Zbyt rzadko tu zaglądam, a przecież lubię ocalać w słowach swoją codzienność, zapisywać ważne, zwykłe i niezwykłe. Obiecuję sobie pisać częściej...
Dziś mam do pracy na późniejszą godzinę. Poranek miał więc posmak wakacyjnej niespieszności. Tak jak lubię, snułam się po domu w nocnej koszulce, zapatrzyłam się w zaokienny świat. W alei zrudziały czupryny kasztanowcom, ptaki gromadami kropkują niebo, szykując się do odlotu, a niebo dziś w błękitnoszarych melanżach melancholii. W powietrzu krąży schyłek lata. Światło ma inne odcienie...
Teraz jest czas czerwonej herbaty, otwartym oknem gorzki zapach dymu się sączy i nachalnie docierają dźwięki piły elektrycznej...
Ostatni tydzień wakacji miał kolor oczu M. i ciepło jego obecności. Tak lubię to nasze bycie ze sobą. Bycie na wyciągnięcie ręki, na spojrzeń bliskość. Kocham M. I tak się raduję tym wszystkim, co jest i trwa. Tyle we mnie spokoju, zachwytu, ufności, wdzięczności i szczęścia...
I nie tęsknię za stanem, który tak dobrze i boleśnie znam: bycia z sobą samą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz