środa, 7 lipca 2010

Spod lekko przymrużonych oczu...

Uspokojone srebrnym szumem wczorajszego deszczu powietrze dziś inaczej dotyka, inaczej pachnie. Słońce jest nieco rozleniwione, ale ja lubię taką umiarkowaną ciepłotę. Błękitem nieba wędrują miękkie baranki obłoków. Popołudnie wiąże chwile szmaragdową zielenią zaokiennych drzew...

Jako że pogoda sprzyjająca, wybrałam się rano do Miasteczka. Ot, załatwiłam sprawy w banku, poczyniłam zakupy w drogerii, zajrzałam na ryneczek. A tam pyszniło się bogactwo ogrodów. Barokowy przepych, mozaika barw, zmysłowość kształtów i zapachów: młoda fasolka szparagowa, kalarepka, buraczki, cukinia, groszek...i można tak wymieniać w nieskończoność. Dziś u mnie będzie na obiad zupa jarzynowa poczęta z zachwytów nad ogrodowymi wspaniałościami :)

Starannie dobieram drobiny muzyki na ten czas, ożywiam oczy jazzowymi snujami i nowymi kolczykami z zielonymi oczkami. Otwartym oknem wsnuwa się lekko niebieskie powietrze. Nad drzewami baldachimami skrzydeł ptaki kołują ciszą. Swoje myśli wiję w malachitowej barwie rozszeptanych lipcem liści...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz