Wokół słyszę narzekania na listopad, na jego szarość, brak światła, fruwające w powietrzu chandry. A tegoroczny nie jest przecież najgorszy. Jeszcze na drzewach resztki liści barwnych się trzymają, bo wiatry jakieś łaskawe, a i przymrozków nie było, przynajmniej u mnie. Niezmiennie doszukuję się w listopadzie pozytywów, jak choćby tego, że już o 16 świat spowity jest w aksamit mroku i można zapalić świeczki i złocić czas. Jakże długie są listopadowe popołudnia i wieczory, jak przytulnie można je spędzić w zaciszu swojego domu...
Lubię listopadowy świat, pachnący wilgotnym drewnem, mokrą ziemią, ulotnością jakowąś. Lubię hebanowe gałęzie drzew wyraziście rysujące się na szarym niebie, grę nikłego światła na kolorach, których coraz mniej w pejzażu. W listopadzie bardziej smakuje mi herbata, parzę ją w imbryku i celebruję jej picie. I poezji potrzebuję bardziej. Ostatnio zaczytuję się Jesieninem, Achmatową i Cwietajewą i jakoś bliskie są mi te meandry rosyjskiej duszy...
Czas biegnie jak szalony. Na portalach społecznościowych, w blogach już akcenty świąteczne, już porozstawiane i sfotografowane dekoracje świąteczne. Myślę, że za wcześnie, że jeszcze nie czas. Przecież przed nami Adwent. To taki piękny czas oczekiwania, refleksyjny, czas szukania w sobie wdzięczności, pokory. Czas tęsknienia za prostą radością Bożego Narodzenia...
Nie spieszę się. Czekam...
środa, 27 listopada 2019
poniedziałek, 18 listopada 2019
Wciąż jesiennie...
Coraz mniej światła w pejzażu, tak szybko zmrok podchodzi pod okno i gasną kolory, a powietrze gęstnieje szarością. Niezliczonymi jej odcieniami. Bywają jeszcze takie dni, kiedy da się zauważyć złotorudy migot liści w pastelowym słońcu, jakąś spóźnioną czerwień na gałązce, ostatnie pasemka zieleni...
Lubię listopad. Za czas domu go lubię, za te wszystkie chwile i chwilki rozświetlone płomykami świec, lampkami cotton balls, za aromaty herbat w kubkach, które ogrzewają dłonie, za popołudnia w aksamicie mroku, za ciepłe kocyki, smyczki jesiennych traw wygrywające melancholię, za płomienne zachody słońca i zaróżowione policzki jutrzenki...
I tak bardzo do listopada pasuje nowa, nostalgiczna książka Lucindy Riley "Pokój motyli"...
Teraz mam okienko. Jestem w swojej klasie. Mam cudowny widok na drzewa jeszcze z rdzawymi liśćmi. Niebo dziś jest szare, podszyte deszczem. Ogrzewam serce zapachem kawy. To dobra chwila...
A wczoraj byłam na "Jesiennym koncercie". Dekoracja była nastrojowa, iście jesienna, pachniało liśćmi, które zostały rozłożone na podłodze, migotały płomyki świec, a gałązki z czerwonymi kulkami ocieplały czas. I przyjemnie było pośpiewać z wykonawcami piosenki z jesienią w tle, spotkać się ze znajomymi, wypić aromatyczną, jesienną herbatę...
A dziś długi poniedziałek mnie czeka, bo po lekcjach mam wywiadówkę :)
Pięknego czasu Wam życzę...
Lubię listopad. Za czas domu go lubię, za te wszystkie chwile i chwilki rozświetlone płomykami świec, lampkami cotton balls, za aromaty herbat w kubkach, które ogrzewają dłonie, za popołudnia w aksamicie mroku, za ciepłe kocyki, smyczki jesiennych traw wygrywające melancholię, za płomienne zachody słońca i zaróżowione policzki jutrzenki...
I tak bardzo do listopada pasuje nowa, nostalgiczna książka Lucindy Riley "Pokój motyli"...
Teraz mam okienko. Jestem w swojej klasie. Mam cudowny widok na drzewa jeszcze z rdzawymi liśćmi. Niebo dziś jest szare, podszyte deszczem. Ogrzewam serce zapachem kawy. To dobra chwila...
A wczoraj byłam na "Jesiennym koncercie". Dekoracja była nastrojowa, iście jesienna, pachniało liśćmi, które zostały rozłożone na podłodze, migotały płomyki świec, a gałązki z czerwonymi kulkami ocieplały czas. I przyjemnie było pośpiewać z wykonawcami piosenki z jesienią w tle, spotkać się ze znajomymi, wypić aromatyczną, jesienną herbatę...
A dziś długi poniedziałek mnie czeka, bo po lekcjach mam wywiadówkę :)
Pięknego czasu Wam życzę...
środa, 6 listopada 2019
Oswajanie listopada...
Listopad wszystko zmienia. W pejzażu coraz mniej światła, powietrze gęstnieje szarością, gasną kolory. Czasem zdarzają się świetliste poranki i takie wschody słońca jak ten na fotografii. Wtedy można dostrzec złotorudy migot ostatnich na drzewach liści...
Oswajam te niezliczone odcienie szarości. Popołudnia i wieczory złocę płomykami świec, w imbryku parzę herbatę o smaku prażonych kasztanów i rozkoszuję się czekoladkami Mon Cheri. Kiedy już skończę przygotowania do lekcji, posprawdzam prace, zostaje mi trochę czasu dla siebie, wtedy czytam. I tak bardzo ostatnio lubię ciszę. Może dlatego, że w szkole z maluchami jest dużo głośniej niż w tej z gimnazjalistami. I jeszcze muzyka serwowana przez szkolny radiowęzeł zupełnie nie pasuje moim uszom...
I dobrych chwil w listopadzie było już sporo. Był brat z bratankiem, był M. Razem odzieliśmy grób rodziców, potem spędziliśmy wspólnie czas. Wspominaliśmy naszych bliskich, którzy już po Tamtej Stronie. Przypominaliśmy powiedzonka, anegdoty i różne momenty z życia. Dopełniały się te wspomnienia, bo brat opowiedział coś, czego ja nie pamiętałam, coś ja dopowiedziałam. I trwają w naszych pamięciach babcie, dziadek, rodzice, sąsiedzi, mieszkańcy Soplicowa, przyjaciele. Powiększa się mały cmentarz w Soplicowie, coraz więcej świateł zapalamy...
W tym roku książek o tematyce bożonarodzeniowej jest więcej niż w innych latach. Kilka przeczytam, bo lubię te trochę baśniowe opowieści, z dobrym zakończeniem, pachnące cynamonem, pierniczkami, skrzące się śniegiem, blaskiem świec. I choć do grudnia jeszcze trochę czasu, już otulam się grudniową magią, bo oswajam listopad przecież :)))
Oswajam te niezliczone odcienie szarości. Popołudnia i wieczory złocę płomykami świec, w imbryku parzę herbatę o smaku prażonych kasztanów i rozkoszuję się czekoladkami Mon Cheri. Kiedy już skończę przygotowania do lekcji, posprawdzam prace, zostaje mi trochę czasu dla siebie, wtedy czytam. I tak bardzo ostatnio lubię ciszę. Może dlatego, że w szkole z maluchami jest dużo głośniej niż w tej z gimnazjalistami. I jeszcze muzyka serwowana przez szkolny radiowęzeł zupełnie nie pasuje moim uszom...
I dobrych chwil w listopadzie było już sporo. Był brat z bratankiem, był M. Razem odzieliśmy grób rodziców, potem spędziliśmy wspólnie czas. Wspominaliśmy naszych bliskich, którzy już po Tamtej Stronie. Przypominaliśmy powiedzonka, anegdoty i różne momenty z życia. Dopełniały się te wspomnienia, bo brat opowiedział coś, czego ja nie pamiętałam, coś ja dopowiedziałam. I trwają w naszych pamięciach babcie, dziadek, rodzice, sąsiedzi, mieszkańcy Soplicowa, przyjaciele. Powiększa się mały cmentarz w Soplicowie, coraz więcej świateł zapalamy...
W tym roku książek o tematyce bożonarodzeniowej jest więcej niż w innych latach. Kilka przeczytam, bo lubię te trochę baśniowe opowieści, z dobrym zakończeniem, pachnące cynamonem, pierniczkami, skrzące się śniegiem, blaskiem świec. I choć do grudnia jeszcze trochę czasu, już otulam się grudniową magią, bo oswajam listopad przecież :)))
wtorek, 22 października 2019
Złote skrzydła października...
Jakiż piękny jest tegoroczny październik, jak złoci się w słońcu, błogosławi kolorami. W pejzażu przybyło czerwieni i purpury, żółci nakrapianych brązem, miedzianych odcieni, a wszystko to na tle wciąż żywej zieleni. Pięknie jest!
Pięknie jest na spacerach w moim wioskowym ogrodzie, w ścieżkach wysypanych liśćmi, których odcieni opisać nie sposób, w koronach drzew nieco już ażurowych, w słońcu pastelowym, które wydobywa z tej liściowej pory te wszystkie półcienie, półtony i refleksy. Pięknie jest popołudniową porą, kiedy słońce odchodzi, a niebo płonie tą czerwienią, która przywołuje melancholie i nostalgie trudne do zdefiniowania, ale pozytywnie dotykające duszy i serca. I wieczorami jest pięknie, kiedy szafirowy zmrok łasi się kocio za oknem, kiedy płomykami świec złocę czas, nastawiam płytę z jakimś jazzem i czuję się tak po mojemu dobrze...
Kończy się moje zwolnienie lekarskie. W czwartek wracam do pracy. I cieszę się, i nie :) Choć trwała moja rekonwalescencja, obwarowana różnymi: "nie można, nie należy, uważać, oszczędzać się", to dobry to był czas dla mnie. Wypoczywałam, czytałam, oglądałam filmy i seriale. I byłam na wspaniałym koncercie w filharmonii szczecińskiej, kiedy to występowała Grand Orkiestra z Odessy, wykonując piosenki francuskie...
I my na widowni znaleźliśmy się pod dachami Paryża, na Polach Elizejskich, pod Wieżą Eiffla, w kabaretach itd. Było lirycznie, zabawnie, wzruszająco, przejmująco, cudownie. Wykonawcy mieli cudowne głosy i charyzmę. Kiedy jedna z wykonawczyń wykonywała piosenki Edith Piaf, miałam wrażenie, że to sama pieśniarka śpiewa tym swoim charakterystycznym głosem...
Weekend spędziłam u M. Potrzebowałam innego nieba nad głową, innych miejsc, inaczej spędzanego czasu. I choć nie mogłam jeszcze się forsować nadto, spacerowaliśmy długo, ciesząc oczy złotą jesienią, zawężając świat do przytulnej knajpki, spędzając wieczór w domowych zaciszu...
Mam już kolejny tom sagi o Lipowie. Ciekawa jestem kolejnej mrocznej historii opowiedzianej przez Puzyńską. A do czytania mam herbatę pachnącą prażonymi kasztanami...
A za tydzień spotkam się bratem i bratankiem i nucę z radości pod nosem laj, laj, laj :)
Pięknie jest na spacerach w moim wioskowym ogrodzie, w ścieżkach wysypanych liśćmi, których odcieni opisać nie sposób, w koronach drzew nieco już ażurowych, w słońcu pastelowym, które wydobywa z tej liściowej pory te wszystkie półcienie, półtony i refleksy. Pięknie jest popołudniową porą, kiedy słońce odchodzi, a niebo płonie tą czerwienią, która przywołuje melancholie i nostalgie trudne do zdefiniowania, ale pozytywnie dotykające duszy i serca. I wieczorami jest pięknie, kiedy szafirowy zmrok łasi się kocio za oknem, kiedy płomykami świec złocę czas, nastawiam płytę z jakimś jazzem i czuję się tak po mojemu dobrze...
Kończy się moje zwolnienie lekarskie. W czwartek wracam do pracy. I cieszę się, i nie :) Choć trwała moja rekonwalescencja, obwarowana różnymi: "nie można, nie należy, uważać, oszczędzać się", to dobry to był czas dla mnie. Wypoczywałam, czytałam, oglądałam filmy i seriale. I byłam na wspaniałym koncercie w filharmonii szczecińskiej, kiedy to występowała Grand Orkiestra z Odessy, wykonując piosenki francuskie...
I my na widowni znaleźliśmy się pod dachami Paryża, na Polach Elizejskich, pod Wieżą Eiffla, w kabaretach itd. Było lirycznie, zabawnie, wzruszająco, przejmująco, cudownie. Wykonawcy mieli cudowne głosy i charyzmę. Kiedy jedna z wykonawczyń wykonywała piosenki Edith Piaf, miałam wrażenie, że to sama pieśniarka śpiewa tym swoim charakterystycznym głosem...
Weekend spędziłam u M. Potrzebowałam innego nieba nad głową, innych miejsc, inaczej spędzanego czasu. I choć nie mogłam jeszcze się forsować nadto, spacerowaliśmy długo, ciesząc oczy złotą jesienią, zawężając świat do przytulnej knajpki, spędzając wieczór w domowych zaciszu...
Mam już kolejny tom sagi o Lipowie. Ciekawa jestem kolejnej mrocznej historii opowiedzianej przez Puzyńską. A do czytania mam herbatę pachnącą prażonymi kasztanami...
A za tydzień spotkam się bratem i bratankiem i nucę z radości pod nosem laj, laj, laj :)
środa, 2 października 2019
Z milczenia...
Deszcz srebrzy świat. Pada, leje, kropi, mży i tak od kilku dni. Z tęsknoty za słońcem zapalam świeczkę, bo "taki wieczór choć rano". A ona pachnie pięknie jesienią, pachnie cynamonem i jabłkami. I kawą pyszną się raczę o nazwie "Rozgrzewający rum". Są w niej nuty imbiru i rumu właśnie, idealne na taki dzień jak ten...
Domowa jestem. Czytam, oglądam seriale na Netflixie. Teraz "Hinterland". To brytyjska produkcja. Ma niesamowity nastrój. Akcja dzieje się w walijskim miasteczku, które wydaje się być idylliczne, ale takie nie jest. Położone nad morzem, otoczone niezwykłą, dziką naturą. A mieszkańcy mają swoje mroczne tajemnice, ich losy wciągają i emocjonują. W tej małej społeczności święty spokój chce odnaleźć poraniony przez życie detektyw Tom Mathias. Niestety musi zmierzyć się z mrocznymi sprawami małego miasteczka. Ogląda się wybornie...
Uciekły mi dwa tygodnie września. Nie wplotłam we włosy nitek babiego lata, nie zrobiłam korali z dzikiej róży. Złota jesień jest w moich marzeniach. I długi spacer, szuranie liśćmi i zbieranie kasztanów. Weekend spędziłam z M. To był bardzo dobry czas, domowy, bo pogoda niestety nie sprzyjała wyjściom...
Milczałam. W tym milczeniu był czas na zadbanie o własne zdrowie, po drodze szpital, operacja i dochodzenie do siebie. Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i dbam o siebie :) I myślę, że jest dobrze...
Domowa jestem. Czytam, oglądam seriale na Netflixie. Teraz "Hinterland". To brytyjska produkcja. Ma niesamowity nastrój. Akcja dzieje się w walijskim miasteczku, które wydaje się być idylliczne, ale takie nie jest. Położone nad morzem, otoczone niezwykłą, dziką naturą. A mieszkańcy mają swoje mroczne tajemnice, ich losy wciągają i emocjonują. W tej małej społeczności święty spokój chce odnaleźć poraniony przez życie detektyw Tom Mathias. Niestety musi zmierzyć się z mrocznymi sprawami małego miasteczka. Ogląda się wybornie...
Uciekły mi dwa tygodnie września. Nie wplotłam we włosy nitek babiego lata, nie zrobiłam korali z dzikiej róży. Złota jesień jest w moich marzeniach. I długi spacer, szuranie liśćmi i zbieranie kasztanów. Weekend spędziłam z M. To był bardzo dobry czas, domowy, bo pogoda niestety nie sprzyjała wyjściom...
Milczałam. W tym milczeniu był czas na zadbanie o własne zdrowie, po drodze szpital, operacja i dochodzenie do siebie. Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i dbam o siebie :) I myślę, że jest dobrze...
poniedziałek, 9 września 2019
Pokój pełen deszczu...
Jesienią pachnie, wilgocią i pierwszymi spadającymi liśćmi. Nagle pochłodniało. Pada. Równymi rzędami perłowe krople układają się na szybach. Światłem świec i lampki złocę wieczór. Piję herbatę o nazwie "Prosto z lasu". To ten czas herbat, kocyków, migotliwych płomyków świec, jazzowych snujów...
Czwartoklasiści są pocieszni, wdzięczni, chwilami zabawni, ale bardzo słabo czytają, robią błędy, przepisując z tablicy. Piąta klasa błyszczy wiedzą z ubiegłego roku, za to ósma klasa, którą otrzymałam w spadku po koleżance, tego nie miała, o tamtym nie słyszała. Moja wychowawcza siódma wystraszona, a szósta nie ma jeszcze podręczników, bo wydawnictwa nie zdążyły przygotować. Ot, tyle z frontu szkolnego :)
Odpoczywam przy kolejnej części kryminału Chmielarza z komisarzem Jakubem Mortką w roli głównej. I lubię tego Mortkę :)
W telewizji zapraszają do wspólnego kibicowania i zapewniają emocje, ale raczej nie obejrzę meczu...
Na ścianie tańczą cienie, zaparzyłam kolejną herbatę. Za oknem srebrny szum, czarna sukienka mroku, końcówka lata w jakimś zagubieniu. Na parapecie gaśnie dzień...
Czwartoklasiści są pocieszni, wdzięczni, chwilami zabawni, ale bardzo słabo czytają, robią błędy, przepisując z tablicy. Piąta klasa błyszczy wiedzą z ubiegłego roku, za to ósma klasa, którą otrzymałam w spadku po koleżance, tego nie miała, o tamtym nie słyszała. Moja wychowawcza siódma wystraszona, a szósta nie ma jeszcze podręczników, bo wydawnictwa nie zdążyły przygotować. Ot, tyle z frontu szkolnego :)
Odpoczywam przy kolejnej części kryminału Chmielarza z komisarzem Jakubem Mortką w roli głównej. I lubię tego Mortkę :)
W telewizji zapraszają do wspólnego kibicowania i zapewniają emocje, ale raczej nie obejrzę meczu...
Na ścianie tańczą cienie, zaparzyłam kolejną herbatę. Za oknem srebrny szum, czarna sukienka mroku, końcówka lata w jakimś zagubieniu. Na parapecie gaśnie dzień...
piątek, 6 września 2019
Wrześniowe drobiazgi...
Powietrze w złotych cętkach światła. To słońce zachodzi i znaczy niebo złocistymi smugami, pasemkami pomarańczu, pastelowego różu i jeszcze niewidocznej, ale już przeczuwanej czerwieni. Piątkowy wieczór, pierwszy powakacyjny wieczór, oczekiwany. Już zaczął się ten rytm tygodnia w pracy i oczekiwania na weekend...
Pierwsze dni w szkole jak zawsze w lekkim zamieszaniu, a to wydawnictwa nie wysłały podręczników, a to nowi uczniowie nie kojarzą, w jakiej klasie mają lekcję i od czego ta pani i tamten pan, a to planów wiele trzeba napisać, poinformować rodziców o tym i owym :)
Wrzesień zaczął się pięknie. Poranki są rześkie, smakują lekkim chłodem, potem słońca promienie przypominają wakacyjny czas. Pojawiły się pierwsze jesienne kolory. Spurpurowiały klony japońskie, brzozom żółkną listki, rudzieją kasztanowce. To moje kolory, mój czas. Mam w wazonie strzępiaste astry w amarantowym odcieniu. Zaparzyłam herbatę o smaku czarnej porzeczki. Zaczyna się czas miękkich kocyków, herbat, zapalonych świec. Czas domowy, dobry czas...
Zaczęłam po południu czytać "Nić Arachny" Renaty Kosin. To saga, o której napisano, że to "opowieść, która łączy ze sobą wiele różnych wątków i elementów bliskich sercu każdego, kto urodził się i wychował tam, gdzie jedną z najwyższych wartości jest wierność tradycji i szacunek dla pamięci przodków. Gdzie zielone pola, złote łany i kręte drogi pośród białokorych brzóz i rosochatych wierzb". Czyta mi się dobrze, ciekawi mnie ta opowieść, rozgrywająca się w dwóch planach czasowych...
A jutro podczas Narodowego Czytania przeczytam fragmenty "Dymu", choć wolałabym Schulza, ale tak mi przydzielili...
Niebo nabiera chabrowych znaczeń, czas na plumkającą muzykę...
Pierwsze dni w szkole jak zawsze w lekkim zamieszaniu, a to wydawnictwa nie wysłały podręczników, a to nowi uczniowie nie kojarzą, w jakiej klasie mają lekcję i od czego ta pani i tamten pan, a to planów wiele trzeba napisać, poinformować rodziców o tym i owym :)
Wrzesień zaczął się pięknie. Poranki są rześkie, smakują lekkim chłodem, potem słońca promienie przypominają wakacyjny czas. Pojawiły się pierwsze jesienne kolory. Spurpurowiały klony japońskie, brzozom żółkną listki, rudzieją kasztanowce. To moje kolory, mój czas. Mam w wazonie strzępiaste astry w amarantowym odcieniu. Zaparzyłam herbatę o smaku czarnej porzeczki. Zaczyna się czas miękkich kocyków, herbat, zapalonych świec. Czas domowy, dobry czas...
Zaczęłam po południu czytać "Nić Arachny" Renaty Kosin. To saga, o której napisano, że to "opowieść, która łączy ze sobą wiele różnych wątków i elementów bliskich sercu każdego, kto urodził się i wychował tam, gdzie jedną z najwyższych wartości jest wierność tradycji i szacunek dla pamięci przodków. Gdzie zielone pola, złote łany i kręte drogi pośród białokorych brzóz i rosochatych wierzb". Czyta mi się dobrze, ciekawi mnie ta opowieść, rozgrywająca się w dwóch planach czasowych...
A jutro podczas Narodowego Czytania przeczytam fragmenty "Dymu", choć wolałabym Schulza, ale tak mi przydzielili...
Niebo nabiera chabrowych znaczeń, czas na plumkającą muzykę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)