niedziela, 14 września 2014

Dzwoneczki ciszy...

W samotne niedziele łatwiej myśleć o życiu niż żyć. Samotne soboty są inne. Samotne soboty lubię. Niedziela w tej swojej aureoli inaczej mija...


Lekkie przeziębienie mnie dopadło, piję rozgrzewające mikstury, faszeruję się witaminkami i denerwuję katarem nieznośnym :) 


Za oknem świat rudzieje i powietrze pachnie żółciami. I niebo dziś takie, że na świat można patrzeć jak przez kryształ...


Czas herbaty o smaku malin. Ciepłe dźwięki, rozkołysane takie i wpisujące się nastrojem w samotną niedzielę. Duke Ellington, Norah Jones, Stacey Kent i Krzysztof Komeda, i Grażyna Auguścik...


Moim paznokciom pasuje klasyczna czerwień, unikałam jej, a taka jest kobieca :)


W westchnieniach wiatru tren ptasich odlotów. W słojach drzew zamieszkają ich głosy. Kiedy zima dokuczy, będą miękkim szeptem przypominać o wiośnie i powrotach...


Znowu noszę w kieszeni i w przegródkach torebki kasztany jak talizmany. Znowu wieczorami zapalam cynamonowe świece, mieszkam w wierszach Małgorzaty Hillar i czuję coraz zimniejsze okna...


A jaka jest Wasza niedziela?

środa, 10 września 2014

Pokój pełen deszczu...

Gdzieś przepadło wrześniowe lato. Nagle zrobiło się zimno. Za oknem przecięte sinością niebo, czarne cienie na obłokach, jak z pękniętego naczynia deszcz się wylewa...


Oswajam znajomy rytm: dom, praca, dom. Przywykam do hałasu. Organizuję, z inicjatywy uczniów, wyjazd do kina na "Miasto44"...


Wiatru słucham i melancholijnych dźwięków znad mórz południowych. Piję żurawinową herbatę i tęsknię za bukietem wrzosu...


Kolejna jesień pod oknem. Nieśmiało rdzewieją liście, złocieją, tlą się czerwienią jeszcze nie nazbyt wyrazistą. I zapach jesieni, tak trudny do zdefiniowania, nasyca powietrze, w którym liryczne powtórzenia ptasich odlotów...


Taki rozmazany ten popołudniowy pejzaż, taki matowy. Oddycham wonią cynamonowej świecy i gładzę zamszową skórkę pierwszych przyniesionych do domu kasztanów :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Słowa jak pocztówki z wakacji :)

Wróciłam. Już tylko domowe dni przede mną, ale cieszę się na nie, bo trochę stęskniłam się za domem, widokiem za oknem, drobiazgami, z których utkana moja codzienność...


Czas u brata minął bardzo szybko. Piękna pogoda mi towarzyszyła. Zwykle w sierpniu tam już deszczowo i jesiennie, w tym roku i w Szwecji upalnie było, a o jesieni przypominały cudnie kwitnące wrzosy, którymi syciłam swoje oczy i powalałam sobie na melancholijne myśli...


Przepiękną wycieczkę zorganizowali mi brat i bratowa. Odbyliśmy wyprawę do Fjallbacki, to tam umiejscowiona jest akcja przeczytanych przeze mnie kryminałów C. Lackberg. Zachwyciłam się tym prześlicznym kurortem, krajobrazem jak z bajki: labirynt małych uliczek, domki przypominające rozsypane klocki, małe letnie sklepiki z pamiątkami i pocztówkami, przyjemne kawiarnie i restauracyjki z niewielkimi ogródkami i tarasami, małe porty z drewnianymi pomostami, granitowe skały. Wspięliśmy się tam, by urządzić piknik. Między skałami migotało morze mieniące się w cytrynowym słońcu, a zalane światłem zatoki były we wszystkich odcieniach błękitu. A białe skrzydła jachtów i żaglówek idealnie współgrały z tymi niebieskościami. Szumiały nam fale rozbijające się o skalne płyty, a widok ze skał sięgał w nieskończoność i jest chyba nie do opisania. Miło było się dowiedzieć, że Ingrid Bergman lubiła to miasteczko i często tam bywała...


Przemiły był czas z moim bratankiem. Pięknie nam się rozmawiało. Ciekawił go Mozart i Chopin, słuchaliśmy ich muzyki. Oczywiście nie zabrakło elementów piłkarskich: graliśmy w piłkę i w karty piłkarskie. I chodziliśmy na lody. W tych dniach moimi ulubionymi zostały cytrynowe, miętowo- czekoladowe i cynamonowe. Kiedy bratowa i brat wracali z pracy, jechaliśmy nad morze. Od nich autem to 10 minut drogi. A tam olśniewająco białe niebo, mokre kamienie, wielkie mewy, czysty i ciepły piasek, muszelki w kolorze sepii, zapach wodorostów wyrzuconych na brzeg...


Mały miał uciechę, kąpał się ze swoim tatą, a jego mama i ja siedziałyśmy na brzegu, od czasu do czasu wchodziłyśmy do wody, by pospacerować. Woda była ciepła i przyjemnie było mieć potem stopy oblepione piaskiem :)


Na lotnisku płakałam, długo nie będziemy się widzieć, żal było odjeżdżać...


Z okien samolotu Szwecja jest błękitna i zielona...


W Polsce czekał na nie M. Odebrał mnie z lotniska i kilka dni spędziliśmy u niego. Barwne to były dni. Spacerowaliśmy po Starym Mieście, nawet nie przeszkadzało nam, że bardzo ludnie tam było. Cieszyliśmy oczy zielenią parków, wyszukiwaliśmy ustronne restauracyjki, delektowaliśmy się ich nastrojami, odwiedziliśmy naszą ulubioną księgarnię, wysłuchaliśmy barokowego koncertu organowego. Wieczory były uroczo domowe...


Moje życie przez dwa tygodnie było gdzie indziej. Zostawiam tu słowa, by były jak pocztówki z wakacji. Moich wakacji pięknych i dobrych...


Witajcie!

czwartek, 31 lipca 2014

"Podróżować, podróżować jest bosko" :)

I wciąż świeci słońce. Niebo się bławaci. W przygaszone upałem kolory dnia wplatam pastelowe barwy hortensji i cień wysokich drzew z alei widzianej z okna...


To już koniec lipca. Jakże szybko minął pierwszy miesiąc wakacji...


Drobiny muzyki wypełniają chwilę, żegnam się ze swoim domem na kilkanaście dni, pakuję walizkę,  oddaję się swoim małym rytuałom przed podróżą. Wyjeżdżam do brata. Razem z nimi jadę i cieszę się na wspólny czas z Małym, który ma już "ciociu, nie osiem lat, ale osiem i siedem miesięcy" :)


Jest już we mnie ta niecierpliwość przed podróżą. Tam będę zamyślać się innym krajobrazem. Ciekawe czy zakwitły już moje ulubione wrzosy? Ciekawe, czy zdążę nacieszyć się ich nieśmiałym pięknem?


I będę tęsknić za M. i za naszym czasem w drugiej połowie sierpnia...


Moi mili Czytelnicy, postaram się do Was zaglądać, może uda mi się napisać kilka słów. Pozdrawiam Was i do poczytania :)

poniedziałek, 28 lipca 2014

A w tych borach...

A w tych Borach Tucholskich dobrze jest wędrować, znaleźć ciszę i spokój. Przyjemnie nam się szło bezludnymi duktami, ścieżkami i ścieżynkami. Bór, spalony słońcem, cudnie pachniał igliwiem, szumiał jak morze, zachwycał głosami ptaków i barwnymi kwiatkami...


Dobre dni. Zbieranie jagód, jagodowe podwieczorki potem i jagodowe pocałunki. Jeziora. Odludne brzegi. Zapach szuwarów. Migocąca w słońcu woda. Ogniska i pieczenie kiełbasek, wyśpiewywanie piosenek harcerskich z sentymentu dla dawnych lat bycia w harcerstwie. Śniadania z brzozami nad głową i widokiem jeziora. Przyjemna kwatera i przesympatyczni właściciele. Podziwianie kaszubskich haftów. Smakowanie regionalnych potraw: zalewajka i ciszki kaszubskie. Zimne piwo. Pyszna ryba...


Odpoczęliśmy. Także od telewizora, internetu, wiadomości. Dobrze tak odciąć się...


Całe dnie w krótkich porteczkach, na powietrzu, w błękitach nieba i jezior...


I pierwszy raz płynęłam kajakiem. Na jeziorze stchórzyłam i panikowałam. Bo ja lądowy człowiek jestem, w wodzie zanurzam się tylko po kolana. Spłynęliśmy Brdą. I to było przyjemne. Uspokajał mnie widok dna :) 


I jeszcze do ocalenia: zielonkawa woda, zapach wodorostów, malownicze wąwozy, łabędzie i kaczki na wyciągnięcie ręki, złotoskrzydłe i kobaltowe ważki, ptasie melodie, kormorany, świerszczowe cykady...

niedziela, 20 lipca 2014

Niedzielne drobiazgi...

Kolejny gorący, bezchmurny dzień. Upalny od samego rana. Opuszczam rolety, między ich szparami wciskają się do pokoju smużki światła, załamują się na podłodze. Obserwuję wirujący słoneczny pył. W powietrzu przesłodzony zapach dojrzałych wiśni sąsiada i zapach żniw...


Niedzielny poranek pachnie kawą. Szemrze radio. M. dzwoni z drogi. A ja w oczekiwaniu na niego, na czas razem, na podróż. Jutro wyruszamy...


Jeszcze nie jestem spakowana, ale już czuję radość...


A w ogrodzie, w moim ulubionym zakątku, okwitłe trawy i parasolowate liście łopianów tworzą baśniowy nastrój. A jak pachnie w jaskrawym słońcu lawenda...


Dobrze mi jest z dzisiejszym oczekiwaniem, bo jeszcze brat ze swoimi się zapowiedział i cieszę się na spotkanie z Małym...


Choć spojrzenie autorki na średniowiecze jest przez pryzmat współczesności i język jest zbyt współczesny, to z przyjemnością przeczytałam "Niewidzialną koronę" Cherezińskiej. Teraz zaś mieszkam w "Dziennikach i wspomnieniach" Iwaszkiewiczowej i znajduję bliskie mi myśli, zachwyt światem, wrażliwość...


Dobrej niedzieli życzę!

wtorek, 8 lipca 2014

We framudze nieba kolejna burza...

Przez cały dzień upał gęsty i lepki jak miód. Na niebie błysk i błękity. Łąki w łunach zieleni, dojrzewające zboża ukraszone soczystą czerwienią maków. W tym złocie zbóż pięknie wyglądają chabry i liliowe kąkole. I nic dziwnego, że taki pejzaż przewiązuję kokardą zachwytu...


Lato jak z dzieciństwa, bo wtedy też były takie upalne dni, zielone i niebieskie. I kiedy zobaczyłam japonki w miętowym kolorze, kupiłam je bez wahania, bo przypomniały mi gumowe klapki "motylki", które z upodobaniem nosiłam, będąc dziewczynką...


Wakacje to czas bez godzin. Czas na słuchanie muzyki bliskiej sercu, na poranną kawę na balkonie, na przyjemność bycia ze sobą...


Letni czas to także pyszne jedzenie bez wysiłku przyrządzane: pomidory z bazylią, twaróg, wiejskie jajka, bób z wody, kwiat kalafiora na obiad, młoda fasolka, ziemniaki i buraczki...


Czytam. Ostatnio o Callas. Książka "Zbyt dumna, zbyt krucha" nie jest typową biografią i dość dobrze się ją czyta...


A popołudniową porą czarna ulewa, świstający wiatr, niebo opętane grzmotami i błyskawicami. Pod obuchem burzy złamało się wiekowe drzewo, rosnące w alejach...


Nie udał mi się spacer z koleżanką, ale lepiej się oddycha powietrzem chłodniejszym i mokrym...