Sierpniowe poranki nieco już chłodne, ale wciąż urokliwe, powolne i takie moje. Jem śniadanie, piję kawę na balkonie, nastrajam się słonecznie, gubię oczy w zielonych koronach drzew i staram się nie myśleć, że sierpniowe dni mijają i że już w przyszłym tygodniu zacznę na trochę wracać do pracy...
Moje miejskie dni też minęły za szybko. Dobrze mi tam było razem z moim M. Najbardziej lubiłam te chwile poranne, w których miasto stopniowo się zaludniało, stawało się bardziej hałaśliwe i gwarne. I wśród ludzi, którzy bardzo się spieszyli, my byliśmy tymi, którzy zupełnie nie. Pojechaliśmy do Wilanowa. Rezydencja pięknie wyglądała w słońcu, w plątaninie ogrodowych ścieżek syciliśmy się nastrojem chwil. I jeszcze były Łazienki moje ulubione, spacer Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Starówka, chwila na ławeczce z księdzem Janem, którego głos po naciśnięciu przycisku słychać było w jego najsłynniejszym wierszu, tym, by spieszyć się, by kochać ludzi. I jeszcze chwile w kawiarenkach, rozmowy i przyglądanie się temu miejskiemu, pędzącemu światu. I wydeptywanie własnych ścieżek w tym świecie...
Powietrze pachnie dojrzałym sierpniem, ale sierpniowe dni są jeszcze piękne, złote od słońca, pełne światła, jednak to światło przybiera miodowo- bursztynowe odcienie. Kiedy patrzę na opustoszałe pola, czuję zbliżający się nieuchronnie koniec lata...
Tyle powodów do zachwytu w sierpniu: w złotych godzinach miękkość poświaty, linia horyzontu w barokowym złocie, festiwal dalii w ogrodach, rozzłocone wrotyczem pobocza dróg, nawłocie i słońca słoneczników, korale jarzębin, chwile wytchnienia od wszystkich szkolnych "muszę" i "powinnam"...
"Vinci 2" nie jest tak świetne i błyskotliwe jak część pierwsza. Jakoś tak sennie i nużąco ciągnie się akcja przez godzinę, potem nieco się rozkręca. Liczyłam na ładne kadry Krakowa, ale one takie rozmyte, widokówkowe, banalnie ukazane. W poprzedniej części komisarz Wilk był błyskotliwy, jako agent FBI mnie nie porywa...
A za oknem niestety światek P. obudzony na dobre hałasem kosiarek, pił i podkaszarek...
Wczesną wiosną i późną jesienią dźwięk pił z oddali przywodzi mi na myśl rodzinny dom. Dziadek taką piłą obrabiał drewno na zimę i mam jakiś sentyment...
OdpowiedzUsuńUroki sierpnia rozczulają, napawają taka melancholią i skłaniają do podróży w czasy dzieciństwa. Do wspomnień, które budzą się od dzięki, zapachów, widoków, rozmów z dorosłymi koleżaneczkami "ze wsi". Uwielbiam, będąc u rodziców chłonąć to wszystko. Jednocześnie wracając do siebie czuję wdzięczność, że mam swoje "do siebie". Mam dom, przyjaciół, swoje ulubione zajęcia, miejsca, trasy rowerowe i spacerowe, mam ulubione sklepy, bibliotekę i pracę którą lubię. Rozdarta jestem pomiędzy Wielkopolską a Kujawami, ciesząc się jednocześnie, że to aż dwa domy. Ściskam Cię najserdeczniej.