środa, 31 grudnia 2014
Na Nowy Rok...
środa, 10 grudnia 2014
Dziś są, jutro ich nie ma :)
Poranek był piękny, polukrowany bielą przymrozku, rozzłocony poświatą wschodzącego słońca, z ametystowym niebem, z wyrazistą czernią drzew...
Miło było spojrzeć w okno, zatonąć w Jutrzenki krasie, popijać niespiesznie świąteczną kawę pachnącą aromatem wanilii i cynamonu. I zrobić staranniej makijaż, otulić się mgiełką perfum, w których drzemie nuta orientu. I zawirować z radiową muzyką...
A potem odebrać z radością telefon od M. i wysłuchać życzeń, i roześmiać się, kiedy M. zaczął śpiewać piosenkę tylko dla mnie i wzruszyć...
I uśmiechnąć się melancholijnie do wspomnień o rodzicach, pomyśleć o nich z wdzięcznością, czułością i miłością. Zatęsknić za nimi, bo w ten dzień jakoś bardziej ich brak...
Im jestem starsza, tym większą przyjemność sprawia mi słuchanie i czytanie życzeń. Raduję się więc z pamiętania przyjaciół, koleżeństwa z pracy...
Jestem już w domu, dziś miałam 4 lekcje. Czekam na kuriera, który dostarczy mi książki zamówione w prezencie dla siebie samej. Obok tych otrzymanych podarunków od bliskich, lubię i te, które kupuję sobie sama :)
Po południu spotkam się z koleżankami na urodzinowej kawie. Tak, dziś mam urodziny :)
sobota, 29 listopada 2014
A w dłoniach pasma słońca trzymam...
Dzisiejsze niebo to prosty powód do uśmiechu. Pierwszy przymrozek rozjaśnił szarość, rozświetlił ją, ubławacił. I leżące na ziemi liście w koronki szadzi ustroił. Powietrze smakuje chłodem...
Ostatnie dni to sprawdzanie prac, tych domowych i klasowych, spotkania z rodzicami, którzy nie mogli być na wywiadówce. Trochę później więc wracałam do domu i tego domowego czasu dla siebie miałam mniej...
Sobota bez M. Porządkuję przestrzeń, odbieram telefony M. z przerw, bo M. dziś i jutro pracuje, zasłuchuję się w Ninie Simone, wstawiam pranie, zamawiam prezenty dla Małego, te z listu do Mikołaja :)
Aromatem kawy naznaczam literki teraz wystukiwane...
Wczoraj sięgnęłam po "Gołębiarki" Alice Hoffman i pochłonęły mnie losy czterech kobiet, tytułowych gołębiarek, dzielnych i niezwykłych. I zachwyca mnie narracja zmysłowa i nieco magiczna, plastyczne obrazy, liryzm języka. Pięknie pisze Hoffman. Między kartkami plącze się zapach mirry, woń migdałowców, różowego kwiecia tamaryszku, szałwii. Suchy piasek wciska się w oczy, dotyka gorącem powietrze. Czytam niespiesznie...
Wracam do moich perfum "Vanille noire", bo pasują do listopada i do ciepłych swetrów...
Cieszę się na grudzień. Wierzę, że to będzie dobry miesiąc, także dlatego, że to miesiąc moich urodzin :)
Soboto, mijaj nam wdzięcznie...
sobota, 15 listopada 2014
Jak kubek kakao...
Żadnej chmury na niebie, żadnego ruchu, dziś niebo jest szarością niezgłębioną. Kontury drzew jak z teatru chińskich cieni. Liście marszczą się i kurczą, ulatują z wiatrem albo z deszczem, przyklejone do jezdni wyglądają jak misterna mozaika w złotach i żółciach nakrapianych brązem. Na coraz bardziej ogołoconych gałęziach drzew siadają ptaki i skrzeczą...
Z porannymi, sobotnimi sprawunkami przyniosłam do domu chłód listopada i korzenny zapach powietrza...
Sobota jak zwykle jest porządkowa. Wstawiłam pranie, niestety nie wysuszę go na balkonie, nie będzie pachniało słońcem i lekkim wiatrem. Wstawiłam zupę. Jesienią rozgrzewające i sycące zupy często królują w mojej kuchni...
Teraz czas kawy i odrobina słodyczy w postaci marcepanowego batonika. I przypominam sobie Kate Bush: delikatne dźwięki fortepianu, szalone gitary, wyrafinowany głos czasem smutny, czasem dziwaczny, czasem anielski. Czarujące dźwięki na późną jesień...
Gęsty dym snuje się za oknem, sąsiad pali liście w ogrodzie. Gorzki aromat wkrada się do mojego domu uchylonym oknem...
"Dolina Muminków w listopadzie" jest jak kubek kakao. Czytam sobie do poduszki :)
Lubię te listopadowe godziny powolne i miękkie, całe utkane z mroku. Tak szybko zapada zmierzch, powietrze robi się szare. I jestem w moim domu jak w gnieździe. W długi weekend M. dzielił ze mną czas niespiesznie i ładnie...
poniedziałek, 3 listopada 2014
Wieczór granatem się kładzie...
Granatowe okna, ścieżki uciekają w mrok. A jeszcze kilka chwil temu świat upiększał rozczerwieniony horyzont, a domy stały w różowych rumieńcach...
Lubię listopad. Lubię mgliste poranki, zadumane i melancholijne, kaligrafię drzew, zapach butwiejących liści. Tegoroczny listopad wciąż błogosławi kolorami, oranżowymi płomykami liści, złocistą żółcią. Bajeczna ta jesień. W krótszych już dniach tyle ładnego słońca jeszcze...
Dobre to były dni. Z moimi najbliższymi. I Mały pytał o tych, którzy są po drugiej stronie, o naszych Umarłych. I przywoływałam Ich obecność, gesty, zdarzenia, słowa, tamten czas, kiedy byliśmy razem. I przecież Oni są zawsze blisko, ale w te pierwsze dni listopada jakoś bardziej się to czuje. I cmentarze pachniały wiecznością, a wokół uroda drzew, tysiące płomieni, krążące wspomnienia, chwile dobrego smutku...
Nie przysyłają pocztówek Stamtąd, ale lubię, kiedy pojawiają się w snach...
Herbatą mandarynkową smakuje wieczór i ciszą. Cisza jest dobra dla mojej duszy :) I poczytam sobie. Z przyjemnością poczytam sobie "Stulecie Winnych"...
piątek, 24 października 2014
Nieprzelotnie...
Widok z mojego okna przypomina dziś smutną pocztówkę. Mokry pejzaż, szara mżawka, szare cienie, światło umiera. W tym wszystkim kilka barwnych detali: przydymiona czerwień owoców dzikiej róży, żółć ostatnich brzozowych listków i jeszcze trochę wdzięcznej zieleni...
Byłam na spacerze. Kapturem odgrodziłam się od szarego świata, od nieba ze zgasłym błękitem...
Chciałabym napisać: czas rozpalić w piecu, swój mogę tylko włączyć i robię to, bo zimno igiełkami dotyka. Do ciepła kaloryferów dodaję płomyki świec. Pachną jabłkiem i cynamonem, ładnie tak...
Jesienna suita. Październik w sukience skrzydlatych liści, w perełkach deszczu, w gracji siwych mgieł, w kosmatych szalach wiatru...
Ta jesień to oczekiwanie na "Siestę 10", na "Księgi Jakubowe" Tokarczuk i "Gniew" Miłoszewskiego. To moje nowe botki na niebotycznych, acz wygodnych obcasach, paznokcie w czekoladowym kolorze, ciemniejszy odcień włosów, miękki kardigan, popielaty szal w barwne kwiaty, świeca o zapachu migdałów i aromaty nowych herbat...
W zaokiennym mroku bursztynowe światło ulicznych lamp i ten srebrzysty deszcz, który pozwala cieszyć się domem i zamyślać słowami piosenek z płyty Anny Marii "Szeptem"...
Jesień to pora domu, prawda?
niedziela, 19 października 2014
Po tamtej stronie...
Smutne dni. Od wtorku smutne. Od porannego telefonu z wiadomością, że umarła moja kochana Pani A. Dobra, mądra, kochająca, ludzka, piękna, dzielna. Czuję się opuszczona przez bardzo ważną dla mnie Osobę, Przyjaciółkę, Mistrza w zawodzie, pokrewną duszę, nauczycielkę życia. Czuję się tak, jakby drugi raz umarła mi mama...
Znała mnie od pieluszek, przyjaźniła się z moimi rodzicami, ja przyjaźniłam się z jej synami i z nią...
Chorowała. Bardzo...
Wierzyłam, że jej się uda. Była taka dzielna, taka cierpliwa i ufna w tym swoim chorowaniu...
Czuję ogromny smutek i wdzięczność za wspólne lata. Piękne i dobre lata. Tyle niezwykłych wspomnień mam w sobie, ważnych rozmów, chwil i chwilek, dzielenia się tym co ważne i banalne. Słowa nie oddadzą niezwykłości naszej relacji...
Płaczę po Pani, moja kochana Pani A.
Chciałabym móc telefonować do Nieba...