wtorek, 8 lipca 2014

We framudze nieba kolejna burza...

Przez cały dzień upał gęsty i lepki jak miód. Na niebie błysk i błękity. Łąki w łunach zieleni, dojrzewające zboża ukraszone soczystą czerwienią maków. W tym złocie zbóż pięknie wyglądają chabry i liliowe kąkole. I nic dziwnego, że taki pejzaż przewiązuję kokardą zachwytu...


Lato jak z dzieciństwa, bo wtedy też były takie upalne dni, zielone i niebieskie. I kiedy zobaczyłam japonki w miętowym kolorze, kupiłam je bez wahania, bo przypomniały mi gumowe klapki "motylki", które z upodobaniem nosiłam, będąc dziewczynką...


Wakacje to czas bez godzin. Czas na słuchanie muzyki bliskiej sercu, na poranną kawę na balkonie, na przyjemność bycia ze sobą...


Letni czas to także pyszne jedzenie bez wysiłku przyrządzane: pomidory z bazylią, twaróg, wiejskie jajka, bób z wody, kwiat kalafiora na obiad, młoda fasolka, ziemniaki i buraczki...


Czytam. Ostatnio o Callas. Książka "Zbyt dumna, zbyt krucha" nie jest typową biografią i dość dobrze się ją czyta...


A popołudniową porą czarna ulewa, świstający wiatr, niebo opętane grzmotami i błyskawicami. Pod obuchem burzy złamało się wiekowe drzewo, rosnące w alejach...


Nie udał mi się spacer z koleżanką, ale lepiej się oddycha powietrzem chłodniejszym i mokrym...

poniedziałek, 7 lipca 2014

Po burzy...

Tego popołudnia szalała burza. Niebo przecinały błyskawice, drzewa połyskiwały srebrnymi refleksami, linia horyzontu zlewała się z czarnymi, groźnymi chmurami. Na kilka godzin zgasło światło, a deszcz był prawdziwą ulewą...


Teraz mam otwarty balkon i oddycham cudownie rześkim powietrzem. Przyjemny chłód dotyka moich stóp, świat przyjemnie pachnie świeżością i wilgocią...


Purpurową różę mam w wazonie. Objadam się malinami. Słucham fado i mam wrażenie, że czas mija mi wolniej...


Cieszę się wakacjami, swoim domem się cieszę, wczorajszą wizytą brata i bratowej. Mały jest na kolonii i jest ponoć bardzo dzielny, płakał tylko w pierwszą noc. Mały bohater! Pamiętam, że na swojej pierwszej kolonii płakałam co noc i po dwóch tygodniach rodzice zabrali mnie do domu :) 


No i czekam na M. i na wspólny wyjazd...

środa, 2 lipca 2014

Drobiazgi prawie wakacyjne :)

Letnie niebo i kilka białych, bajkowych chmurek. Pola usiane makami, w smugach chabrów i wiankach rumianków. Wszechobecna zieleń, dziś kołysana lekkim wiatrem. I słońce wreszcie wyjrzało. Po tych dniach deszczowych, jesiennych niemalże, to słońce jest dziś jak błogosławieństwo...


Kawą mi pachnie czas. Kawą i wakacjami. Dom w kwiatach, a ja cała w skowronkach, bo jest już we mnie beztroska, radość z wolnych dni i spokój. I choć jeszcze ten tydzień muszę być w szkole, to czuję się zdecydowanie wakacyjnie :)


A ostatnie dni przed zakończeniem roku były intensywne. Pożegnałam swoich trzecioklasistów. Były łzy i obietnice, że będziemy pamiętać. Ostatnia wspólna fotografia, ostatnie chwile w ławce. A na pożegnanie wzruszający list mi podarowali...


I jestem bardzo zadowolona z wyniku egzaminu swoich klas...


Weekendowy czas spędziłam z moim M. I ten czas razem jak zwykle minął za szybko...


Wczoraj w bibliotece wypożyczyłam kilka książek. Mam ochotę na coś lekkiego, coś co nie jest romansidłem, ale jest opowieścią o ludziach, zakątkach, emocjach. I chyba taką pozycją jest "Wymarzony dom" M. Kordel. Zaczęłam czytać przed wieczorem i nie mogłam się oderwać :)


Chciałabym częściej zostawiać słowa tu, trochę ostatnio zaniedbałam swój kącik :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Czerwcowe nastroje...

Nieznośne są te upały. Powietrze parzy jak meduza, nie ma czym oddychać. O świcie burza wyrwała mnie ze snu, rzęsisty, krótki deszcz przyniósł odrobinę chłodu i uczynił poranek rześkim. Niestety za niedługo znowu było gorąco. W mojej klasie jest jak w saunie, męczymy się z dzieciakami okrutnie :)


Imię szkole nadane, uroczystość odbyła się w piątek. Montaż poetycko- muzyczny wypadł pięknie, trema nie zjadła występujących. Trema mogła zjeść mnie, kiedy czytałam list wystosowany przez Ważną Nieobecną. Czułam, jak drżą mi dłonie, jak policzki mi czerwienieją, na szczęście głos nie zawiódł...


W "Sońce" Karpowicza wrażenie na mnie robi nie tylko opowiadana historia, piękna i okrutna, ale także nawiązanie do realizmu magicznego i język, może nawet przede wszystkim język: niby lakoniczny, oszczędny, a pełen poezji, z wplecionymi słowami białoruskimi, pełen kolorów, podszyty smutkiem...


Byłam dziś na spacerze w ogrodzie. Jak on pachnie jaśminami, różami, peoniami, dzikim bzem, akacjami, jak barwnie wygląda, jak czaruje niebieskością dzwoneczków, fioletem lawendy, różowością chińskich goździków, bielą margerytek. A po ścieżkach zielone żuki drepczą i trzeba uważać, by ich nie zdeptać, bo piękne i błyszczące...


Podobał mi się wczorajszy opolski koncert, z małymi wyjątkami. To były piosenki z "moich" czasów. Miło było je sobie przypomnieć, pośpiewać z wykonawcami...


Dom i Aga Zaryan. Truskawki i woda z miętą i cytryną...


Czekam na chłodek wieczoru, na muzykę żab, na ametystowo- kobaltowe niebo ze złotymi smugami, na rozmowę z M. przed snem...


I do wakacji już bliżej...

piątek, 23 maja 2014

Tuż obok...

Światek P. pachnie koszoną trawą i wakacjami. Zieleń liści wygrzewa się w słońcu. I jest tak ciepło, że chodzę w sandałkach, w letnich ubraniach, oczy przysłaniam okularami albo mrużę je, wystawiając twarz do słońca...


Wczoraj byłam z uczniami na "Powstaniu Warszawskim". Niezwykły film, niezwykłe, wstrząsające obrazy, ściskające za gardło. Warto obejrzeć. Trzeba obejrzeć. Byliśmy sami w sali kinowej. Przez cały film cisza trwała, a kiedy pojawiły się napisy końcowe, wszyscy siedzieli, jakby przyklejeni do foteli...


Dziś niebo jest takie, że można się upić błękitem...


Wyjeżdżam na weekend do wujostwa. Już nie mogę się doczekać pogaduszek z ciocią, spacerów, altany, ogrodowych smakołyków i zapachów, wyprawy nad jezioro...


Jestem już po lekcjach. Piątek jest dla mnie łaskawy. Jesteśmy sobie z Billie Holiday przy kawie. Nasiąkam odcieniami irysów i margerytek. Słoneczne promienie rozlewają się jasnymi plamami na podłodze...


Światek P. złoci się cudnym światłem...

sobota, 10 maja 2014

Taka chwila...

Szarym niebem zawisł deszcz. Bezsłonecznie. Niedosyt światła. Znowu deszczowa pora, szarość nieba pokornie czeka na wstążkę błękitu. W zamyśleniu traw wiatr cicho skrzypi obietnicą ciszy. Ptasim krzykiem listki drzew drżą. Jakoś jesiennie tak...


Kiedy stałam na balkonie, by chłonąć zieleń wszechobecną, kandelabry kasztanowców w waniliowym kwieciu, połacie pól żółte rzepakami, czułam chłód i oddychałam wilgotnym powietrzem. Tak, powietrze dziś pachnie jesienią. A potem dłonie ogrzewałam filiżanką z gorącą kawą. Włączyłam ogrzewanie i opatuliłam się polarowym pledem w miodowym odcieniu...


Tydzień minął mi jakoś szybko. Za szybko. Rano, kiedy budził wydzwaniał swoją melodię, czułam się rozczarowana, że noc minęła. W jakimś pośpiechu mijały godziny w pracy. Przygotowujemy się do nadania imienia szkole, więc zadania do wykonania mnożą się...


A teraz odczuwam sobotnie zadowolenie. Celebrowałam śniadanie, poczytałam zaległe gazety. Od kilku chwil śpiewam z radiem :)


I zaraz oddam się sobotnim rytuałom: pójdę po sprawunki, uładzę dom, nastawię pranie, ugotuję obiad, posnuję się domowo i prozaicznie...


A potem zajmę się sobą :)

poniedziałek, 5 maja 2014

W drobiazgach będąc :)

Dni minęły znowu tak szybko...


Majówka była przecudna. M. sprawił mi niespodziankę i zorganizował wyjazd nad morze. Pogoda nam dopisała, nie padało, słońce grzało umiarkowanie, tak jak lubimy. Odpoczęliśmy, pobyliśmy razem, spacerowaliśmy, trochę zwiedzaliśmy. Morze szumiało, mewy hałasowały, na plaży nie za wiele osób. Kolory chwil: spokój, radość, wytchnienie, pastelowy piasek, wiatr czeszący włosy, smaczne smażone i wędzone ryby, urokliwe kawiarenki, leśne ścieżki. Dobrze zrobił nam ten czas pod innym niebem...


Zimny ten początek maja. Marzną ręce, marzną stopy. Włączyłam ogrzewanie...


Złocistość kwitnących mleczy w malachicie traw sprawia, że mój zachwyt nie ma granic. I bzy kwitną, kasztanowce przypominają wielkie bukiety. A dom mój pachnie konwaliowym bukietem, który podarowała mi dziś koleżanka...


Dzień opada. Na zaokiennym parapecie szafir nieba przysiadł. Snuję się między kuchnią, pokojem, przytulnością zielonego fotela, komputerem, wersami w książce. Szeptami filiżanek naznaczam chwile. Nastrój zaprawiam muzyką...


Wieczór miękkim mrokiem się skrada...