poniedziałek, 19 listopada 2012

W aksamicie chwil...

Tak mało światła w krajobrazie. Szarością mgły poranek malowany, a od tej szarości chłodu tyle. Dziś uwiera mnie ta szarość, dlatego wyjęłam z szafy swój piękny kardigan w kolorze militarnej zieleni. W gałęziach nagich drzew żałosne westchnienia ptaków zaświadczają o późnej jesieni...


Czajnik wygwizdał gotowość do czasu kawy. Smuga aromatu nad granatową filiżanką. To uwielbiany o poranku zapach. Doskonała przyjemność na początek dnia. W głośnikach Anna Maria. Frazy wirują z polotem w czasoprzestrzeni domu. Pastelowa żółć storczyków swą egzotycznością ożywia koloryt okna...


Jeszcze domowo jest. Kaloryfery mruczą sennie. Sprawdziłam próbny egzamin swoich uczniów. Zadania zamknięte wypadły nie najgorzej, rozprawka fatalnie. Niektórzy nie zrozumieli tematu, niektórzy napisali bzdury, kilkanaście prac jest dobrych, kilka zachwyca. Mało imponujący to rachunek...


Czas z M. minął jak zwykle za szybko. I wcale nie dlatego, że listopadowe dni tak szybko opadają. Dobry to był czas. Czuły, w bliskości, w kolorach poranków niespiesznych i ocalonych wieczorów...


A z poniedziałkiem znowu tęsknię sobie za M. i medytuję serduszkami myśli... 

piątek, 16 listopada 2012

Szaroburość rozkołysać...

Szare chmury płyną wiatrami i coraz mi trudniej malować uśmiechy porankom. Nad światem zawisł szaro-perłowy welon mgieł. Lubię razem ze światem skryć się w nich...


Powietrze gęstnieje szarością. Tęsknię za kolorami. Motam czerwony szal wokół szyi, śnię o zielonej trawie i kupuję mandarynki...


Kobieta w kwiaciarni powiedziała, że skończył się sezon na żółte tulipany...


Popołudnie sfruwa mrokiem, rozsłoneczniam pokój płomykami świec, miodowym światłem lampy i radością oczekiwania. Mój M. jest w drodze :) Odurzam się piosenkami ze swoich płyt i tańczę przy patelni...


Chwila ma kolor kawy i smakuje mandarynkami. Gdzieś między mną a czasem obietnica wieczoru :)

piątek, 9 listopada 2012

Szarość taka...

Krople deszczu. Chłód. Szarość...


A skoro listopad, to i ciepły, długi szal w miodowym kolorze, taki do zamotania, robiony na drutach ryżowym ściegiem...


I kolejna paczka z książkami dziś doszła, a w niej prezenty dla Małego i dla mnie :)


Początek weekendu. Lubię piątki także i za to. Potrzebuję spokoju i małej ucieczki od problemów. I chciałabym umieć sprawy ojca zamieść pod dywan. Będę dziś u niego i już czuję, że żołądek zwija mi się w supeł...


Teraz dom. Herbata z cytryną i Diana Krall. Układam myśli...

środa, 7 listopada 2012

W tym samym miejscu...

Za oknem wiatr i deszcz, jakaś senność się snuje w ponurym dziś krajobrazie. Owijam się w aromat kawy przed chwilą zaparzonej i patrząc w okno, przez chwilę wierzę w słońca bliskość. Odwracam się plecami do tego pejzażu w refleksach szarości, opuszkami palców wygładzam słowa łagodnością i daję się uwodzić dźwiękom piosenek Anny Marii...


Oswajanie listopada trwa nadal. Otaczam się kolorami. Dziś mam na sobie chabrową bluzkę i spodnie w odcieniu malachitowej zieleni. Maluję starannie oczy i uśmiecham się do lustra...


Porannym latawcom do M. wydłużyły się ogony. Więcej w nich stęsknienia. A potem telefon o spodziewanej porze i słowa, które wszystko zmieniają...


W ten bury krajobraz tak ładnie wpisuje się łagodność drzew. Zanim pobiegnę do szkoły, pobędę sobie ze sobą :)


Miejmy dobry dzień...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Inspiracje...

Listopad i listopadowe światło, a właściwie jego brak. I zapach jesieni, tej późnej. Świat spoważniał szarością. Drzewa jak naszkicowane ołówkiem, prawie bezlistne. I kolory gasną...


Za oknem mrok przecina chłodne powietrze. W hebanowej czerni zaokiennego krajobrazu światła ulicznych latarń pulsują ciepłym odcieniem pomarańczu...


Szukam inspiracji, by polubić listopad, bo przecież nie warto zaprzepaścić czasu, tylko dlatego że listopadowy. Okoliczności natury nie da się zmienić, ale myśli zależą przecież ode mnie, więc wsparta o wspomnienie żółtych tulipanów, oswajam listopad. Wystarczy zapalić waniliowe lub cynamonowe świece, nasączyć się ich światłem, zaparzyć herbatę w ładnej filiżance albo wypić gorącą czekoladę. I koniecznie posłuchać Anny Marii. Mnie towarzyszy " Sobremesa", jest idealna na jesień, kiedy ciepłych klimatów brak. I przyjemnie pieści zmysły...


Jesień to dla mnie także pora słów. Potrafią splatać się z nostalgią. Czytam "Inne życie" Romaniuka, rzecz o Iwaszkiewiczu. Dziś odebrałam kolejną przesyłkę, chłonę zapach nowych książek...


A ze stojącego na parapecie zdjęcia lato się uśmiecha. Ma moje oczy i zmierzwione włosy M. 

czwartek, 25 października 2012

Wygładzając smutek...

Zimny dzień, matowy, pełen wilgoci, wietrzny, mniej ładny w półprzezroczystej pelerynie mżawki i deszczu. Rankami już długo trzeba czekać na wyłaniające się z mroku zarysy domów i pierwsze światła. Szybciej powietrze ciemnieje niczym stare złoto, szybciej na parapetach przysiada szafirowy zmierzch i czerń się staje...


Wilgocią nabrzmiały kolory liści, zintensywniały ich odcienie. Mogłyby być pięknymi motywami na gobelin...


Jakiś smutek zawisł pomiędzy wczoraj a dziś. Byłam u ojca...


Teraz mój dom, czarny prostokąt okna z amarantowymi dzwoneczkami grudniaczka. Zakwitł już, dziwnie, bo zazwyczaj zakwita przed Bożym Narodzeniem...


Rozjaśniam przestrzeń miodowym światłem lampy, dłonie ogrzewam filiżanką gorącej herbaty. Malutkie świeczuszki rozsnuwają cynamonową przyjemność, odpływa lekko zmęczenie. Zaraz zasiądę w zielonym fotelu, otworzę książkę, owinę się słowami, otulę ciepłem rudego koca...


Spokój drobiazgów, dziś szczególnie potrzebny...

wtorek, 23 października 2012

Znów drobiazgi...

Mgła w kolorze pereł. W przesmyku czerni ulica w spiralach szarości, w rozedrganym, rozmazanym świetle lamp ulicznych. Sennie i mokro. Ta senność się rozsnuwa, więc zapalam świecę o kawowym zapachu. Jesień ociera się rozpuszczonymi włosami wiatru o szyby, a przez uchylone leciuteńko okno sączy się ciemny granat powietrza...


Październik pozwala wciąż oddychać kolorami. Liście szeleszczą rudościami, żółciami i bordami. Lecą z drzew, finezyjnie i lekko, szeleszczą pod butami...


Czas się odmienia, czas się wydłuża. Lubię te jesienne wieczory w moim domu. Lubię za wdzięk światłocieni, za zapach nostalgii, za czas herbat i muzyczne drobiny. Dziś dodatkowo za pomarańczowe ciepło drobnych goździków zakupionych własnoręcznie w Miasteczku...


Przestrzeń zawężam do filiżanki z herbatą, do słów Herberta i jego "Martwej natury z wędzidłem". Trwam w zachwycie nad opisami miejsc, obrazów, kolorów, doznań...


A w oknie wciąż mleczna mgła i księżyc taki mglisty...