poniedziałek, 23 marca 2020

Dziwny czas...

Za oknem wiosna, aleja kasztanowa w satynowym welonie zieleni, ledwie zauważalnej, ale jednak. Zazieleniły się pola, przyblokowa brzoza kołysze na gałązkach drobne listeczki. Przekwitły krokusy, zaczynają żółcić się żonkile. Świat widziany z okna jest węższy, mniejszy, ale ciągle piękny...

Domowa jestem, staram się nie wychodzić bez potrzeby. Ot, dwa razy w tygodniu po zakupy i na spacery w polne ścieżki. To samotne spacery, w odludnym miejscu. Idę, a linia horyzontu wciąż ucieka, podziwiam odchodzące słońce, którego piękna nie zasłaniają domy, drzewa. W ścieżkach między polami czuję rozległość terenu, a chwilami mi ciasno od myśli, że nie mogę być tam, gdzie bym chciała, że przecież wiem, że izolacja jest koniecznością, a brakuje mi ludzi, że telefoniczny kontakt to wciąż jest mało...

Smartfonowe życie teraz mamy. I to towarzyskie, i to zawodowe. Tak, prowadzę lekcje przez Messenger. Da się. Mój Messenger niemalże nieustannie pika, bo moja praca nie polega tylko na tym, że wysyłam zadania i koniec. Łączę się z tymi, którzy potrzebują, na wideo czatach, sprawdzam nadesłane prace, każdemu wysyłam informację zwrotną, pochwałę, wskazówkę, co poprawić. Nie szaleję, nie wysyłam za dużo. Rozumiem, że niektórzy rodzice pracują i że mogą wysłać prace dopiero wieczorem. I moi uczniowie piszą, że chcą pracować, bo co robiliby tyle czasu w domu, podobnie piszą rodzice. I tak, jest mi przykro, kiedy czytam komentarze w internecie o nauczycielach nierobach. Wszystkich wrzuca się do jednego worka...

Dziś kiedy jeszcze o zwykłej porze nie wysłałam zadań, dostałam pytania, kiedy je wyślę, bo oni czekają. A dziś zadanie będzie inne: starsze klasy poproszę, by obejrzały "Zemstę" w Teatrze Telewizji, a młodsze, by obejrzały "Legendę o złotej kaczce"...

Tak, trochę więcej czytam, niestety niewiele oglądam, bo "Netflix" mi się zbiesił...

Trzymajmy się, bądźmy dla siebie czuli...

Jest przepięknie, jeszcze będzie normalnie...

czwartek, 5 marca 2020

To już marzec...

Rano budzą mnie ptaki, ponoć to kosy. I poranki są już jasne, ze światłem. Na gałązkach przyblokowej brzozy pojawiły się seledynowe listki. Ta młoda zieleń jest najpiękniejsza w całym roku. I stokrotki bielą się na trawnikach, delikatne, nieśmiałe, pierwsze...

Marzec jak to marzec kaprysi nieco. Dwa dni temu niemal przez cały dzień padał deszcz, jakby chciał obmyć świat z zimowej patyny. Lubię ten czas budzenia się. Każdego dnia przybywa czegoś: światła, nieba, kolorów, listków drobnych, chęci...

Mam nadzieję, że i marazm minie, że częściej wyjdę z domu, że zacznę codziennie spacerować...

Obejrzałam trzy sezony The Crown. I podobają się stroje, wnętrza, muzyka, świetnie dobrani aktorzy. A opowiadane historie są jak podróż przez wiek XX. Czekam niecierpliwie na kolejny sezon...

Przez tę serialomanię nieco mniej czytam...

Domowy czas naznaczam amarantowymi tulipanami, aromatem kawy i kostkami gorzkiej czekolady. Gotuję zupę i dosmaczam ją jazzowymi nutami...

poniedziałek, 24 lutego 2020

Z milczenia...

Przepadłam na trochę. Niby chciałam napisać słów kilka, by ocalić feryjny czas, ale ciągle coś mnie zatrzymywało i uciekały mi literki, tylko obrazy zostawały w głowie i w telefonie. I teraz już po feriach porządkuję wspomnienia, oglądam setny raz zdjęcia i ocalam te obrazy, które jeszcze w głowie siedzą tak wyraźnie...

Wiele razy pisałam w swoim blogu o mojej Kumie, prawie siostrze, która na emigracji żyje. Ileś lat temu byłam w tym jej angielskim miasteczku i teraz w ferie wybraliśmy się tam z M.

Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na wędrowanie między skałkami i połaciami wrzosowisk, które teraz szare, ale wyobrażałam je sobie wczesnojesienną porą. I wtedy musi tam być jeszcze piękniej, a kobierce liliowych krzewinek mogą przypominać atmosferę Wichrowych Wzgórz. Wędrowaliśmy w delikatnej mgle, w osiadających na nas drobnych kropelkach mżawki. Gdzieś w oddali pasły się kudłate owce i barany, echem docierał do nas srebrzysty dźwięk dzwonków...

Piękną wycieczkę zorganizowali nam Kuma i jej mąż, a mianowicie zaprosili nas do Londynu. Byliśmy tu dwa dni, to niewiele, ale udało nam się poczuć atmosferę brytyjskiej stolicy. I spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy, przemierzaliśmy mosty, mijaliśmy urocze czerwone budki telefoniczne, które powoli znikają z ulic, ale wciąż są atrakcją turystyczną. Wmieszaliśmy się w nocny tłum Soho i Chinatown, w mieszankę orientalnych zapachów, kolorów, świateł, języków. Wrażenie robią elementy wschodniej architektury, rzeźby, bramy, szyldy dwujęzyczne i zwisające nad głowami przechodniów czerwone lampiony. Wieczorem to wszystko wygląda soczyściej, barwniej i jeszcze bardziej egzotycznie...

I w Galerii Narodowej zobaczyłam swoje ulubione obrazy, w tym "Małżeństwo Arnolfinich" van Eycka, a w Muzeum Brytyjskim podziwiałam metopy z greckich świątyń, myślałam o nagrzanych słońcem kamieniach i przypominałam sobie wrażenia Herberta opisane w "Barbarzyńcy w ogrodzie". A potem patrzyłam na Kamień z Rosetty, egipskie sarkofagi i mumie...

Spacerowaliśmy plątaniną uliczek z tymi uroczymi domkami w zabudowie szeregowej z ganeczkami, kolorowymi drzwiami i kołatkami. Aj, cudne, cudne te uliczki...

Londyn zachwyca swoim rozmachem, kolorami, toczącym się tu życiem. A stareńki Londyn majestatyczny, monumentalny, piękny. Doświadczaliśmy dotyku przeszłości, stojąc przed Pałacem Buckingham, Opactwem i Katedrą Westminsterską. I słuchaliśmy serca Londynu na Placu Trafalgarskim...

I spacerowaliśmy śladami Sherlocka Holmesa, zatrzymując się w nastrojowym pubie...

A w londyńskich parkach wiosna już i dywany żonkili...

wtorek, 4 lutego 2020

Przedwiośnie...

I tak, odliczam dni do ferii, do spokoju, czasu bez pośpiechu, czasu z M. Czekam na ciszę, na leniwe popołudnia i długie wieczory. Potrzebuję innego nieba nad głową, innej przestrzeni. I choć tak lubię swój dom, to cieszę się, że na parę dni wyjedziemy...

Magnolia przed szkołą w pąkach, bieli się morze przebiśniegów, ranniki się złocą. Wczoraj niebem w równych kluczach wracały żurawie. A to luty dopiero. Dziś o poranku, w drodze do szkoły towarzyszyła mi pieśń ptaszka, który corocznie wita wiosnę. Po dniach deszczowych niebo jest idealnie błękitne i słońce promieniami naznacza ten czas...

Przeczytałam, a właściwie przemęczyłam, poleconą przez koleżankę książkę A.Sinickiej "Oczy wilka". Dawno nie miałam do czynienia z tak irytującymi bohaterami, naiwną, nierzeczywistą fabułą. Nie sięgnę po drugą część i nie rozumiem zachwycających recenzji na portalu "lubimyczytać"...

Do mojej kolekcji kubeczków z Homli, tych ze złotym paskiem, dołączył czarny. To nieoczekiwany prezent bez okazji, od koleżanki. I takie prezenty-niespodzianki lubię najbardziej...

Szemrze mi radio, pachnie kawą. Mam na dziś nową Urodę Życia. W doniczce kwitnie mi pierwszy wiosenny hiacynt...

środa, 29 stycznia 2020

W złotych światła cętkach...

    Mam wrażenie, że nieustannie pada. Nawet jeśli na chwil kilka deszcz ustaje, świat jest szary bardzo i smutny. Nawet ptaki przelatują pospiesznie w mokrym powietrzu, a ludzie skuleni pod parasolami, zakapturzeni przemykają szybko. Trawa się zieleni, to jedyny kolor w pejzażu, bo od tego padania kolory fasad domów jakieś bure się stały...

    Kawa wypijana w domu smakuje wybornie, zdecydowanie lepiej niż ta w pracy. A jeszcze jeśli do aromatu doda się dźwięki z płyty Bajora "Kolory cafe", to prawie jest niebiańsko...

    Sprawdzam próbny egzamin ósmoklasistów. Na szczęście większość uczniów zechciała napisać wypracowania... 

    Powieść Hanny Kowalewskiej "Okno z widokiem na Weronę" to bardzo nastrojowa proza, zachwyca i porywa od samego początku. Styl autorki polubiłam, kiedy przeczytałam jej opowiadania zawarte w tomie "Kapelusz z zielonymi jaszczurkami", potem zauroczył mnie cykl o Zawrociu, a jeszcze później ten o Jastarni. To książki do przeżywania, czarujące słowem, wzruszające. I choć czytałam powoli, uważnie, smakując fabułę, przeczytałam za szybko...

    I lubię słowo dom. Piękniej brzmi niż mieszkanie. Lubię swój dom. I czas domu lubię. Mam w wazonie białe, drobne goździki. Złocę czas płomykami świec. Otulam się miodowym światłem lamp. To moje antidotum na zaokienna szarość...

środa, 15 stycznia 2020

Ciszy smak...

Hebanowa czerń za oknem, w domu cisza i zapach świecy. Tym razem pachnie cynamonem i jabłkiem, to taki jesienno- zimowy zapach. Jednakże światu daleko do tego z zimowej pocztówki. Dziś było 13 stopni, w powietrzu czuć było nuty wiosny. Trawa jest bardziej zielona niż w sierpniu, przyblokowa leszczyna złoci się swoim kwiatostanem, niebo dziś było wyraziste i błękitne, a na trawniku gdzieniegdzie pojawiły się stokrotki. A ja tęsknię za innym styczniem, z bielą śniegu nie stokrotek...

A w Akwitanii pachną róże i kapryfolium. Czytam trylogię Elizabeth Chadwick o Eleonorze Akwitańskiej, kobiecie niezwykłej, średniowiecznej królowej, opiekunce trubadurów, matce. Z polotem napisana książka, barwnie opisuje epokę, intrygi dworskie, uwikłanie w konwenanse i mariaż, dojrzewanie Alienor, bo tak nazywana jest w książce bohaterka. Autorka ma świetne pióro. Spodobał mi się język tej opowieści, z kroplą liryzmu...

I łapię chwile, przed końcem semestru, przed radą, przed zebraniem z rodzicami. Nawlekam koraliki spokoju, cierpliwości i opanowania...

Nie czytam już "Zwierciadła", ale lutowe kupiłam, bo lubię Annę Maria Jopek, a w gazecie rozmowa z artystką. Uwielbiam ją za talent, kobiecość, skromność, klasę, muzyczny smak, duchowość, poszukiwania dźwięków...za całokształt...

Ferie zaczynam w lutym...i tak, czekam na nie :)

wtorek, 7 stycznia 2020

Styczniowe drobiazgi...

A u mnie wciąż obecny Duch Tegorocznych Świąt. Jeszcze się cieszę blaskiem choinki, jeszcze oczy cieszą dekoracje, świeczuszki w domkach, kubki z motywami świątecznymi. Jeszcze towarzyszą mi aromaty i smaki świątecznych kaw, herbat i ostatnich pierniczków. Popołudniami włączam płyty z kolędami i zimowymi piosenkami, te swoje składanki, które raz w roku, właśnie w czasie świąt i tym poświątecznym ogrzewają mi serce i duszę...

Aura bardziej jesienna niż zimowa. Dopiero kiedy przychodzi wieczór i w smolistą czerń świat spowity, ma się wrażenie, że to jednak zima...

Trudno wracało mi się do pracy po tak długim czasie lenistwa. Dobry to był czas. Poczytałam, obejrzałam "Wiedźmina", przekartkowałam czasopisma odłożone na wolny czas. Skończyłam "Wojenną koronę" Cherezińskiej. Czytało się wybornie. To powieść niesamowita, gwałtowna, pełna emocji, porywająca od pierwszej strony. I bohaterowie, których łatwo polubić albo znielubić. I jak zwykle zachwycił mnie język, wiedza historyczna autorki i jej niesamowita wyobraźnia. Opisy codziennego życia, przygody, romanse, sceny erotyczne, zmagania z losem i historią, odrobina magii i fantastyki- to wszystko robi wrażenie...

Teraz jest cichość potrzeba po dniu w szkolnym hałasie...

Na cmentarzu dziś byłam. Dziś rocznica śmierci taty. Nieobecność trwa już 6 lat. Pamiętam...nie tylko dziś, ale dziś jakoś szczególniej myślę i wspominam...