sobota, 10 maja 2014

Taka chwila...

Szarym niebem zawisł deszcz. Bezsłonecznie. Niedosyt światła. Znowu deszczowa pora, szarość nieba pokornie czeka na wstążkę błękitu. W zamyśleniu traw wiatr cicho skrzypi obietnicą ciszy. Ptasim krzykiem listki drzew drżą. Jakoś jesiennie tak...


Kiedy stałam na balkonie, by chłonąć zieleń wszechobecną, kandelabry kasztanowców w waniliowym kwieciu, połacie pól żółte rzepakami, czułam chłód i oddychałam wilgotnym powietrzem. Tak, powietrze dziś pachnie jesienią. A potem dłonie ogrzewałam filiżanką z gorącą kawą. Włączyłam ogrzewanie i opatuliłam się polarowym pledem w miodowym odcieniu...


Tydzień minął mi jakoś szybko. Za szybko. Rano, kiedy budził wydzwaniał swoją melodię, czułam się rozczarowana, że noc minęła. W jakimś pośpiechu mijały godziny w pracy. Przygotowujemy się do nadania imienia szkole, więc zadania do wykonania mnożą się...


A teraz odczuwam sobotnie zadowolenie. Celebrowałam śniadanie, poczytałam zaległe gazety. Od kilku chwil śpiewam z radiem :)


I zaraz oddam się sobotnim rytuałom: pójdę po sprawunki, uładzę dom, nastawię pranie, ugotuję obiad, posnuję się domowo i prozaicznie...


A potem zajmę się sobą :)

poniedziałek, 5 maja 2014

W drobiazgach będąc :)

Dni minęły znowu tak szybko...


Majówka była przecudna. M. sprawił mi niespodziankę i zorganizował wyjazd nad morze. Pogoda nam dopisała, nie padało, słońce grzało umiarkowanie, tak jak lubimy. Odpoczęliśmy, pobyliśmy razem, spacerowaliśmy, trochę zwiedzaliśmy. Morze szumiało, mewy hałasowały, na plaży nie za wiele osób. Kolory chwil: spokój, radość, wytchnienie, pastelowy piasek, wiatr czeszący włosy, smaczne smażone i wędzone ryby, urokliwe kawiarenki, leśne ścieżki. Dobrze zrobił nam ten czas pod innym niebem...


Zimny ten początek maja. Marzną ręce, marzną stopy. Włączyłam ogrzewanie...


Złocistość kwitnących mleczy w malachicie traw sprawia, że mój zachwyt nie ma granic. I bzy kwitną, kasztanowce przypominają wielkie bukiety. A dom mój pachnie konwaliowym bukietem, który podarowała mi dziś koleżanka...


Dzień opada. Na zaokiennym parapecie szafir nieba przysiadł. Snuję się między kuchnią, pokojem, przytulnością zielonego fotela, komputerem, wersami w książce. Szeptami filiżanek naznaczam chwile. Nastrój zaprawiam muzyką...


Wieczór miękkim mrokiem się skrada...

piątek, 4 kwietnia 2014

Zwykłe odcienie czasu...

Uchylone okno, lekko falująca firanka, inny odcień światła. Sączy się seledynowa zieleń smukłych brzóz zaokiennych. W płaszczyznach błękitów powolny ruch obłoków białych. Przecinki ptasich skrzydeł filozofują spokojem...


Piątkowo mi jest. A piątki lubię też i za to, że mam mniej lekcji. Przez chwilę, sprowokowana piosenką w radiu, tańczyłam przed lustrem i robiłam miny. Teraz czas pachnie kawą, a ja snuję się po domu wiedziona oczekiwaniem. I jestem oczekiwaniem. Wieczorem rozkwitnę kasztanowymi spojrzeniami M.


I dziś uśmiecham się wiosną: fiołkami w zielonej trawie, promieniami słońca, wiatrem lekkim, kwietnymi woalkami drzew owocowych, złotymi gwiazdkami mleczy, niezwykłym zapachem powietrza, modrym niebem, ptasimi flecikami ćwierkań, wachlarzykami liści coraz zieleńszych...


Zatrzymuję myśli kilkoma przeczytanymi stronami książki. Słowo za słowem bliżej wieczoru jestem :)

niedziela, 30 marca 2014

Haiku chwil...

Spacer w słońcu, uśmiechnięte niebo z roztańczonymi skrzydłami ptaków, ciepłe figle wietrznych zakołowań, coraz wyraźniejsza zieleń listków kasztanowców kosmatych. Spoglądałam w chmury, dotykałam słońca, udzielała mi się barwność roślin, a błękit nieba pochylał się spokojem...


Niedziela rozkołysana rytuałami: kawa wypita na nieukwieconym jeszcze balkonie, próba doczytania "Zwierciadła", snuje jazzowe cichuśko w tle, książka, kanapa i latawce myśli wysyłane raz po raz do M., który dziś ma zajęcia ze studentami...


Popołudniowe minuty. Czas herbaty. Przez otwarty balkon tasiemkami kolorów powietrze kołysze się ciepłe. Dziś świat smakuje zielenią. W mojej przestrzeni poezja tulipanów. Lubię żółte kwiaty. Lubię kwiaty...


I niespiesznie jest. Patrzę w okno na płynące leniwie niebo, czekam na znajomy dźwięk telefonu, na czas słów...


I przez cały dzień uśmiecham się do poranka...

czwartek, 27 marca 2014

Łapiąc oddech...

Jest znowu czwartek. Dni minęły jak mgnienie. Wczoraj zakończyła się wizytacja: ankiety, wywiady i znowu ankiety. Łapię oddech :)


Lekcja wypadła świetnie, tak orzekła pani wizytator, będąca polonistką. Zadowolona byłam, bo dzieciaki wspaniale pracowały, prześcigały się w pomysłach, podawały trafne przykłady. I rozwijaliśmy swe skrzydła, dosłownie próbując "latać" w klasie i przenośnie dzieląc się swymi marzeniami. Pięknie było. O Dedalu i Ikarze było...


Dziś wracałam do domu zaraz po lekcjach. Patrzyłam w słońce, mrużyłam oczy, zachwycałam się niebem w tylu odcieniach niebieskiego. I powietrze pełne ptaków było. I wybrałam się potem na spacer, bo świat jest taki ładny o tej porze. Zieleń taka młoda, delikatne listeczki, w bieli koronek owocowe drzewa, zapach fiołków, kasztanowce w pąkach kosmatych, magnolie szykujące swe różowe sukienki i niebieskawe kwiatki drobne, których nie znam z nazwy...


Wczesny wieczór okraszam muzyką, piję herbatę z pokrzywy i cieszę się swoim domem. Umykają mi niepostrzeżenie strony, polecanej kiedyś przez Eldkę, książki "Światło między oceanami" i wchodzę w tę opowieść, poddając się nastrojowi latarni morskiej, tajemnicy bohaterów i pejzażu...


A za oknem granatowy mrok i złote punkty świateł... 

niedziela, 9 marca 2014

Ucieczka...

Dziś jest tak cudownie, że liczenie dni do wiosny wydaje się zbyteczne, bo wiosna już jest. Dziś wiosna jest: w liliowych krokusach, zapachu bukszpanu, muślinowej bieli przebiśniegów mych ulubionych, w błyszczącej trawie, seledynowych listkach drobnych, w nieśmiało spod ziemi wyglądających różowych hiacyntach, w prawie szesnastu stopniach na termometrze...


Po spacerze w ogrodzie jestem odurzona słońcem. W jasnym powietrzu jakaś lekkość w sercu. Migotanie nieskończonej ilości świetlnych drobinek sprawia, że pejzaż wydaje się być muśnięty niebem...


W warkocz niedzieli wplatam drobne przyjemności. Wypijam kawę na balkonie i śledzę grę świetlistych promieni. Na trawniku, gdzie rzucone szkło stłuczonych zielonych butelek, dostrzegam szmaragdowe światło. Ptasie skrzydła zagarniają niebieskość. Potem wracam do pokoju, włączam płytę z muzyką Stańki i oddaję się lekturze "Luster miasta" Safak. A wszystko to po to, by nie sprawdzać 48 rozprawek trzecioklasistów i tyleż samo prac klasowych pierwszoklasistów...


Nie bez wyrzutów sumienia odkładam to na jutro...

czwartek, 6 marca 2014

I czego chcę?

Jaskrawy blask słońca. Skaczące promyki i szklące się niebo. Plamy światła na podłodze. Wpadające przez uchylone okno niezliczone ptasie głosy. I coraz więcej wiosny we włosach podczas codziennych spacerów. I przecież cieszy mnie ta wiosenna aura, więc skąd to odrętwienie, niechęć do słów, marazm?


Stąd moje milczenie, niechęć do czytania, bezrefleksyjne wgapianie się w telewizor, zbyt wczesne układanie się do snu, jakbym chciała przespać ten czas...


Kupiłam dziś czerwone tulipany i soczyste, jędrne jabłka. Witaminy dla duszy i ciała :)


Misterium popołudnia: aromat kawy, Jagodziński, Komeda, Zaryan, Auguścik i jakiś smutek w powietrzu, a potem czerwień zachodu i granat wieczoru. Czuję, jak czas przemyka na palcach...


Pani Ważna wczoraj zaatakowała. A od dawna spokojnie tak było. Po wczorajszej awanturze pozostał niesmak i świadomość, że coraz gorzej znoszę takie sytuacje, że nie potrafię się nie przejmować, że słowa potrafią być jak drzazgi, że nie umiem wrócić do domu i zostawić przed drzwiami stresu...