Poranny dźwięk budzika nieodwołalnie obwieścił koniec feryjnej wolności. Z trudem otwierałam oczy. Z trudem wracałam do pracowej rzeczywistości. Znowu goniłam minuty między łazienką, szafą i kuchnią. Zapachem kawy odganiałam sen...
Teraz już dom. Po wielu godzinach w hałasie wreszcie zbawienna cisza. W czworokącie okna cień kobaltowego mroku nasyca się czernią. Wieczór zakwita złocistym uśmiechem kawałka księżyca. Wiatr dziś nie płoszy gałęzi, choć jeszcze wczoraj trzepotał niepokojem i plątał ptasie skrzydła. Powietrze wciąż w kryształkach mrozu. Moja tęsknota za wiosną urzeczywistniła się zakupem prymulki z żółtymi, słonecznymi płatkami...
W Zwierciadle brakuje mi felietonów Pani Matery. Styczniowy numer wciąż czeka na doczytanie...
Włączyłam płytę podarowaną mi przez M. Miękko głaszczą mnie dźwięki piosenek Osieckiej w wykonaniu Nosowskiej. Od niedzieli nie rozstaję się z ich pięknem. Smugą złota waniliowe świece rozjaśniają mi oczy. Zielona herbata dzięki imbirowi ma niezwykły smak...
Czekam na krajobraz słów od M. Liczę dni do piątku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz