niedziela, 9 września 2018

Niedzieli czas...

Niedzielny poranek jest niebieskim niebem z kilkoma chmurkami w odcieniu waniliowej bieli, jest zapachem kawy, kolorem bukietu astrów, ciszą domu i spokojem...


Po tygodniu pracy wydaje mi się, że wakacje były bardzo dawno. Wpadłam w wir tworzenia dokumentacji, uczenia się dziennika elektronicznego, przyswajania różnych informacji a jedna ważniejsza od drugiej...


Uczniowie z podstawówki pełni zapału, chętni. Gimnazjaliści z trzecich klas, historycznych, bo przecież ostatnich, bez entuzjazmu, z przekonaniem, że nie warto się starać, bo i tak szkoła przestanie istnieć. Mówię, że jednak warto i że pracujemy jak zawsze...


Czwartoklasiści spędzają mi sen z powiek :) Są wdzięczni, chętni, bardzo nieporadni, z przyzwyczajeniami z młodszych klas. Wierzę, że powoli się siebie nauczymy, że będą nas cieszyć wspólne spotkania :)


Wczoraj z grupą pasjonatów czytałam "Przedwiośnie". Czytaliśmy wersję oryginalną i jestem zdania, że tylko taką należało czytać. W końcu autor tak napisał, więc nie należy go poprawiać, nawet jeżeli język jego powieści wydaje się być dziś nieco archaiczny...


A w powietrzu, choć wciąż upał, czuć już nieśmiałe nuty jesieni. A to liście się złocą, a to snują się smużki gorzkich dymów znad kartoflisk, a to gromady ptaków ćwiczą się w odlotach. I na ścieżkach brązowym spojrzeniem łypią piersze spadłe kasztany...

środa, 29 sierpnia 2018

Schyłek...

Zaróżowione niebo, kilka złotych smug, przecinki ptasich skrzydeł, zaokienna cisza. I tak...sierpniowe popołudnia pachną już wczesną jesienią...


Dopiero dziś zauważyłam, że bocianie gniazdo jest puste, a ponoć bociany odleciały w połowie sierpnia. Listki przyblokowej brzozy są jak posypane szafranem, kasztanowce w alejach mają miedziane grzywy i pierścionki traw się złocą...


Dom rozkołysany jest jazzowymi snujami, pachnie herbatą i pyszni się bukietem amarantowych astrów...


Dziś miałam radę, znam przydział godzin. W gimnazjum mam ich niewiele, etat mam w niepublicznej, a z tym wiążą się niekorzystne warunki płacowe, ale i tak się cieszę, że mam pracę...


Wczoraj zrobiłam gazetki w swojej klasie, przygotowałam pierwsze lekcje, skompletowałam listy lektur. Jednak nie ma we mnie tego dawnego entuzjazmu, który towarzyszył mi pod koniec sierpnia...


Jeszcze bezkarnie czytam, jeszcze wplatam we włosy beztroskę i spokój, jeszcze siedząc na balkonie, wystawiam twarz do słońca, tego pastelowego, jeszcze o poranku niespiesznie piję kawę...


A jutro pójdę na próbę, bo jestem odpowiedzialna za przygotowanie apelu na rozpoczęcie roku...

wtorek, 24 lipca 2018

Świetliście...

Koralowa gladiola w wazonie, placki cukiniowo-ziemniaczane na obiad, po wizycie u fryzjera odświeżony kolor włosów, nowy numer "Pani" z ładną, wakacyjną okładką. To drobiazgi z dziś...


Granatowa lniana sukienka o kroju literki A jest idealna na upały- przewiewna, powiewająca wokół kolan. Z etnicznymi koralami wygląda stylowo :) A tak nie byłam przekonana do jej kupna...


Popołudniową porą zawężam świat do przestrzeni mojego balkonu. Słońce nie jest już tak intensywne, więc te chwile na balkonie są przyjemnością. Czerwienią się pelargonie, petunia fioletowymi dzwonkami ładnie się prezentuje w wiklinowym koszu. Rozkładam leżak, chłodzę się lampką białego wina, zapadam w historię opowiadaną przez S.Krzemińskiego w książce "Drogi do wolności". Ponoć jesienią ma być serial na jej podstawie. Nie wiedziałam tego, kupując ten pierwszy tom...


Wspominam czas spędzony z bratankiem i cieszę się, że chciał go spędzić ze mną...


Niebo jest dziś tak błękitne...

niedziela, 15 lipca 2018

Pocztówki...

Było pięknie. M. tak wspaniale wszystko zorganizował i zaplanował. Dwa dni spędziliśmy w Wiedniu. To był nasz kolejny pobyt, dlatego skupiliśmy się na tym, czego nie zdążyliśmy zobaczyć poprzednim razem. Były więc wędrówki śladami gotyku, secesji, Sisi i współczesności. Podziwialiśmy prace mistrza wiedeńskiej secesji- Otto Wagnera. Okazało sie, że spalarnia śmieci może być arcydziełem, jeśli zaprojektował ją Hundertwasser. Piekny, jak z bajki, jest dom Hundertwasserhaus. I odbyliśmy spacer po ogrodach i komnatach Schonbrunnu. Wiedeń hołubi cesarzową Sisi, a ona nie lubiła ani Wiednia, ani wiedeńczyków, ale tu chyba przeważają kwestie finansowe, bo pamiątki z Sisi cieszą się ogromnym powodzeniem. Nawet ja nabyłam magnes z jej wizerunkiem :) Oczywiście obowiązkowo musiała być kawa po wiedeńsku i tort Sachera :) 


Odwiedziliśmy też Salzburg- miasto Mozarta. To ulubiony kompozytor M., więc byliśmy w miejscach, nad którymi unosił się duch Geniusza. Podziwialiśmy też urokliwe salzburskie uliczki. To miasto niezwykłe, zbudowane między skałami, dlatego tak bardzo malownicze. W ogrodach Mirabell, jak za czasów Mozarta, koncertowali muzycy. Natrafiliśmy także na pomnik Papageno i niemal słyszeliśmy czarodziejskie dzwonki tego łowcy ptaków. A lody, które smakowały wyśmienicie, nazywały się Mozart :)


Kolejne dni to już Alpy Bawarskie. Majestat gór, malownicze widoki, łąki pełne kwiatów i krów z dzwonkami, których melodia niosła się hen. I wędrówki szlakami. I żadne zdjęcie nie odda piękna podziwianych widoków. I śniadanie na wysokości prawie 2000 metrów. I strome urwiska, przepaście, długie schodzenie. I Berchtengaden takie ichnie Zakopane z widokami cudnymi, domkami jak z piernika. Malownicza trasa stateczkiem po jeziorze Konigsee, klasztor św. Bartłomieja. I szlak nad jeziorem Thumsee z wodą o szmaragdowym odcieniu. I zapach lasu. I bawarskie malowane elewacje domów. I smaki potraw. I koncert w rotundzie uzdrowiskowej, rewelacyjny występ salzburskich muzyków. I świetny pensjonat, a w nim taras z widokiem na góry...


Zapisuję. Ocalam. Do pełni relacji dodam jeszcze to, że miałam kryzysy, marudziłam, byłam zmęczona, ale anielska cierpliwość M. pozwalała zażegnać kryzysy i cieszyć się tymi dniami...

poniedziałek, 2 lipca 2018

Lipcowa piosenka...

Wieczór świetlisty i jasny, w welonie leciutkiego wiatru. W oknie czerwień pelargonii i blękitne niebo. Lipiec nuci swoją piosenkę pełną barw, zapachów i dźwięków. Aż trudno uwierzyć, że na polach już żniwują i powietrze przesycone jest żniwnymi zapachami...


Przez tydzień gościł u mnie mój bratanek. Jest sam bez rodziców, zatrzymał się u dziadków. Bardzo mnie ucieszyło, że chciał do mnie przyjechać, bo w tamtym roku wygrywali koledzy i na dłużej nie chciał przyjechać. Spędziliśmy wspaniale czas. Dziś dom bez niego wydaje się niepełny i jest mi jakoś nijako...


"O miłości i makaronach" to film włoski, z całą gamą emocji. Jest tu niebanalna opowieść, humor, ba komedia, ale i zaduma, refleksja, dystans do przedstawianej historii. Świetni aktorzy, świetne dialogi i fantastyczna muzyka. Obejrzałam z przyjemnością...


Resetuję się :) Czytam zaległe czasopisma: wywiad z Agatą Kuleszą w "Zwierciadle" i z Kasią Nosowską w "Urodzie życia". Obie panie bez zadęcia, mądrze, sympatycznie, ludzko...


A w środę wybieramy się z M. w podróż. Bedziemy zdobywać góry, spoglądać w gwiazdy, wędrować malowniczymi ścieżkami, pić wino, śmiać się, oddychać innym powietrzem...

niedziela, 20 maja 2018

Majowe drobiazgi...

Pobudki mam teraz wczesne, bo w Alei, tej którą widzę z okna, swe gnizda uwiły bardzo złośliwe wrony i kraczą tak głośno, tak przeraźliwe, że sen płoszą. Nie mogę już potem zasnąć, więc biorę się za bycie. I tak jestem już po śniadaniu, po wymianie słów z M., który dziś ze studentami ma zajęcia. Teraz zaparzyłam kawę i ocalam chwile literkami tu zostawianymi...


Dawno mnie w tym miejscu nie było, ale jakoś nastroju nie było. A nastrój zaprawiony smutkiem i niepewnością związany jest z tym, co w pracy...Dziś jednak o tym szaaaa...


Maj się mai. Maj czarodziej, maj ten najpiękniejszy w całym roku miesiąc. Zieleń taka soczysta już, malachitowa i szmaragdowa w krajkach maków pierwszych, piwonii, drobnych kwiatków krzewuszek, moich balkonowych pelargonii. I białym kwieciem obsypał się mój ulubiony przyblokowy czarny bez. Biedrzeńce się bielą marcepanowym odcieniem bieli. I jest tak pięknie, tak kolorowo, pachnąco. Wieczory coraz cieplejsze się robią i lubię kończyć dnień zamyśleniem na balkonie swym...


Zeszły tydzień to miły czas z bratem, bratową i Małym. Zrobili sobie tygodniowy urlop i spędziliśmy ze sobą trochę czasu. W wakacje spotkamy się dopiero w sierpniu...


Czekam na nowości książkowe, które pewnie po niedzieli dostarczą kurierzy, czekam na piękne, letnie bluzki, które zamówiłam i mam nadzieję, że będzie mi w nich ładnie...


Wczoraj miły dzień, bo i wizyta brata, a potem wyprawa na cmentarz do rodziców. Gdyby żyli, obchodzili Złote Gody...


A potem chwile z literkami czytanej książki, powtórzone migawki z książęcego ślubu. Suknia panny młodej została skrytykowana przez internetowy światek, a mnie się podobała...


Tak, myślę o wakacjach, tym bardziej, że mamy je częściowo zaplanowane i cieszę się na wyjazd z M. do uroczego miejsca, które dla nas znalazł. Tym razem będą to góry...


Niedzielo, mijaj wdzięcznie :) 

sobota, 7 kwietnia 2018

Wiosenne migawki...

Niebo dziś takie rozsłonecznione, wyraziście błękitne, tyle tylko, że wiatr szaleńczo wieje i jakoś odechciewa mi się spaceru. A miałam się wybrać do ogrodu, żeby krokusami oczy nacieszyć, zobaczyć ostatnie już ranniki, śnieżyce i przebiśniegi. Może jutro pogoda będzie łaskawsza...


Domowo mija mi czas. Uładziłam dom, ugotowałam zupę, ułożyłam sprawdzian ze składni zdania pojedynczego, teraz już delektuję się czasem dla siebie. M. ma zajęcia ze studentami. Świąteczny czas minął nam jakoś tak szybko, ale za to uważnie, uroczo i we dwoje...


Z niecierpliwością czekam na czwartek, bo zamówiłam meble na balkon i właśnie wtedy je dostarczą. I już sobie wyobrażam aranżowanie balkonowej przestrzeni, już oczyma wyobraźni widzę letnie wieczory, kwiaty w donicach, lampiony i świece. Coraz częściej też myślę o wakacjach. Zmęczona jestem pracą w dwóch szkołach, niepewnością, tym, że gimnazjalistom już się nie chce...


Czekam na przesyłkę z internetowej księgarni, będzie w niej kolejna część sagi o policjantach z Lipowa. I jest we mnie jakaś niecierpliwość...


W wazonie mam bukiet, bukiecik właściwie, składający się z drobnych goździków w cytrynowym kolorze, miniaturowych margerytek w odcieniu limonki. Taki wiośniany ten bukiet. Kiedy na niego patrzę, czuję przypływ energii :)