niedziela, 31 stycznia 2010

Już jutro...

Wczoraj świat jakby spowity śnieżnym welonem. Zadymki, zamiecie, zawieje i miało się wrażenie, że będzie tak bez końca. Martwiłam się i denerwowałam, bo brat ze swoimi wczoraj wracał do ich dalekiego domu. Telefony z drogi przynosiły uspokojenie...

Niedzielny poranek witał mnie dziś tkliwym błękitem nieba i odświeżoną bielą śniegu, skrzącą się kryształkami mrozu w złotym słońcu. Kopertę dnia otwierałam zapachem kawy, dźwiękami radiowego grania i myślami o podróży. Jutro wyjeżdżam do M. Mam nadzieję, że drogi będą już przejezdne, że autobusy będą kursowały, a potem dotrę pociągiem bez niespodzianek...

I cieszę się na nasze bycie razem, na dni wspólne. Będziemy zasypiać i budzić się obok siebie, jeść razem posiłki, robić zakupy w przyosiedlowym sklepie, pójdziemy do kina, będziemy spacerować, rozmawiać, milczeć, śmiać się, spierać o drobiazgi, ocalać wieczory. M. obiecał mi wyprawę na sanki :) i pewnie zaplanował kilka niespodzianek :)

Niedziela snuje się więc oczekiwaniem. Oczy rozświetlam zaokiennym pejzażem, lirycznieję tęsknotą, myślę dniami, które nadejdą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz