środa, 23 grudnia 2020

Świątecznie...


 A w święta niech się snuje kolęda i gałązki świerkowe niech nam pachną na zdrowie. Spokojnych, zdrowych, pełnych czułości i pięknych świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim tu zaglądającym 🌲🌲🌲🧡

niedziela, 13 grudnia 2020

Złocąc czas...

 Grudzień wciąż jest szary, a ja czekam na jego blask i walczyk pierwszych śnieżynek. Złocę grudniowy czas płomykami świec, rozjaśniam lampkami i ciepłym miodowym odcieniem światła...

Teraz otulam się aromatem kawy z cynamonem i czekoladą, smakuję pierniki. Tylko grudzień tak pachnie tymi wszystkimi zapachami, które pozwalają wracać wspomnieniami do Krainy Dzieciństwa i uśmiechać się do tego czasu, kiedy byliśmy wszyscy razem, kiedy rodzice tworzyli magię, choć czasy były kryzysowe. Prawie wszystko było na kartki, szynka wtedy smakowała wyjątkowo, a pomarańcze, wystane w długich kolejkach, były rarytasem i ozdobą świątecznego stołu. Dziś wszystko jest, tylko nie ma tych, dzięki którym lubię Boże Narodzenie. I właśnie w tym przedświątecznym okresie jakoś częściej wysyłam latawce myśli do moich Bliskich Nieobecnych, tych po drugiej stronie. Jakoś w ostatnim miesiącu roku tęsknię za nimi bardziej i bardziej dotyka mnie ich nieobecność...

W grudniu staram się być dla siebie dobra. Nie rozliczam, nie podsumowuję. Nawlekam korali wdzięczności. W prezencie urodzinowym dla siebie samej zrobiłam mammografię i usg...

Niedziela mija mi domowo. Słucham plumkającej muzyki, patrzę, jak sikorka tańczy na parapecie, robię z papieru rozety i sprawia mi to frajdę. Powoli się nastrajam do świąt, ale moje świąteczne ozdoby jeszcze z niecierpliwością czekają na swój czas...

Wczoraj na "Kulturze" obejrzałam ciekawy wywiad z Jakubem Małeckim. Jego "Saturnin" jest w moim czytniku i teraz jestem bardzo ciekawa tej opowieści. Czytaliście? Warto? 

Zaangażowałam się w pomoc dziecku koleżanki. Jestem w grupie na FB, która prowadzi licytacje na ten cel. Wystawiłam kilka swoich książek i tak się cieszy, że jest nimi zainteresowanie i dawno już przekroczyły podaną przeze mnie kwotę :)

Pięknej niedzieli życzę...

środa, 2 grudnia 2020

Migawki...

Przepadłam, na za długo. Niby chciałam coś napisać, bo przecież lubię zostawiać tu słowa, a jednak dni uciekały, słowa zostawały w głowie...

Nie, nic się złego nie dzieje. Może tylko jestem trochę zmęczona zdalną pracą, bo wymaga ode mnie innych przygotowań, więcej czasu tracę na sprawdzanie prac, odpowiadanie uczniom i rodzicom, którzy często chcą odpowiedzi na już, na pstryk. I choć umiem stawiać granice, to niekiedy się po prostu nie da. Błogosławię moją dyrekcję za zakup tabletów graficznych, dzięki nim o wiele łatwiej prowadzi się lekcje i są znacznie ciekawsze...

Tymczasem już grudzień. Znowu przyszedł za szybko, uświadomił, że kolejny rok się kończy. Lubię grudnie. I przyznaję, że czekałam na jego blask, na odliczanie dni do Bożego Narodzenia, na codzienne adwentowe refleksje okraszone smakiem codziennie innej herbaty z mojego tegorocznego herbacianego kalendarza adwentowego. Czekam na mroźne dni, na pejzaż polukrowany szadzią, na wyraziste bransoletki księżyca, moją grudniową muzykę, która koi, otula i jest jak ciepły koc. I czekam na te wszystkie chwile, zanim pojawi się choinka, zanim udekoruję dom, zanim zapachnie on magią BN...

I przecież jeszcze muszę się pożegnać z jesienią. I jakoś tak nie chcę, bo przecież to jesienią rozkwitam. W długie wieczory zamykam się w łupince swojego domu, wciąż złocę czas płomykami świec, pozwalam snuć się smutnym dźwiękom i ukołysać mój świat. Czuję jednak, że jesień się kończy. Po zapachu powietrza czuję, po coraz niżej rozpiętym niebie...

Cieszę się drobiazgami: kolejną wyszydełkowaną chustą na prezent, ostatnim tomem "Odrodzonego królestwa" Cherezińskiej, nowym kryminałem Puzyńskiej, sukienką w drobne, rude kwiatki na grafitowym tle, paczką kawy o aromacie cynamonu i czekolady, kwiatami w wazonie, kwitnącymi na parapecie fiołkami...

I choć tyle w tym świecie niepewności i lęku, to wydaje się on być jeszcze piękniejszy. Może właśnie dlatego, że tak kruche to wszystko?

niedziela, 1 listopada 2020

Niż zwykle...

Za oknem deszcz siąpi i niebo jest takie szare. A przecież wraz z początkiem listopada nie skończył się październikowy czas złota i czerwieni. Na szczęście z okien swojego domu widzę kopuły drzew, które czarują szafranową żółcią, odcieniami miedzi, szkarłatów, pąsów i rudości. Radują się oczy, dusza i serce. Jesień to moja pora, czuję, że rozkwitam...

Domowy czas. Dobry i pełen małych przyjemnostek. Złocę czas płomykami świec, raczę się kawami i herbatami o jesiennych smakach. Mam w wazonie różowe margerytki z seledynowymi środkami, to zaiste piękne połączenie kolorów. I czytam. I sezon na książki o tematyce bożonarodzeniowej uważam za rozpoczęty...

Teraz "Muzyka ciszy" mi towarzyszy. I koi, wycisza, relaksuje. Zaprawiona nutami smutku i nostalgii pozwala snuć się po krainie ciszy, spokoju i wspomnień. Dziś jakoś szczególnie dotyka...

U moich na cmentarzu byłam w czwartek. Podumałam, zapaliłam światło, opowiedziałam o tym, co u mnie. Nasz mały cmentarz w Soplicowie coraz większy, coraz więcej świateł zapalam. I tyle tam wspomnień, tyle pustki. A ja lubię cmentarze. Najbardziej te małe, ciche, te ze starami drzewami, które szumią o wieczności, ze starymi nagrobkami, na których napisy zatarł czas lub przykrył mech. Lubię je w zwyczajne dni, bez tej odświętności w dniu Wszystkich Świętych, obsypane liśćmi, oplecione lianami bluszczu. Lubię być tam sama, lepiej mi się wtedy myśli, lepiej wspomina, rozmawia z Nieobecnymi i składa modlitwy. W tym dziwnym, trudnym roku znowu coś inne niż zwykle...

I nadal odcinam się od informacji, wiadomości na wiadome tematy. Nie rozumiem świata, w którym wulgarność nie razi, a przeciwnie epatuje się nią i czyni hasła na sztandary. Nie rozumiem barbarzyńskiego niszczenia zabytków, pomników. I nie ma tu znaczenia popieranie czy nie protestu...

 


środa, 21 października 2020

Po właściwej stronie...

Mało łaskawy ten październik: łzawy, szary, zimny i matowy. Coraz dłuższe bywają popołudnia i wieczory, coraz częściej czas trzeba złocić zapalonymi świeczkami. Na szczęście w pejzażu zaczynają dominować pąsy, szkarłaty i purpury. Niestety przyblokowe brzozy zgubiły już liście o odcieniu dyniowej żółci, jarzębinowe korale posłużyły za posiłek szpakom...

Jeszcze pracuję w szkole, ale coraz głośniej mówi się o tym, że możemy przejść na zdalne nauczanie. Buntuję się całą sobą. Po ubiegłorocznych zdalnych lekcjach wielu uczniów ma braki, kłopoty z funkcjonowaniem w grupie. Ponoć ileś osób w najbliższej okolicy choruje, wiele ma kwarantannę...

Jesiennieję. Ogrzewam duszę herbatami, zapętlam się w dźwięki muzyki, czytam smętne kryminały i dla równowagi oglądam zabawny serial "Emily w Paryżu". Bohaterka jest Amerykanką, nie zna francuskiego i popełnia gafy, wynikające z nieznajomości języka, ale też kultury i zwyczajów Francuzów. Nie to jednak mnie ujmuje. Nigdy nie byłam w Paryżu, a w  tym serialu podziwiam jak z pocztówek to miasto, a może bardziej jak z instagramowych migawek, magnesików na lodówce :)

Odpręża mnie szydełkowanie. Wydziergałam chustę w jesiennych barwach i podkładki pod filiżanki i imbryk...

Niezmiennie trzymam się pozytywnej strony bycia, nie oglądam telewizji, nie słucham wiadomości. W łupince mojego domu pielęgnuję chwile i chwilki, otulam się kolorami, piekę marchewkowe ciasto, gotuję zupę z dyni, wracam do Muminków i Borejków...

Trzymajcie się zdrowo! :)

czwartek, 8 października 2020

Jesiennieję...

Październik rumieni się odcieniami czerwieni, złoci się w słońcu i pachnie tym czymś, co jesienne bardzo. W wioskowym ogrodzie purpurowieją klony japońskie, brzozy w szafranowej żółci gubią listki, klony czerwienieją i rudzieją kasztanowce. Na ostatnim spacerze cieszyłam oczy drobnymi astrami zwanymi marcinkami. Lubię je za liliowy odcień i strzępiste płatki...

Bywam zmęczona. Źle sypiam, mielą mi się wszystkie szkolne sprawy w głowie właśnie wtedy, kiedy czas na sen. A sprawa poważna jest. Okazało się, że w czasie zdalnego nauczania uczniowie z mojej klasy porobili zdjęcia nauczycielom i potworzyli obraźliwe memy. To tak w skrócie naświetlam sprawę. Rozczarowanie nasze jest wielkie. Rodzice początkowo współpracowali z nami w tej sprawie, teraz próbują wybielić dzieci i je usprawiedliwić. Ech... 

Wciąż coś sprawdzam, nie mam zaległości, ale codzienne dochodzi coś nowego do sprawdzania. Praca zajmuje większą część mojego dnia...

Niewiele czytam, ale z niecierpliwością czekam na przesyłkę z książką o Brunonie Schulzu...

Popołudniami staram się wyjść choć na krótki spacer, poszurać liśćmi, złapać trochę słońca, wpleść kolory jesieni we włosy...

A domowy wieczorny czas złocę płomykami świec, ogrzewam aromatami herbat, ten ulubiony to aromat prażonych kasztanów. I staram się rozkwitać, wszak jesień to moja pora :)


piątek, 18 września 2020

Wrześniowa sonata...

Mimozy się złocą, pierwsze liście spadają, trącane podmuchami wiaterków lekkich. Ostatni tydzień to znowu afrykańskie upały jak te z sierpnia. A ja dostrzegam jesieni ślady w pejzażu. Cieszę oczy i duszę kolorami jarzębinowych korali, szkarłatem liści dzikiego wina, warkoczami pożółkłych traw, astrami barwnymi. Czasem powietrze przeszyje smutny głos ptasich odlotów, ale ptasie skrzydła kreślą na niebie znaki nieskończoności. Coraz barwniej się robi. Poranki są takie malownicze, w firankach mgiełek, zaróżowione promieniami wstającego słońca, jeszcze nieco letnie. Jeszcze cały tydzień biegałam do pracy w letnich strojach i butach...

Trudne te pierwsze tygodnie w szkole. Po tak długim czasie zdalnego nauczania dzieci odwykły od szkolnego rytmu, ławek, ale to nie jest takie straszne. Niektóre dzieci wróciły wycofane, trudno im funkcjonować w grupie, trudno im się otworzyć. I to jest problem, trzeba przebić się przez te pancerze samotności, strachu. Procedury szkolne nie ułatwiają: każdy siedzi w osobnej ławce, nie pracujemy w grupach, ba, nawet w parach, nie pożyczamy sobie szkolnych przyborów. To jest już inna szkoła...

Udało mi się zapanować nad dokumentacją, jeszcze tylko wydrukuję plan pracy wychowawcy i mogę odetchnąć :)

Cieszy mnie ta złocistość września, to, że wieczorami mogę jeszcze posiedzieć na balkonie, poczytać w blasku świec, poczuć się nieco wakacyjnie...

W imieninowym prezencie dla samej siebie zakupiłam kilka e-booków, cieszy mnie "Histeria" Izabeli Janiszewskiej, "Czwarta powieść" Agnieszki Janiszewskiej, "Bruno. Epoka genialna" A. Kaszuby- Dębskiej i "Spotkajmy się po wojnie" A.Jeż. Oby tylko czas się znajdował na spacery między literkami...

Dziś przybędzie M. i niczego do szczęścia więcej mi nie potrzeba :)