poniedziałek, 30 stycznia 2012

Poniedziałki po niedzielach...

Na czarnym zimowym niebie złote punkciki świateł ulicznych latarń wyglądają jak świetliki. Za szybą mroźne powietrze. Opatulam się polarowym pledem w ciepłych barwach miodowo-pomarańczowych. Hebanowa czerń okna podkreśla piękno kremowych płatków storczyka, który zakwitł jakby na jakieś święto...

Przepraszam za milczenie, za niebyt tu. Wojażowałam, miałam utrudniony dostęp do internetu i czas inaczej biegł...

Odwiedziliśmy z M. mojego brata. Skandynawia zimą jest piękna, niemalże bajkowa. Zmrożony śnieg skrzył się w słońcu, otulał drzewa kwietnymi koronkami bieli, niebieścił się pod wieczór. Błądziliśmy starymi uliczkami malowniczej Hagi, podążaliśmy za urokliwymi kamieniczkami miasta, znajdowaliśmy piękne zaułki i miejsca. Zwiedziliśmy Muzeum Sztuki, w którym zachwyciły mnie obrazy przedstawiające surowe piękno natury, prowincjonalne miasteczka z wolno upływającą codziennością, żywioł morza. I spacerowaliśmy, oddychaliśmy morskim powietrzem. Podziwialiśmy barwy skał i rozkoszne, drewniane domki w kolorach piasku, ochry, terakoty i różnych odcieni popielatego błękitu...

Mnie radowały chwile z Małym, który już całkiem duży jest. Chodzi do szkoły, ma swoje dziecięce tajemnice, swoich kolegów, a nawet pierwsze zauroczenia koleżankami :) 

Po powrocie spędziłam kilka dni u M. To były przyjemne dni rozleniwienia, długich spacerów, ciepłych chwil przy świecach i winie, filmowych wieczorów, kawiarnianych klimatów, domowego bycia...

A dziś...życie znowu nabiera tempa. Powrót do pracy i do codzienności...

niedziela, 15 stycznia 2012

Patrząc na powietrze za oknem...

Popołudnie z niskim słońcem i srebrnoszarym niebem. Powietrze przezroczyste jest od mrozu. Jasnoszare dymy rozsnuwają się ponad dachami domów, a czarne gałęzie drzew medytują spokojem jak przy kadzidle...

Herbata w imbryku, zapach mandarynek, zimowe piosenki Stinga, czas na pobycie ze sobą tylko. Ostatnio źle było mi z ludźmi...

Delikatna ta niedziela, ciepła od blasku świec. Rozpuszczam się w niej...

Połowa miesiąca, a ja nie zamieszkałam jeszcze w nowym kalendarzu...

Nie czekam na zimę. Nie tęsknię za bielą w pejzażu. Zaczynam wypatrywać wiosny, choć do niej jeszcze tak długo. Tęsknię za zielenią, za miękkim powietrzem, za dniami w złotym słońcu, za nieupalnym ciepłem...

Potrzebuję przeczytać książkę w kilka godzin, bez odrywania się od niej. Co polecacie? :)

sobota, 14 stycznia 2012

Drobiazgi sobotnie...

Ku lepszemu idzie. Dzień zauważalnie dłuższy już i jaśniejszy. Słońce dziś pląsało w gałęziach drzew, niebieściło niebo, łagodziło zmrożone powietrze...

Trochę mnie tu nie było. W związku z końcem semestru miałam trochę dodatkowej pracy i sporo papierkowych zobowiązań. Od poniedziałku zaczynam ferie :)

Wczoraj rozebrałam choinkę, więc wysprzątałam dom, schowałam świąteczne dekoracje. Sobota zachęca do leniuchowania. W radiu staroświeckie piosenki, smutne nieco, ale idealnie wpisujące się w chwilę. A ta pachnie i smakuje herbatą czerwoną...

Czytam świat Hanny Kowalewskiej, ten z tomiku "Anna tłumaczy świat".
"Patrzę na czas
Wychodzi ze ślimaczej pułapki
Opuszcza skręconą przestrzeń
I biegnie w nieskończoność"

Za oknem czarna chusta nieba, pomarańczowe cekiny świateł latarń ulicznych, zatrważające melodie wiatru. Palę świeczki, ocieplam nimi oczy... 

czwartek, 5 stycznia 2012

Taka pora...

W szarawym niebie falbanki błękitu. Nieco jaśniej na świecie, deszcz zamilkł, wiatr jednak szaleje. Jesienna aura tej zimy, jesienne temperatury, jesienne smutki...

Wczoraj wciąż padający deszcz tak mnie przygnębiał, że miałam ochotę na żałosny płacz. Czułam, że jestem częścią tej okropnej pogody. Ale kiedy zabłysły światełka na choince, zamigotały ogniki świeczek, poturlały się dźwięki z ulubionych płyt, zawinięta w ciepło polarowego koca, nasiąkałam spokojem i lżej mi było. Smakowałam herbatę "Zimowy sekret" i czytałam pożyczone od koleżanki wspomnienia Danuty Wałęsy...

A nocą przyszedł wielki wiatr i jeszcze większy deszcz, zgasło światło, ale było mi już wszystko jedno, bo w cieple pościeli takie dźwięki wydają się być kojące...

Jestem już po lekcjach. Jestem sobie przy drugiej kawie i marcepanowym batoniku. Medytuję ciszą i domowym rajem. Słucham tego wielkiego wiatru i odwracam czas...

piątek, 23 grudnia 2011

"Życzeń i pragnień jak w kolędzie..."

"Powietrze aniołów pełne
a ich przejrzysty trzepot
jest jak natchnione ciepło
nad ognia złotą wełną"
             /K.K.Baczyński, "Promienie"/

        
         Wszystkim moim Czytelnikom życzę, by podczas tych niezwykłych dni był blisko Anioł Radości, Anioł Dzieciństwa, Anioł Przyjemności, Anioł Spokoju i Anioł Miłości...i jeszcze Anioł Pozytywnej Melancholii. Pięknych Świąt Bożego Narodzenia Wam życzę...

czwartek, 22 grudnia 2011

A magii brak...

Pierwszy dzień zimy. Wczoraj spadł pierwszy śnieg, rozjaśnił świat, ubielił świeżością, iskrzył w słońcu. Dziś drzewa ustrojone we frywolitki szadzi, zamglony pejzaż i wciąż piękna biel...

Poranne minuty mijają w zapachu kawy. Lasem pachnie choinka, już oprawiona, ale jeszcze nieubrana. Radio mi gra. Obudziłam się z bólem głowy, z dziwnym strachem pod naskórkiem, z resztkami snów, których nie umiem poskładać, z kłębkiem myśli, z żalem do świata...

Prozaicznie zaczynam dzień: tworzę listę tego, co trzeba jeszcze dokupić (koniecznie sól), pakuję prezenty, prasuję wykrochmalone wczoraj koronkowe gwiazdki, które zawisną na choince, obmyślam dekorację stołu. I mam wrażenie, że w tym roku jestem ze wszystkim opóźniona...

Czeka mnie dziś przyjemna wizyta u mojej pani fryzjerki, spotkanie z koleżanką. I postaram się mieć tylko dobre myśli...

piątek, 9 grudnia 2011

Cztery i trzy :)

Piątkowy wieczór z lekkością motyla tak szybko sfrunął mrokiem. Za oknem melanż czerni i złotej poświaty prawie pyzatego księżyca. Uliczne zaułki w drobinach pomarańczowego światła...

W moim domu zapach wanilii się snuje, przysiada na krawędzi filiżanki z zieloną herbatą. Kocio łaszą się dźwięki radiowego muzykowania. Takie rozkołysane, błogie i kojące. Pięknieje nimi moje oczekiwanie na M., który teraz w pociągu, a którego przywitam późnym wieczorem na peronie...

Ładziłam Samotnię swą, tańczyłam przy patelni, smażąc ziemniaczane kotleciki, porządkowałam myśli przy prasowaniu. Nie przepadam za tą czynnością, więc w zamyśleniu szybciej mi się prasuje :)

A myśli były o czasie i mijaniu. I przypomniałam sobie moje bardzo dawne trzydzieste urodziny, kiedy zachowywałam się tak, jakby świat się kończył dla mnie. Byłam tak nachmurzona, tak obrażona na tę trójkę, która jakoś tak za szybko, niepotrzebnie pojawiła się w mojej metryce. Na czas jakiś znielubiłam dzień swoich urodzin. Zabawne teraz...

I choć każdy rok mija jak mgnienie, "kurzych łapek" przybywa, czasem kręgosłup daje o sobie znać, to nie chciałabym być w innym momencie życia. Bo teraz jest dobrze, szczęśliwie, spokojnie i bezpiecznie...

I cieszę się na jutro, bo jutro będą moje urodziny...