wtorek, 10 sierpnia 2010

Powroty...

Na szybach deszczowe witraże. Dziś świat przegląda się w kałużach, a niebo jest szarą melancholią. Chwila smakuje kawą i jest w pastelowych kolorach cynii, które wczoraj na powitanie podarowała mi koleżanka...

Wczoraj wróciłam od brata. Choć lubię bardzo być tam, dobrze jest wrócić do siebie. Czas jak zwykle minął bardzo szybko. Dni wypełniał mi Mały. Chciałam jak najwięcej chwil spędzić z nim, bo zobaczymy się kolejny raz dopiero w święta. Uwielbiam synka mojego brata, uwielbiam jego dziecięcość, ciekawość świata, tysiące zadawanych pytań, wyobraźnię, wspólne wyprawy i zabawy. Obfotografowałam go sobie, nagrałam kilka naszych rozmów.
Już za nim tęsknię...

Kiedy tam jestem, pozwalam uwodzić się widokom i krajobrazom. Lubię skały o dziwnych kształtach i barwach, chłodne morze i kamieniste plaże, małe drewniane domki w spokojnych kolorach, brzozy, wrzosy. Znowu odwiedziliśmy Łabędziową Zatokę i zachwycałam się jej malarskością. Spacerowaliśmy uliczkami Geteborga i nabrzeżem portowym. Zadziwiał mnie spokój tego miasta, stonowane kolory, niespieszność ludzi i wielość zieleni...

Tam prawie już jesiennie. Chłodniej i deszczu więcej...

Z piękną i mądrą książką się spotkałam. Wieczorami smakowałam słowa opisujące świat pełen ładu, harmonii i urody. Świat dawnego Podola. Miałam wrażenie, że słowa pachną, dotykają kolorami, a czas nie istnieje, bo główny bohater, Pradziadek, żył poza nim w bliskości natury, w spokojnym rytmie codzienności na pozór zwykłej. To "Biały kamień" Anny Boleckiej jest tą prozą pełną magii i piękna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz