Mgła srebrnym woalem świat otuliła na dzień cały. Zaokienny krajobraz był samotnym drzewem bezlistnym. Mgła zakryła czerwień dachów domostw i strzelistość kościelnej wieży. Teraz już grafitowym mrokiem świat oddycha. Listopadowe wieczory przychodzą popołudniami, pachną melancholią i aromatem cynamonowych świec...
A ja dziś byłam uśmiechem i światłem, wspomnieniem weekendu spędzonego u M. I były nasze alejki w parku, liście i prawie oswojone wiewiórki. Niebo i słońce jak w październiku i ostatnie refleksy zieleni. Kocham te nasze ścieżki i nas w nich, muzykę jesiennych liści i ciepło dłoni naszych...
A potem mała kawiarnia z jazzowymi snujami, przepyszna herbata jaśminowa, słodycz ciastek i dobra rozmowa, wspólny śmiech, westchnienia filiżanek i czułość w powietrzu...
Czas domu zachwycał bliskością, uważnością i takim byciem po prostu...
Dziś jestem znowu tęsknotą...ale to dobra tęsknota...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz