Byłam dziś na spacerze w ogrodzie. Wróciłam dotleniona, oczarowana zapachami. Jak tam teraz cudnie pachnie, czerwcem i zbliżającym się latem. Dzikie róże rozsnuwają swoją słodką woń, jaśminy odurzają tym swoim intensywnym, nieco dziwnym zapachem. Pachną zielenią trawy...
A ileż barw niezwykłych: fiolety i żółcie moich ulubionych irysów, egzotyczne odcienie azalii, pastelowe liliowości orlików, ognista czerwień ogrodowych maków, purpura magnolii, waniliowa biel drzewa chusteczkowego. I piękne światło i prawie bezludność. Wsłuchiwałam się w ptasie piosenki i kumkania żab, rozbawione i radosne. Zanurzałam się w ścieżki, chłonąc malarskość chwil...
I potrzebny był mi ten czas bycia z naturą bliżej, pełniej. Zwolniłam, odetchnęłam. W pracy znowu mieszkam w czasie. W kalendarzu zapisałam dziś na czerwcowe dni wszystkie należy, trzeba, wymagane będzie, koniecznie, obowiązkowo. Znowu atmosfera pełna napięć i złe emocje. Chwilami się rozpadam...
Domowa przestrzeń lirycznieje jazzowymi nutami. Niebo zdobne w leciutką, ledwie zauważalną różowość. Parzę herbatę w dzbanku. Na moich rzęsach przysiada wieczór, przestaję mieszkać w czasie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz