środa, 7 października 2009

Taka jesień w duszy...

Za oknem deszczowe nokturny. Drobne krople zatrzymują się wzorem delikatnym na szybach. W domu cisza. Trwa czas herbaty...


Środy stały się dniami powstawania notek. Ostatnio czas mija za szybko i jakoś nie znajduję czasu, by tu zajrzeć. I chyba nie potrzebuję już tak bardzo tego miejsca jak kiedyś...


A świat pachnie jesienią. Dziś bardziej tą listopadową jesienią niż październikową. Wciąż jednak wokół dużo zieleni jest, drzewom brakuje brązów, złotych rudości, żółci, mosiądzu, pomarańczowej czerwieni i intensywnej purpury. Wieczorami tak szybko przychodzi zmrok, panoszy się za oknem najpierw cudnym kolorem indygo, potem intensywnym grafitem, by poprzez szarość stać się czernią. I w moim domu snują się aromaty waniliowych i cynamonych świec, kolory herbat wypełniają chwile. Znowu więcej czytam, zatracam się w ciszy, wciąz potrzebuję jej bardziej niż muzyki...


Ta jesień to długi, szary sweter, szal w zielonych odcieniach, kasztany w kieszeniach i zakupiona malinowa herbata...


Mój M. jest na wycieczce. Brakuje mi jego codziennej obecności w słowach. Tęsknię i jestem oczekiwaniem...


A kiedy przymykam oczy, widzę nasze wakacje w Bieszczadach i czuję ciepło wspomnień...

środa, 23 września 2009

"Złotawa, krucha i miła..."

Jeszcze w domowym czasie jestem, do pracy mam dopiero za godzinę. Ciszą teraz jestem, choć od rana nastrajałam się do jesieni, słuchając jazzowych snujów. I oto jesień już. W zaokiennym krajobrazie szukam jesiennych oznak. Zieleni wciąż dużo, ale zauważam na liściach refleksy żółci, rudości, pomarańczowej czerwieni, złota. Jarzębiny wciąż strojne są w płomienną czerwień korali. Lecą kasztany...


Wieczorom zacznę wydłużać rzęsy aromatami świec, kolorami herbat, muzyką i ciepłym czasem. Tak bym chciała mieć w tych wieczorach mojego M. blisko, na wyciągnięcie dłoni. Kiedyś...tak będzie kiedyś.


Herbata smakuje latem. Czas na zakupy w ulubionej herbarciarni...


Jesienne perfumy w torebce, jesienna torebka, liście na parapecie i kasztany...


A w jesień wkraczam w nowych ciemnozielonych butach na obcasach :)

niedziela, 6 września 2009

Pojesienniał świat...

Pojesienniał świat. Za oknem wiatr szumi i szeleści, plumkająco deszcz pada, a niebo jest we wszystkich odcieniach szarej melancholii. Zieleń już taka przytłumiona jest. Liście kasztanowców, malowane rudością i złotem, matowe dziś bardzo bez słońca. Skrawki lata oddalają się ptasimi kluczami...


I czytam, i słucham muzyki. Łagodnie jest, kołysząco. Kocio moszczę się w zielonym fotelu. Otulona kolorowym pledem w dłoniach trzymam ulubiony kubek z herbatą, dostrajam się do jesieni. Cynamonowy aromat świec zatrzymuje się na krawędzi chwil, oglądam wakacyjne zdjęcia, wspomnieniami oczy rozjaśniam...


"Moje myśli biegały końmi/ Po niebieskich, mokrych połoninach..."


Tak, kiedyś znowu pojedziemy w Bieszczady...


A dziś ubieram się w jesień, zaplątuję w kolory wrzosów, umagiczniam myśli, wymarzając jesień z M. Kolejną naszą jesień...

środa, 2 września 2009

Kartek zieleń...

Zbyt rzadko tu zaglądam, a przecież lubię ocalać w słowach swoją codzienność, zapisywać ważne, zwykłe i niezwykłe. Obiecuję sobie pisać częściej...


Dziś mam do pracy na późniejszą godzinę. Poranek miał więc posmak wakacyjnej niespieszności. Tak jak lubię, snułam się po domu w nocnej koszulce, zapatrzyłam się w zaokienny świat. W alei zrudziały czupryny kasztanowcom, ptaki gromadami kropkują niebo, szykując się do odlotu, a niebo dziś w błękitnoszarych melanżach melancholii. W powietrzu krąży schyłek lata. Światło ma inne odcienie...


Teraz jest czas czerwonej herbaty, otwartym oknem gorzki zapach dymu się sączy i nachalnie docierają dźwięki piły elektrycznej...


Ostatni tydzień wakacji miał kolor oczu M. i ciepło jego obecności. Tak lubię to nasze bycie ze sobą. Bycie na wyciągnięcie ręki, na spojrzeń bliskość. Kocham M. I tak się raduję tym wszystkim, co jest i trwa. Tyle we mnie spokoju, zachwytu, ufności, wdzięczności i szczęścia...


I nie tęsknię za stanem, który tak dobrze i boleśnie znam: bycia z sobą samą...

niedziela, 23 sierpnia 2009

Tak cicho...

Wakacje nieuchronnie zbliżają się ku końcowi. Żal. Tyle w nich było spokoju i dobrych, szczęśliwych chwil. I były poranki bez obolałego kręgosłupa i mrowienia w palcach dłoni. I choć budynek szkoły widywałam z okna swego, nie myślałam o pracy ani o Paniach Ważnych. Jeszcze tydzień wolności i beztroski. Jeszcze niespieszność, jeszcze myśli spokoju pełne...


A jutro przyjeżdża mój M. Jestem oczekiwaniem i cieszę się na wspólny czas. Odliczam godziny, dobre jest blisko...


Niedziela jest pełna słońca i ma kolor błękitnego nieba, którym wędrują baranki obłoczków. W kuchennym oknie obraz alei kasztanowej. Zieleń liści zrudziała i pożółkła. I choć cieszę się wciąż trwającym latem, czekam na jesień. Lubię te swoje przedjesienne nastroje. I mam już troszkę jesieni u siebie: w wazonie wyraziste kolory strzępiastych astrów i aksamitne płatki wielobarwnych cyni, wieczorami palę waniliowe świece, słucham plumkającej muzyki, piję jesienne herbaty i pachnę jesiennymi perfumami...


Teraz rozkołysana Diana Krall, kojąca błogość i zieleńsza, na myśl o jutrze, zieleń moich tęczówek...


Lubię siebie w tej wersji :)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Sierpniowe muśnięcia melancholią...

Wróciłam, bogatsza o czas z Małym, o bycie częścią jego wyobraźni podczas zabaw, o wszystkie przeczytane książeczki, zaśpiewane piosenki, nauczone wierszyki, o figle i rozmowy. Wartościowy to był czas. Dobry i radosny dla mnie...


Od wczoraj domowa jestem. Ogarnęłam nieco przestrzeń Samotni, rozpakowałam torbę, wracałam rzeczom ich miejsca. Wieczorem, na balkonie stojąc, wpatrywałam się w kolory nieba. Wysyłałam do mojego M. latawce w kolorze indygo i moją tęsknotę. Tęsknotę do brązowych oczu, do ciepła dłoni, do palców wędrujących moim ciałem, do przytulenia, do wspólnego czasu, do bliskości...


Sierpień nie skąpił słońca, choć dziś zaokienny świat w jesiennej aurze. Wiatr mierzwi wciąż jeszcze zielone czupryny drzew, niebo w niebieskoszarych smugach. Na polach miodowa żółć ściernisk, jarzębina koralami obwieszona czerwonymi, w ogrodzie zakwitły wrzosy. Tak blisko już koniec wakacji. A ja wrysowuję siebie jeszcze w wakacyjny czas, pielęgnuję w sobie spokój, błogosławię ciszę, słucham świerszczowych koncertów, rozkoszuję się niespiesznością, ogladam zdjęcia i uśmiecham się do wspomnień...


I szczęśliwie mi jest...

piątek, 7 sierpnia 2009

Pejzaż słów...

Zapisać, ocalić, choć tak trudno wszystkie chwile ogarnąć słowami...


W Bieszczadach trochę jakby czas przystanął, a człowiek pokornieje wobec przyrody tam jeszcze dzikiej. To była moja pierwsza wyprawa w ten świat niezwykły. M. pokazał mi swoje Bieszczady...


Jakże dobre było to uczucie szczęścia i swobody, którym byłam przepełniona. To były takie dobre dni bliskości codziennej...


Zawieszeni między ziemią a niebem wędrowaliśmy bieszczadzkimi ścieżkami. Urzekała nas cisza i prawie bezludność na szlakach. Zachwycały widoki pięknem pulsującym w sercu...Smerek, Połonina Wetlińska, Bukowe Berdo, Tarnica...Tam zieleń nabierała nowych znaczeń. Jej bezkres wieńczyły błękitnopastelowe szczyty gór. Tak, gdzieś blisko był Bóg...


Moja słaba kondycja i bolące nogi. Marudzenie. Pocieszenie M. Wielka cierpliwość jego zasługująca na medal. Chwile, kiedy chciałam się poddać, a jednak wędrowałam dalej, bo jak to powiedział M. warto pokonywać swoje słabości...I ten moment, kiedy już stałam na szczycie i doświadczałam piękna, był nagrodą...


Połoniny. Słońce i wiatr. Motyle. Gobelin traw i barwnych kwiatów. Zapach ziół. Malownicze osty...


Zaczarowały mnie malutkie drewniane cerkwie i dźwięki dzwonów...M. opowiadał mi bolesną przeszłość ludzi i miejsc...


To był też czas dobrych rozmów...dzielenia się sobą...bycia...radości...bliskości najbliższej...


I świecił nam rosnący księżyc złoty, a niebo usiane gwiazdami obdarzało spokojem...


Świerszczowe kapele muzykowały tak pięknie...


Kolory muzealnych ikon przemawiały poezją...


A potem był Kraków i jego magia. I zakochałam się w witrażach Wyspiańskiego i freskach w kościele św.Anny...Zachwyciły wieczorne Planty i Kazimierz...i były z nami cienie wszystkich Wielkich...


Słowa...chyba nie ogarną dobra tych naszych wakacyjnych dni...