Deszcz w nocy, deszcz od rana. Świat otulony szarą melancholią smętny jest i chłodem raczy. Gdyby poszukać czegoś pozytywnego w tym deszczu, to zobaczy się w barwach liści jakąś wyrazistość i intensywność, a kasztanowce wyglądają jak miedzioryty. Ołówkowe niebo w jesiennej zadumie oczekuje zapowiadanego słońca...
Domowa jestem. Kaloryfery psalmem ciepła cieszą mnie, a zapach waniliowych świeczuszek miękko osiada na obrzeżach przedmiotów. Dom pachnie gotującą się zupą, na taki zaokienny chłód gorąca zupa będzie idealna. I dogrzewam się herbatami...
Lubię swoje fotografie w zieleniach. Lubię komplementy mojego M. W latawcach niedzielnych wysyłam mu swe uśmiechy i czułość myśli...
Dziś nie obejrzę "Domu nad rozlewiskiem", pierwszy odcinek mnie rozczarował, zabrakło książkowego ciepła, zabrakło duszy. A i Brodzik jakoś mi nie pasuje do roli Gosi...
Ciekawa za to jestem nowej płyty Michała Bajora...
I tak, wracam...być może :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz