poniedziałek, 10 lutego 2014

Z tęsknoty...

Dziś pejzaż pachniał wiosną. Za wcześnie? Ranniki nieśmiało się żółcą, przebiśniegi zakwitły, źdźbła trawy bardziej zielone. I światło tańczyło za drzewami. I kominy lśniły w słońcu. I sennie snuły się srebrnawe dymy. Niebo było idealnie błękitne. I to słońce sprawiło, że wracałam dziś do domu dłuższymi ścieżkami...


Weekend z M. jak zwykle minął za szybko. Mijamy za szybko od spotkania do spotkania, w czekaniu, w liczeniu piątków, w oswajaniu niedzielnych rozstań...


Za oknem czernieje noc. Plączą się dźwięki. Rozciągam nimi wieczór i odbywam podróż w czasie do XIX wieku, czytając "Ty pierwszy, Max". To debiut fińskiej pisarki- Leeny Parkkinen. "Przejmująca powieść o współistnieniu, miłości, odmienności i tolerancji"...


Życie towarzyskie prowadzę przez telefon...


Jeszcze tylko ten tydzień i zaczną się ferie. Czekam na nie. I na kolory...

niedziela, 26 stycznia 2014

Na potem...

Spokojna, cicha niedziela. Domowa i samotna. Za moim oknem wiatr kaleczy łagodność krajobrazu, kołysze złotymi punktami świateł, chybotaniem gałęzi wróble płoszy. Na bladoniebieskim niebie wstążka różowości, strzelistość kościelnej wieży i czarne hieroglify drzew...


Lampa na biurku zatacza jasny krąg, w smudze światła popołudnie mruga przekornie ciepłymi myślami, a między rzęsami błąka się czułość. Słowa przechadzają się między opuszkami a klawiaturą. Taka dobra miękkość chwili...


Zegar cichutko odlicza minuty. Snuje się brązowy kolor herbaty o smaku karmelu i czekolady. Nie jestem dziś ciszą. Trójka mi gra i muzyka dotyka rozkołysanymi dźwiękami...


Czekam na zapach księżyca, na hebanową czerń okna, na waniliowy aromat świec...


Zieleń moich tęczówek biegnie do M. Lubię przeglądać się w jego oczach. Tego, co w nich widzę, nie zobaczę w żadnym lustrze :)


W opowiadaniach Munro znajduję to "coś"...


W kieszeniach niedzieli chowam zwykłe chwile...

środa, 22 stycznia 2014

Zimowe opowieści...

Drobniutki śnieg zasypał domy, chodniki, ulice i ławki. Jak muślinowa firanka spłynął z nieba i świat błyszczy niewinną bielą. Właśnie teraz, kiedy nie trzeba, spadł. Piątkowy przyjazd M. zapewne nie dojdzie do skutku właśnie z powodu pogody i wielogodzinnych opóźnień pociągów. A zapowiadacze pogody prognozują zawieje i zamiecie. Ech, zima...


Zapadła już ciemność, przetykana jedynie poświatą ulicznych lamp i osrebrzona śniegowym puchem. Mroźny wiatr popędza chmury. Zapalam cynamonowe świece. Chwila pachnie czekoladą i gorzkimi migdałami. A radio wygrywa czułe jazzowe piosenki...


Miewam smutne myśli, szczególnie wieczorami...


Od wczoraj mam krótką fryzurkę. To była nagła decyzja, podjęta po spojrzeniu na siebie w lustrze u pani fryzjerki. Potrzebowałam zmiany. Podobam się sobie w lustrze. Mam nadzieję, że będę potrafiła sama tak ładnie się uczesać, jak to zrobiła fryzjerka, zachowując we włosach ulubiony nieład :)


"Wszystkie moje matki" to książka pełna emocji. To bolesna i trudna opowieść o więzi matki i córki, o poszukiwaniu siebie, nadziei i akceptacji. Czyta się trochę tak jak prozę Axelsson...

sobota, 11 stycznia 2014

Próba epitafium...

Umarłeś mi, Tato. I w tym momencie przestałam być bardziej Twoją matką, a jestem córką, która płacze po Tobie. Jest w tym płaczu ból, współczucie, tkliwość, złość, litość, ulga i miłość...


Nie mogę spać...


Myślę. Wspominam. Nie chcę pamiętać złego. Przywołuję tylko dobre chwile, szczęśliwe obrazy. Wskrzeszam nasze zabawy: budowane z klocków fortyfikacje i walki żołnierzyków, teatrzyk chińskich cieni urządzany zawsze, ilekroć zgasło światło, przypominam sobie wyprawy do lasu tropem zwierząt, spacery po oblodzonym jeziorze, wyprawy rowerowe, wspólne wędkowanie, domek dla lalek, który zrobiłeś mi z pudełek, naukę gotowania, naszą hodowlę królików, konkursy rysunkowe, kuligi, Twoje logiczne zagadki, opowieści o miejscach, jakie odwiedziłeś, kiedy byłeś kierowcą, wszystkie rozegrane gry. Nie umiałeś przegrywać. Mam to po Tobie. Nauczyłeś mnie uważnego i wrażliwego patrzenia na świat. Nauczyłeś kochać drzewa, kwiaty i rozróżniać ptaki, gubić oczy w kolorach nieba, uśmiechać się do słońca. Dziękuję Ci za to i za to, że stawiałeś nam za wzór naszą mamę...


Lubiłeś się nami chwalić, opowiadać o nas,  byłeś dumny z naszych osiągnięć. Czułeś się wtedy lepszy...


Po śmierci mamy pogubiłeś się. Bolało mnie Twoje postępowanie, ale...Może nie umiałeś inaczej? Może w porę nie znalazł się ktoś, kto potrafiłby Ci pomóc?


Ostatnie miesiące były bardzo trudne. W wielu momentach swojej choroby, w tym ostatnim czasie, nie byłeś sobą. Trwałam przy Tobie. Byłam z Tobą w światach, które Ci się mieszały, między żywymi i umarłymi, których myliłeś. Starałam się łatać dziury w Twojej pamięci. Wierzę, że zrobiłam wszystko, byś ten czas przeżył godnie i po ludzku. Mam nadzieję, że czułeś moją miłość...


Miałeś piękny pogrzeb. Podobałoby Ci się, że było tak dużo ludzi, kwiatów, że było tak bardzo uroczyście. Lubiłeś czuć się ważny i doceniany. W ten czwartek tak właśnie było. Byłeś ważny, doceniony i szanowany...


Pokrzepia mnie myśl, że już nie cierpisz, że jesteś z naszą mamą i że wreszcie Czarodziejka Gorzałka nie ma nad Tobą władzy...


Do kiedyś, Tato...

niedziela, 5 stycznia 2014

Wynurzenia z oceanu...

O poranku lekkie mgiełki jak w wiosenny świt i te stokrotki na trawniku, sprawiły, że po śniadaniu wybrałam się na spacer do ogrodu. A tam wiatr w zielonej sukni, kwitnące oczary, rozkwitłe róże i obsypane różowym kwieciem wiśnie japońskie i ani śladu zimy...


Dobrze się było posnuć ścieżkami, uwić myśli w koronach drzew bezlistnych, między niebem a przestrzenią pobyć tylko z sobą. Zapomnieć na niedługo o niepokoju, o problemach z ojcem, nie mieć żołądka zwiniętego bezsilnością i strachem...


A teraz szare światło wczesnego wieczoru przemyka po dachach domów, wspina się po wieży kościelnej. Resztki dnia łatają ramy okien, a w nich coraz bardziej granatowy ocean nieba, cienie w zaułkach, iskry ulicznych latarń, koci grzbiet zmierzchu...


Blask choinki. Chwile, które są jak wiersz. Świąteczny smak herbaty "Grudniowa noc" i kolędy Anny Marii...


A we wtorek wrócę do pracy z przyjemnością :)

piątek, 27 grudnia 2013

Rytm wyłuskując...

Dobre to były dni, z rozleniwionymi porankami, wydłużonymi wieczorami, w gwarze, w gościnie. I były spacery, i czas z bratankiem i jego rodzicami, i czas dla siebie...


Dzień spowity w szarość i deszczową zasłonę, senność się snuje. Ratuję się kawą. Patrzę w okno, jest tak, jakby słońce zgasło. Powietrze gęstnieje srebrnym szumem kropel. Wieś w jakimś półśnie, w bezruchu. Odczuwam niedosyt światła, płomykami świec rozświetlam domową przestrzeń...


W ten bury krajobraz wrysowuje się łagodność drzew, ptasie klucze na niebie i coraz więcej deszczu w moje okna...


Daję się uwodzić piosenkom Niny Simone. Tęsknię. Nie śledzę czasu, odmierzam go drobiazgami. Gromadzę ciepło dźwięków. Obmyślam chwile. Znowu wracam do Poświatowskiej. Przenika mnie miękkość oczekiwania na M.

niedziela, 22 grudnia 2013

Wciąż drobiazgi...

Rozkosze wieczoru: miodowe światło zapalonej na biurku lampy, okno z widokiem na czerń zdobną w złote cekiny świateł, tik-taki zegara opadające w ciszę,  karminowa czerwień liści gwiazdy betlejemskiej, w prostokącie okna deszczowe naszyjniki tworzą uporządkowany wzór. Na taki wieczór tylko jazz, mocna herbata i mandarynki...


Niedzielna cisza, całkiem znośna dziś...


W kołysce gałęzi wiatr cichnie. Jakoś tak jest, że w ten przedświąteczny czas przypływa dzieciństwo i wskrzesza się dawne chwile. Przywoływałam obrazy dawnych świąt, jakby Duch Wigilijnej Przeszłości był ze mną...


A wczoraj byłam u mamy na cmentarzu, zapaliłam lampki, podumałam...


Gwiazdy gdzieś się zapodziały...


Jak lubię ten czas. Świat jest inny wieczorową porą. I nawet wieczorną tęsknotę lubię, choć panoszy się bardzo i kołysze w takt dźwięków. Pozwalam jej na to, bo opowiada piękne obrazy, a oczy zakwitają mi czterolistnymi koniczynkami :)