niedziela, 9 marca 2014

Ucieczka...

Dziś jest tak cudownie, że liczenie dni do wiosny wydaje się zbyteczne, bo wiosna już jest. Dziś wiosna jest: w liliowych krokusach, zapachu bukszpanu, muślinowej bieli przebiśniegów mych ulubionych, w błyszczącej trawie, seledynowych listkach drobnych, w nieśmiało spod ziemi wyglądających różowych hiacyntach, w prawie szesnastu stopniach na termometrze...


Po spacerze w ogrodzie jestem odurzona słońcem. W jasnym powietrzu jakaś lekkość w sercu. Migotanie nieskończonej ilości świetlnych drobinek sprawia, że pejzaż wydaje się być muśnięty niebem...


W warkocz niedzieli wplatam drobne przyjemności. Wypijam kawę na balkonie i śledzę grę świetlistych promieni. Na trawniku, gdzie rzucone szkło stłuczonych zielonych butelek, dostrzegam szmaragdowe światło. Ptasie skrzydła zagarniają niebieskość. Potem wracam do pokoju, włączam płytę z muzyką Stańki i oddaję się lekturze "Luster miasta" Safak. A wszystko to po to, by nie sprawdzać 48 rozprawek trzecioklasistów i tyleż samo prac klasowych pierwszoklasistów...


Nie bez wyrzutów sumienia odkładam to na jutro...

czwartek, 6 marca 2014

I czego chcę?

Jaskrawy blask słońca. Skaczące promyki i szklące się niebo. Plamy światła na podłodze. Wpadające przez uchylone okno niezliczone ptasie głosy. I coraz więcej wiosny we włosach podczas codziennych spacerów. I przecież cieszy mnie ta wiosenna aura, więc skąd to odrętwienie, niechęć do słów, marazm?


Stąd moje milczenie, niechęć do czytania, bezrefleksyjne wgapianie się w telewizor, zbyt wczesne układanie się do snu, jakbym chciała przespać ten czas...


Kupiłam dziś czerwone tulipany i soczyste, jędrne jabłka. Witaminy dla duszy i ciała :)


Misterium popołudnia: aromat kawy, Jagodziński, Komeda, Zaryan, Auguścik i jakiś smutek w powietrzu, a potem czerwień zachodu i granat wieczoru. Czuję, jak czas przemyka na palcach...


Pani Ważna wczoraj zaatakowała. A od dawna spokojnie tak było. Po wczorajszej awanturze pozostał niesmak i świadomość, że coraz gorzej znoszę takie sytuacje, że nie potrafię się nie przejmować, że słowa potrafią być jak drzazgi, że nie umiem wrócić do domu i zostawić przed drzwiami stresu...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Z tęsknoty...

Dziś pejzaż pachniał wiosną. Za wcześnie? Ranniki nieśmiało się żółcą, przebiśniegi zakwitły, źdźbła trawy bardziej zielone. I światło tańczyło za drzewami. I kominy lśniły w słońcu. I sennie snuły się srebrnawe dymy. Niebo było idealnie błękitne. I to słońce sprawiło, że wracałam dziś do domu dłuższymi ścieżkami...


Weekend z M. jak zwykle minął za szybko. Mijamy za szybko od spotkania do spotkania, w czekaniu, w liczeniu piątków, w oswajaniu niedzielnych rozstań...


Za oknem czernieje noc. Plączą się dźwięki. Rozciągam nimi wieczór i odbywam podróż w czasie do XIX wieku, czytając "Ty pierwszy, Max". To debiut fińskiej pisarki- Leeny Parkkinen. "Przejmująca powieść o współistnieniu, miłości, odmienności i tolerancji"...


Życie towarzyskie prowadzę przez telefon...


Jeszcze tylko ten tydzień i zaczną się ferie. Czekam na nie. I na kolory...

niedziela, 26 stycznia 2014

Na potem...

Spokojna, cicha niedziela. Domowa i samotna. Za moim oknem wiatr kaleczy łagodność krajobrazu, kołysze złotymi punktami świateł, chybotaniem gałęzi wróble płoszy. Na bladoniebieskim niebie wstążka różowości, strzelistość kościelnej wieży i czarne hieroglify drzew...


Lampa na biurku zatacza jasny krąg, w smudze światła popołudnie mruga przekornie ciepłymi myślami, a między rzęsami błąka się czułość. Słowa przechadzają się między opuszkami a klawiaturą. Taka dobra miękkość chwili...


Zegar cichutko odlicza minuty. Snuje się brązowy kolor herbaty o smaku karmelu i czekolady. Nie jestem dziś ciszą. Trójka mi gra i muzyka dotyka rozkołysanymi dźwiękami...


Czekam na zapach księżyca, na hebanową czerń okna, na waniliowy aromat świec...


Zieleń moich tęczówek biegnie do M. Lubię przeglądać się w jego oczach. Tego, co w nich widzę, nie zobaczę w żadnym lustrze :)


W opowiadaniach Munro znajduję to "coś"...


W kieszeniach niedzieli chowam zwykłe chwile...

środa, 22 stycznia 2014

Zimowe opowieści...

Drobniutki śnieg zasypał domy, chodniki, ulice i ławki. Jak muślinowa firanka spłynął z nieba i świat błyszczy niewinną bielą. Właśnie teraz, kiedy nie trzeba, spadł. Piątkowy przyjazd M. zapewne nie dojdzie do skutku właśnie z powodu pogody i wielogodzinnych opóźnień pociągów. A zapowiadacze pogody prognozują zawieje i zamiecie. Ech, zima...


Zapadła już ciemność, przetykana jedynie poświatą ulicznych lamp i osrebrzona śniegowym puchem. Mroźny wiatr popędza chmury. Zapalam cynamonowe świece. Chwila pachnie czekoladą i gorzkimi migdałami. A radio wygrywa czułe jazzowe piosenki...


Miewam smutne myśli, szczególnie wieczorami...


Od wczoraj mam krótką fryzurkę. To była nagła decyzja, podjęta po spojrzeniu na siebie w lustrze u pani fryzjerki. Potrzebowałam zmiany. Podobam się sobie w lustrze. Mam nadzieję, że będę potrafiła sama tak ładnie się uczesać, jak to zrobiła fryzjerka, zachowując we włosach ulubiony nieład :)


"Wszystkie moje matki" to książka pełna emocji. To bolesna i trudna opowieść o więzi matki i córki, o poszukiwaniu siebie, nadziei i akceptacji. Czyta się trochę tak jak prozę Axelsson...

sobota, 11 stycznia 2014

Próba epitafium...

Umarłeś mi, Tato. I w tym momencie przestałam być bardziej Twoją matką, a jestem córką, która płacze po Tobie. Jest w tym płaczu ból, współczucie, tkliwość, złość, litość, ulga i miłość...


Nie mogę spać...


Myślę. Wspominam. Nie chcę pamiętać złego. Przywołuję tylko dobre chwile, szczęśliwe obrazy. Wskrzeszam nasze zabawy: budowane z klocków fortyfikacje i walki żołnierzyków, teatrzyk chińskich cieni urządzany zawsze, ilekroć zgasło światło, przypominam sobie wyprawy do lasu tropem zwierząt, spacery po oblodzonym jeziorze, wyprawy rowerowe, wspólne wędkowanie, domek dla lalek, który zrobiłeś mi z pudełek, naukę gotowania, naszą hodowlę królików, konkursy rysunkowe, kuligi, Twoje logiczne zagadki, opowieści o miejscach, jakie odwiedziłeś, kiedy byłeś kierowcą, wszystkie rozegrane gry. Nie umiałeś przegrywać. Mam to po Tobie. Nauczyłeś mnie uważnego i wrażliwego patrzenia na świat. Nauczyłeś kochać drzewa, kwiaty i rozróżniać ptaki, gubić oczy w kolorach nieba, uśmiechać się do słońca. Dziękuję Ci za to i za to, że stawiałeś nam za wzór naszą mamę...


Lubiłeś się nami chwalić, opowiadać o nas,  byłeś dumny z naszych osiągnięć. Czułeś się wtedy lepszy...


Po śmierci mamy pogubiłeś się. Bolało mnie Twoje postępowanie, ale...Może nie umiałeś inaczej? Może w porę nie znalazł się ktoś, kto potrafiłby Ci pomóc?


Ostatnie miesiące były bardzo trudne. W wielu momentach swojej choroby, w tym ostatnim czasie, nie byłeś sobą. Trwałam przy Tobie. Byłam z Tobą w światach, które Ci się mieszały, między żywymi i umarłymi, których myliłeś. Starałam się łatać dziury w Twojej pamięci. Wierzę, że zrobiłam wszystko, byś ten czas przeżył godnie i po ludzku. Mam nadzieję, że czułeś moją miłość...


Miałeś piękny pogrzeb. Podobałoby Ci się, że było tak dużo ludzi, kwiatów, że było tak bardzo uroczyście. Lubiłeś czuć się ważny i doceniany. W ten czwartek tak właśnie było. Byłeś ważny, doceniony i szanowany...


Pokrzepia mnie myśl, że już nie cierpisz, że jesteś z naszą mamą i że wreszcie Czarodziejka Gorzałka nie ma nad Tobą władzy...


Do kiedyś, Tato...

niedziela, 5 stycznia 2014

Wynurzenia z oceanu...

O poranku lekkie mgiełki jak w wiosenny świt i te stokrotki na trawniku, sprawiły, że po śniadaniu wybrałam się na spacer do ogrodu. A tam wiatr w zielonej sukni, kwitnące oczary, rozkwitłe róże i obsypane różowym kwieciem wiśnie japońskie i ani śladu zimy...


Dobrze się było posnuć ścieżkami, uwić myśli w koronach drzew bezlistnych, między niebem a przestrzenią pobyć tylko z sobą. Zapomnieć na niedługo o niepokoju, o problemach z ojcem, nie mieć żołądka zwiniętego bezsilnością i strachem...


A teraz szare światło wczesnego wieczoru przemyka po dachach domów, wspina się po wieży kościelnej. Resztki dnia łatają ramy okien, a w nich coraz bardziej granatowy ocean nieba, cienie w zaułkach, iskry ulicznych latarń, koci grzbiet zmierzchu...


Blask choinki. Chwile, które są jak wiersz. Świąteczny smak herbaty "Grudniowa noc" i kolędy Anny Marii...


A we wtorek wrócę do pracy z przyjemnością :)