niedziela, 30 listopada 2025

Listopadowe ostatki...

Nie wiem, jak to możliwe, ale to koniec listopada. Jakoś za szybko minął, choć przecież nie poganiałam czasu. A już jutro zaczyna się ostatni miesiąc roku. Jesień u mnie też sobie mijała powoli. Zachwycałam się resztką kolorów w pejzażu, a to czerwienią owoców dzikiej róży, a to pomarańczowymi kulkami ognika, złotymi wodotryskami brzóz, ostatnimi listkami. Rozpływałam się w woalu mgieł, szukałam spokoju w czarnej kaligrafii drzew, przywykałam do poranków w czerni i krótkich dni. A listopad nieubłagalnie zmierzał do grudnia...

Uskrzydlała mnie tegoroczna listopadowa aura, myślałam wierszami i oswajałam wieczory smakami i kolorami herbat, złociłam chwile płomykami świec i akceptowałam melancholię...

Na progu grudzień stoi i zapiszę sobie ten cytat z "Zapałki na zakręcie", bo go lubię: "Tymczasem przyszedł grudzień. Kocham grudniowe poranki, pierwsze przymrozki. Każdy miesiąc cieszy mnie z innych przyczyn, ale tylko grudzień- wzrusza". 

W grudniu robi się zwyczajne rzeczy z większą czułością. Właśnie kończy się pierwsza niedziela Adwentu i jakaś wdzięczność większa za przytulny dom i proste szczęście. I chciałabym, by ten Czas Oczekiwania mijał bez pośpiechu, z uważnością i z czasem dla bliskich i dla siebie...

A grudnie lubię za tak wiele: to miesiąc urodzin Małego i moich, to pora dobrych spotkań, korzennych kaw i herbat, czytania pierwszych świątecznych powieści. Lubię grudzień za igiełki mrozu malujące kwiaty na szybach, za muzykę ze świątecznymi dzwoneczkami i flecikami, za serduszka myśli, za moje filiżanki w świąteczne wzory i za wszystko co niesie ze sobą przedświąteczny i świąteczny czas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz