czwartek, 1 lipca 2010

Bywa i tak...

Pierwszy dzień prawdziwych wakacji. Wczoraj byłam ostatni dzień w pracy. Dziś z ulgą i radością zaczynam wakacjowanie. Tyle że wewnętrzny budzik sprawił, że obudziłam się tak jak zwykle przed siódmą. Myślę, że to kwestia kilku dni i zmienią się moje przyzwyczajenia...

Świat słońcem rozświetlony, zjawiskowo niebieski a zieleń traw nieco pożółkła upałami. Przed chwilą wróciłam z zakupów odurzona zapachem lip, słodkim i miodnym. Pootwierałam okna, niech plączą się zapachy. Zaparzam kawę, włączam cichuśko Sade, jeszcze odreagowuję szkolny hałas i rozbicie po wizycie taty...

A poranna wizyta taty skończyła się źle. Pogniewał się na mnie jak zawsze o to samo. Niedobrze i trudno być matką swojego ojca...

Bardzo już chcę przyjazdu mojego M. i bliskości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz