środa, 27 listopada 2024

Grafitowe zmierzchy listopada..

Końcówka roku mknie jakoś szybciej. Listopadowe dni w pelerynie mroku biegną, jakby chciały już minąć i nie słyszeć narzekania. A ja lubię listopady. Za czarną kaligrafię drzew, za minimalistyczny pejzaż kreślony jakby chińskim tuszem, za miękkość wieczorów całych z aksamitu, za czas domu...

W listopadzie inaczej się w tym domu jest. Kiedy za oknem wszechobecna szarość, kiedy świat spowity w kosmatą czerń, kiedy niknie w woalu gęstej mgły, domowy czas złocę płomykami świec, zaparzam kolejne herbaty, uciekam w świat czytanych książek, moszczę się pod kocem i częściej jestem dla siebie...

Cudowną książkę zamówiłam w internetowej księgarni, bo tam dużo taniej. I przepadam w świecie Muminków, oglądam ilustracje, czytam ciekawostki i myślę sobie, że wielbiciele tych białych puchatych trolli powinni tę książkę mieć...

O poranku wiję dobre myśli w czarnych lustrach szyb, słucham szemrzącej muzyki, na śniadanie gotuję owsiankę z malinami i nastrajam się do dzisiejszej wywiadówki myślą, by jak najmniej roszczeniowych rodziców chciało ze mną rozmawiać...

A jak Wy się macie w listopadzie?

piątek, 15 listopada 2024

Jeszcze o październiku...

 

Niezwykły był tegoroczny październik. Dni były słoneczne i ciepłe, a kolory liści czarowały kolorami i wioskowy ogród wyglądał bajecznie...

Dobrze mi było z październikowym czasem, otulałam się barwami, szurałam liśćmi, zbierałam kasztany do domu, kieszeni i torebki, prostowałam myśli podczas spacerów długich i kolekcjonowałam obrazy na listopadowe szarugi i mroki...

I oto jest już ten czas. W grafitowych zmierzchach listopada światłem stają się sfotografowane, zatrzymane październikowe obrazy, te kolory ulubione, odcienie starego zlota, miedzi, czerwieni, żółci i pomarańczu, drzewa w sukienkach kolorowych, mgiełki leciutkie jak batikowe chusteczki, delikatna sepia pejzażu...

W październiku lubię wszystko...