pogodnym niebem i rozsnuwam te jasne błękity w swojej głowie, na przekór smutkowi. A cudne jazzowe smutne piosenki grają mi w duszy, bławacąc się między rzęsami...


Schowałam letnie rzeczy. Przygotowałam ciepłe swetry do odświeżenia jutro. I kupiłam sobie pachnący truskawkami peeling, by jeszcze czuć się letnio :)


Stosik książek do przeczytania rośnie, a ja czekam na nową Musierowicz...


Jeszcze nie ubywa światła, jeszcze świat w potoku złotego światła. Nim szara godzina nastanie, na kilka chwil poróżowieje świat, będzie w moim ulubionym odcieniu indygo...


Robię w sobie miejsce na czas wieczoru, na zielone nitki księżyca za oknem...

niedziela, 14 września 2014

Dzwoneczki ciszy...

W samotne niedziele łatwiej myśleć o życiu niż żyć. Samotne soboty są inne. Samotne soboty lubię. Niedziela w tej swojej aureoli inaczej mija...


Lekkie przeziębienie mnie dopadło, piję rozgrzewające mikstury, faszeruję się witaminkami i denerwuję katarem nieznośnym :) 


Za oknem świat rudzieje i powietrze pachnie żółciami. I niebo dziś takie, że na świat można patrzeć jak przez kryształ...


Czas herbaty o smaku malin. Ciepłe dźwięki, rozkołysane takie i wpisujące się nastrojem w samotną niedzielę. Duke Ellington, Norah Jones, Stacey Kent i Krzysztof Komeda, i Grażyna Auguścik...


Moim paznokciom pasuje klasyczna czerwień, unikałam jej, a taka jest kobieca :)


W westchnieniach wiatru tren ptasich odlotów. W słojach drzew zamieszkają ich głosy. Kiedy zima dokuczy, będą miękkim szeptem przypominać o wiośnie i powrotach...


Znowu noszę w kieszeni i w przegródkach torebki kasztany jak talizmany. Znowu wieczorami zapalam cynamonowe świece, mieszkam w wierszach Małgorzaty Hillar i czuję coraz zimniejsze okna...


A jaka jest Wasza niedziela?

środa, 10 września 2014

Pokój pełen deszczu...

Gdzieś przepadło wrześniowe lato. Nagle zrobiło się zimno. Za oknem przecięte sinością niebo, czarne cienie na obłokach, jak z pękniętego naczynia deszcz się wylewa...


Oswajam znajomy rytm: dom, praca, dom. Przywykam do hałasu. Organizuję, z inicjatywy uczniów, wyjazd do kina na "Miasto44"...


Wiatru słucham i melancholijnych dźwięków znad mórz południowych. Piję żurawinową herbatę i tęsknię za bukietem wrzosu...


Kolejna jesień pod oknem. Nieśmiało rdzewieją liście, złocieją, tlą się czerwienią jeszcze nie nazbyt wyrazistą. I zapach jesieni, tak trudny do zdefiniowania, nasyca powietrze, w którym liryczne powtórzenia ptasich odlotów...


Taki rozmazany ten popołudniowy pejzaż, taki matowy. Oddycham wonią cynamonowej świecy i gładzę zamszową skórkę pierwszych przyniesionych do domu kasztanów :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Słowa jak pocztówki z wakacji :)

Wróciłam. Już tylko domowe dni przede mną, ale cieszę się na nie, bo trochę stęskniłam się za domem, widokiem za oknem, drobiazgami, z których utkana moja codzienność...


Czas u brata minął bardzo szybko. Piękna pogoda mi towarzyszyła. Zwykle w sierpniu tam już deszczowo i jesiennie, w tym roku i w Szwecji upalnie było, a o jesieni przypominały cudnie kwitnące wrzosy, którymi syciłam swoje oczy i powalałam sobie na melancholijne myśli...


Przepiękną wycieczkę zorganizowali mi brat i bratowa. Odbyliśmy wyprawę do Fjallbacki, to tam umiejscowiona jest akcja przeczytanych przeze mnie kryminałów C. Lackberg. Zachwyciłam się tym prześlicznym kurortem, krajobrazem jak z bajki: labirynt małych uliczek, domki przypominające rozsypane klocki, małe letnie sklepiki z pamiątkami i pocztówkami, przyjemne kawiarnie i restauracyjki z niewielkimi ogródkami i tarasami, małe porty z drewnianymi pomostami, granitowe skały. Wspięliśmy się tam, by urządzić piknik. Między skałami migotało morze mieniące się w cytrynowym słońcu, a zalane światłem zatoki były we wszystkich odcieniach błękitu. A białe skrzydła jachtów i żaglówek idealnie współgrały z tymi niebieskościami. Szumiały nam fale rozbijające się o skalne płyty, a widok ze skał sięgał w nieskończoność i jest chyba nie do opisania. Miło było się dowiedzieć, że Ingrid Bergman lubiła to miasteczko i często tam bywała...


Przemiły był czas z moim bratankiem. Pięknie nam się rozmawiało. Ciekawił go Mozart i Chopin, słuchaliśmy ich muzyki. Oczywiście nie zabrakło elementów piłkarskich: graliśmy w piłkę i w karty piłkarskie. I chodziliśmy na lody. W tych dniach moimi ulubionymi zostały cytrynowe, miętowo- czekoladowe i cynamonowe. Kiedy bratowa i brat wracali z pracy, jechaliśmy nad morze. Od nich autem to 10 minut drogi. A tam olśniewająco białe niebo, mokre kamienie, wielkie mewy, czysty i ciepły piasek, muszelki w kolorze sepii, zapach wodorostów wyrzuconych na brzeg...


Mały miał uciechę, kąpał się ze swoim tatą, a jego mama i ja siedziałyśmy na brzegu, od czasu do czasu wchodziłyśmy do wody, by pospacerować. Woda była ciepła i przyjemnie było mieć potem stopy oblepione piaskiem :)


Na lotnisku płakałam, długo nie będziemy się widzieć, żal było odjeżdżać...


Z okien samolotu Szwecja jest błękitna i zielona...


W Polsce czekał na nie M. Odebrał mnie z lotniska i kilka dni spędziliśmy u niego. Barwne to były dni. Spacerowaliśmy po Starym Mieście, nawet nie przeszkadzało nam, że bardzo ludnie tam było. Cieszyliśmy oczy zielenią parków, wyszukiwaliśmy ustronne restauracyjki, delektowaliśmy się ich nastrojami, odwiedziliśmy naszą ulubioną księgarnię, wysłuchaliśmy barokowego koncertu organowego. Wieczory były uroczo domowe...


Moje życie przez dwa tygodnie było gdzie indziej. Zostawiam tu słowa, by były jak pocztówki z wakacji. Moich wakacji pięknych i dobrych...


Witajcie!