Powietrze pełne jest deszczowych kropel. Niezmierzone potoki płyną ulicami i chodnikami, melodią kałuż wiosna się zbliża. Gorzko pachnie ziemia tym charakterystycznym, trudnym do zdefiniowania aromatem. Skrzydła wiatru łomocą, plączą, pociemniałe od wilgoci, gałęzie drzew. I ptaki nastroszone deszczem, z opuszczonymi skrzydłami, czekają na złotą smugę słońca...
A ja wciąż trzymam w dłoniach weekendowy czas, który mijał nam z M. w miękkim kokonie mojego domu. Tak szybko minęły chwile dobre wspólnością, rozkołysane piosenkami Sade z nowej płyty, którą podarował mi M. I to był też czas, w którym zieleń moich oczu przysiadała na opuszkach palców M. rozszeptanych czułością i kochaniem...
Wczoraj, późnym wieczorem zasiadłam przed telewizorem, by obejrzeć dokument o Szymborskiej. To jedna z wielu moich ulubionych poetek. Tyle monologów wygłosiłam do jej portretu, wiszącego u mnie w czasach, kiedy pisałam pracę magisterską na temat tej wielkiej poezji. Ciekawa byłam wczorajszego filmu. Niestety nasza telewizja to, co ciekawe i wartościowe nadaje bardzo późno i okrasza obficie długimi blokami reklamowymi. Dotrwałam do północy. Chciałam na chwilę, podczas kolejnej porcji reklam, przymknąć oczy, no i zasnęłam. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję na powtórkę programu w jakiejś rozsądnej porze...
Za oknem gołębi odcień szarości. W filiżance Orientalny Ogród czarnej herbaty z płatkami kwiatów. Jej aromat miesza się z dźwiękami piosenek Sade. Tyle pięknego smutku w nich jest...
Kupiłam sobie dziś wiosnę w postaci szafirowych hiacyntów i żółtych tulipanów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz