piątek, 27 marca 2020

Zwykłe szczęście...

Wszystko nadal się toczy. Na szczęście. Niebo jest cudownie niebieskie, świat rozkwita i pachnie. Tę słodycz snującą się z drzewek owocowych równoważy gorycz dymów, które unoszą się nad ogrodami...

To zdjęcie z mojej małej ucieczki od tu i teraz, ucieczki od siedzenia przed laptopem, ślęczenia nad zdjęciami prac, które nadchodzą pikaniem Messengera, od świata zawężonego do przestrzeni domu. I tak, wiem, że nie wolno wychodzić, ale tak sobie pomyślałam, że my tu na wsi mamy dużo mniejszy ruch, że jeśli ucieknę w polne ścieżki, to nikomu nie zaszkodzę, nikogo nie spotkam...

Jest mi jakoś lepiej po tym spacerze. Czuję się przewietrzona, dotleniona...

A teraz już wieczór się skrada. Niebo nabrało subtelnych różowości, słońce jeszcze chwilę temu było purpurową kulą, zawieszoną nisko nad ziemią. Zwykłe szczęście...

środa, 25 marca 2020

Dziennik z czasów zarazy...

Siedzenie w domu zmusza do różnych aktywności. Obok tego, że staram się jakoś pracować, wymyślam sobie różne zajęcia, żeby nie zwariować. Dziś zrobię porządki w szafie...

Za oknem świetliste niebo, ani jednej chmurki na nim, niekiedy tę idealność zakłóca trzepot ptasich skrzydeł. I słońce opromienia świat. I coraz piękniej jest wokoło...

Zaczęłam czytać kryminał Semczuka "Tak będzie prościej". I wydaje mi się, że to będzie dobra powieść. Historia osadzona jest w czasach transformacji, kiedy to rodziła się nowa Polska. Podoba mi się przestrzeń, w jakiej się dzieje opowiadana historia: Karkonosze, Śnieżka, Jelenia Góra, Cieplice. To tworzy nastrojową otoczkę. Jest tajemnicze zabójstwo i potem kolejne morderstwa, jest komisarz Ciszewski, są tropy prowadzące do wydarzeń z przeszłości. Przypadkiem natrafiłam na rekomendację w sieci i sobie czytam :)

Poranki ozdabiam rytuałami, swoimi drobiazgami. Dobra kawa, bukiet tulipanów na stole, słodkość małej czekoladki to takie niewielkie przyjemnostki...

I sezon balkonowy uważam już za otwarty. Przytachałam meble z piwnicy i już mogę cieszyć się słońcem i powietrzem, które pachnie wiosną i nadzieją :)

poniedziałek, 23 marca 2020

Dziwny czas...

Za oknem wiosna, aleja kasztanowa w satynowym welonie zieleni, ledwie zauważalnej, ale jednak. Zazieleniły się pola, przyblokowa brzoza kołysze na gałązkach drobne listeczki. Przekwitły krokusy, zaczynają żółcić się żonkile. Świat widziany z okna jest węższy, mniejszy, ale ciągle piękny...

Domowa jestem, staram się nie wychodzić bez potrzeby. Ot, dwa razy w tygodniu po zakupy i na spacery w polne ścieżki. To samotne spacery, w odludnym miejscu. Idę, a linia horyzontu wciąż ucieka, podziwiam odchodzące słońce, którego piękna nie zasłaniają domy, drzewa. W ścieżkach między polami czuję rozległość terenu, a chwilami mi ciasno od myśli, że nie mogę być tam, gdzie bym chciała, że przecież wiem, że izolacja jest koniecznością, a brakuje mi ludzi, że telefoniczny kontakt to wciąż jest mało...

Smartfonowe życie teraz mamy. I to towarzyskie, i to zawodowe. Tak, prowadzę lekcje przez Messenger. Da się. Mój Messenger niemalże nieustannie pika, bo moja praca nie polega tylko na tym, że wysyłam zadania i koniec. Łączę się z tymi, którzy potrzebują, na wideo czatach, sprawdzam nadesłane prace, każdemu wysyłam informację zwrotną, pochwałę, wskazówkę, co poprawić. Nie szaleję, nie wysyłam za dużo. Rozumiem, że niektórzy rodzice pracują i że mogą wysłać prace dopiero wieczorem. I moi uczniowie piszą, że chcą pracować, bo co robiliby tyle czasu w domu, podobnie piszą rodzice. I tak, jest mi przykro, kiedy czytam komentarze w internecie o nauczycielach nierobach. Wszystkich wrzuca się do jednego worka...

Dziś kiedy jeszcze o zwykłej porze nie wysłałam zadań, dostałam pytania, kiedy je wyślę, bo oni czekają. A dziś zadanie będzie inne: starsze klasy poproszę, by obejrzały "Zemstę" w Teatrze Telewizji, a młodsze, by obejrzały "Legendę o złotej kaczce"...

Tak, trochę więcej czytam, niestety niewiele oglądam, bo "Netflix" mi się zbiesił...

Trzymajmy się, bądźmy dla siebie czuli...

Jest przepięknie, jeszcze będzie normalnie...

czwartek, 5 marca 2020

To już marzec...

Rano budzą mnie ptaki, ponoć to kosy. I poranki są już jasne, ze światłem. Na gałązkach przyblokowej brzozy pojawiły się seledynowe listki. Ta młoda zieleń jest najpiękniejsza w całym roku. I stokrotki bielą się na trawnikach, delikatne, nieśmiałe, pierwsze...

Marzec jak to marzec kaprysi nieco. Dwa dni temu niemal przez cały dzień padał deszcz, jakby chciał obmyć świat z zimowej patyny. Lubię ten czas budzenia się. Każdego dnia przybywa czegoś: światła, nieba, kolorów, listków drobnych, chęci...

Mam nadzieję, że i marazm minie, że częściej wyjdę z domu, że zacznę codziennie spacerować...

Obejrzałam trzy sezony The Crown. I podobają się stroje, wnętrza, muzyka, świetnie dobrani aktorzy. A opowiadane historie są jak podróż przez wiek XX. Czekam niecierpliwie na kolejny sezon...

Przez tę serialomanię nieco mniej czytam...

Domowy czas naznaczam amarantowymi tulipanami, aromatem kawy i kostkami gorzkiej czekolady. Gotuję zupę i dosmaczam ją jazzowymi nutami...

poniedziałek, 24 lutego 2020

Z milczenia...

Przepadłam na trochę. Niby chciałam napisać słów kilka, by ocalić feryjny czas, ale ciągle coś mnie zatrzymywało i uciekały mi literki, tylko obrazy zostawały w głowie i w telefonie. I teraz już po feriach porządkuję wspomnienia, oglądam setny raz zdjęcia i ocalam te obrazy, które jeszcze w głowie siedzą tak wyraźnie...

Wiele razy pisałam w swoim blogu o mojej Kumie, prawie siostrze, która na emigracji żyje. Ileś lat temu byłam w tym jej angielskim miasteczku i teraz w ferie wybraliśmy się tam z M.

Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na wędrowanie między skałkami i połaciami wrzosowisk, które teraz szare, ale wyobrażałam je sobie wczesnojesienną porą. I wtedy musi tam być jeszcze piękniej, a kobierce liliowych krzewinek mogą przypominać atmosferę Wichrowych Wzgórz. Wędrowaliśmy w delikatnej mgle, w osiadających na nas drobnych kropelkach mżawki. Gdzieś w oddali pasły się kudłate owce i barany, echem docierał do nas srebrzysty dźwięk dzwonków...

Piękną wycieczkę zorganizowali nam Kuma i jej mąż, a mianowicie zaprosili nas do Londynu. Byliśmy tu dwa dni, to niewiele, ale udało nam się poczuć atmosferę brytyjskiej stolicy. I spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy, przemierzaliśmy mosty, mijaliśmy urocze czerwone budki telefoniczne, które powoli znikają z ulic, ale wciąż są atrakcją turystyczną. Wmieszaliśmy się w nocny tłum Soho i Chinatown, w mieszankę orientalnych zapachów, kolorów, świateł, języków. Wrażenie robią elementy wschodniej architektury, rzeźby, bramy, szyldy dwujęzyczne i zwisające nad głowami przechodniów czerwone lampiony. Wieczorem to wszystko wygląda soczyściej, barwniej i jeszcze bardziej egzotycznie...

I w Galerii Narodowej zobaczyłam swoje ulubione obrazy, w tym "Małżeństwo Arnolfinich" van Eycka, a w Muzeum Brytyjskim podziwiałam metopy z greckich świątyń, myślałam o nagrzanych słońcem kamieniach i przypominałam sobie wrażenia Herberta opisane w "Barbarzyńcy w ogrodzie". A potem patrzyłam na Kamień z Rosetty, egipskie sarkofagi i mumie...

Spacerowaliśmy plątaniną uliczek z tymi uroczymi domkami w zabudowie szeregowej z ganeczkami, kolorowymi drzwiami i kołatkami. Aj, cudne, cudne te uliczki...

Londyn zachwyca swoim rozmachem, kolorami, toczącym się tu życiem. A stareńki Londyn majestatyczny, monumentalny, piękny. Doświadczaliśmy dotyku przeszłości, stojąc przed Pałacem Buckingham, Opactwem i Katedrą Westminsterską. I słuchaliśmy serca Londynu na Placu Trafalgarskim...

I spacerowaliśmy śladami Sherlocka Holmesa, zatrzymując się w nastrojowym pubie...

A w londyńskich parkach wiosna już i dywany żonkili...

wtorek, 4 lutego 2020

Przedwiośnie...

I tak, odliczam dni do ferii, do spokoju, czasu bez pośpiechu, czasu z M. Czekam na ciszę, na leniwe popołudnia i długie wieczory. Potrzebuję innego nieba nad głową, innej przestrzeni. I choć tak lubię swój dom, to cieszę się, że na parę dni wyjedziemy...

Magnolia przed szkołą w pąkach, bieli się morze przebiśniegów, ranniki się złocą. Wczoraj niebem w równych kluczach wracały żurawie. A to luty dopiero. Dziś o poranku, w drodze do szkoły towarzyszyła mi pieśń ptaszka, który corocznie wita wiosnę. Po dniach deszczowych niebo jest idealnie błękitne i słońce promieniami naznacza ten czas...

Przeczytałam, a właściwie przemęczyłam, poleconą przez koleżankę książkę A.Sinickiej "Oczy wilka". Dawno nie miałam do czynienia z tak irytującymi bohaterami, naiwną, nierzeczywistą fabułą. Nie sięgnę po drugą część i nie rozumiem zachwycających recenzji na portalu "lubimyczytać"...

Do mojej kolekcji kubeczków z Homli, tych ze złotym paskiem, dołączył czarny. To nieoczekiwany prezent bez okazji, od koleżanki. I takie prezenty-niespodzianki lubię najbardziej...

Szemrze mi radio, pachnie kawą. Mam na dziś nową Urodę Życia. W doniczce kwitnie mi pierwszy wiosenny hiacynt...

środa, 29 stycznia 2020

W złotych światła cętkach...

    Mam wrażenie, że nieustannie pada. Nawet jeśli na chwil kilka deszcz ustaje, świat jest szary bardzo i smutny. Nawet ptaki przelatują pospiesznie w mokrym powietrzu, a ludzie skuleni pod parasolami, zakapturzeni przemykają szybko. Trawa się zieleni, to jedyny kolor w pejzażu, bo od tego padania kolory fasad domów jakieś bure się stały...

    Kawa wypijana w domu smakuje wybornie, zdecydowanie lepiej niż ta w pracy. A jeszcze jeśli do aromatu doda się dźwięki z płyty Bajora "Kolory cafe", to prawie jest niebiańsko...

    Sprawdzam próbny egzamin ósmoklasistów. Na szczęście większość uczniów zechciała napisać wypracowania... 

    Powieść Hanny Kowalewskiej "Okno z widokiem na Weronę" to bardzo nastrojowa proza, zachwyca i porywa od samego początku. Styl autorki polubiłam, kiedy przeczytałam jej opowiadania zawarte w tomie "Kapelusz z zielonymi jaszczurkami", potem zauroczył mnie cykl o Zawrociu, a jeszcze później ten o Jastarni. To książki do przeżywania, czarujące słowem, wzruszające. I choć czytałam powoli, uważnie, smakując fabułę, przeczytałam za szybko...

    I lubię słowo dom. Piękniej brzmi niż mieszkanie. Lubię swój dom. I czas domu lubię. Mam w wazonie białe, drobne goździki. Złocę czas płomykami świec. Otulam się miodowym światłem lamp. To moje antidotum na zaokienna szarość...