Powietrze drży pajęczyną bieli i świat wciąż srebrzy się
kryształkami mrozu. Jak z rozdartej poduszki lecą piórka śniegu.
Drobne, zmieszane z deszczem. Tak męczy to niezdecydowanie pogody, brak
harmonii. Pomiętym zimnem ptasim skrzydłom brak lekkości i
finezyjności. I słońce jest gdzieś daleko...
Popołudnie jest domowym odetchnieniem. Na nitce aromatu zielonej herbaty kołyszą się chwile od muzyki błogie. Za oknem niebo w chłodnych błękitach otulone jest teraz mgiełką liliowej szarości...
Filmowa "Alicja w Krainie Czarów" podobała mi się, choć różni się od
literackiego pierwowzoru. Wyobraźnia reżysera stworzyła magiczną
rzeczywistość, nieco inną od tej książkowej. Mnie urzekły
surrealistyczne krajobrazy, malarskie plenery, olśniewające kostiumy,
odrobina absurdu i niektóre postaci. Kot z Cheshire jest szary w
niebieskie paski, pięknie się uśmiecha, potrafi znikać, zostając
kawałkiem księżyca. Świetna była Czerwona Królowa. Świetna także z
głosem Figury. Cudownie wyglądał Szalony Kapelusznik...w ogniście
rudych włosach, z obłędem w wielkich oczach o zmieniających się
kolorach, najładniejszych, kiedy były zielone...
Wielu z moich uczniów nie czytało niestety książki, wielu obejrzało ten film jako bajkę, niektórzy szukali w nim siebie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz