sobota, 7 maja 2022

W maju...

Maj. Wyjątkowy zimny, taki też był kwiecień. Tak mało słonecznych dni w ostatnim czasie, za to szarość w niezliczonych odcieniach. Dziś też matowe tło dnia, zachmurzone niebo i chłód.Wiosna jednak się dzieje, zakwitły kasztanowce, nieco spóźnione w tym roku, przekwitają magnolie i forsycje, na przyblokowych rabatach na potęgę kwitną tulipany, a w zieleni trawników złotych gwiazdek tysiące. To mniszki tak ładnie się złocą...

Dni mijają w znanymi mi dobrze rytmie dom-praca-zakupy-dom. Pandemia zmieniła nasze życie. To towarzyskie nadal lepiej się ma wirtualnie i telefonicznie, niektórzy moi znajomi wciąż się izolują, spotykają się z ludźmi tylko, kiedy muszą. A mnie brakuje posiaduszek przy kawce w większym gronie niż własne towarzystwo...

W pracy znowu niepewność, bo państwo radni kolejny raz znaleźli jakieś prawne kruczki na to, by umilić nam życie, nam jako niepublicznej szkole. Wykańczające to...

W ten weekend się resetuję. Wszystkie "muszę", "powinnam", "trzeba" zostawiłam w pracy i nawet nie zabrałam prac do sprawdzania. Coraz bliżej egzamin ósmoklasistów, ostatnie powtórki jeszcze robię ze swoimi niezbyt pilnymi uczniami...

Kasztanowce w alejach wreszcie w kryzach zieleni, kwitną rzepaki. Świat otula kolorami i zapachami. A teraz chwila smakująca kawą i gorzką czekoladą. W wazonie mam żółte tulipany. Doczytuję "Jesień zapomnianych" A. Kańtoch, która kończy trylogię z Krystyną Lesińską. To mroczna historia, z zapętloną fabułą...

A po południu w wioskowym ogrodzie koncert. Wybieram się...

piątek, 31 grudnia 2021

W ostatnim dniu roku...

Kończy się. A przecież tak niedawno witaliśmy rok 2021, jakby to było wczoraj. Jak zwykle nie robię podsumowań, nie planuję, tym bardziej teraz, kiedy tak szybko można przestać być...

Końcówkę roku mamy smutną, wczoraj zmarła teściowa mojego brata. Mówiła do mnie, że skoro jest drugą mamą mojego brata, to i moją też. Miała w sobie tyle dobra, kochała swoich bliskich, swój ogród, w którym miała niezwykłe rośliny. Mam nadzieję, że w tym niebiańskim ogrodzie będzie hodować swoje ukochane róże. Źle mi bardzo...

Zatem niech będzie zdrowy ten 2022 rok, niech darzy dobrem i pozwala spełniać marzenia. Do siego roku!

piątek, 24 grudnia 2021


Dziś do Betlejem trzeba nocą iść

Bo narodzenia czas wypełnił dni
Tam gdzie stajenka razem z bydlątkami
Leży dzieciąteczko i na sianku śpi
Świat na to czekał wiele już lat
I narodzenia dziś wita czas"

Kochani!
Życzę wszystkim, by czas Bożego Narodzenia napełnił serca miłością, radością i dobrem. 

czwartek, 16 grudnia 2021

Dla siebie czułość...

W grudniu jakoś łatwiej być. Kawa mi stygnie, a ja patrzę w okno na nikłą wstążeczkę czerwieni. Dziś było tyle słońca, szłam ulicą i mrużyłam oczy, uśmiechałam się do gołębi, do błękitu nieba. Dziś czułam się uskrzydlona nie tylko pogodą...

Moje coroczne badania, które robię w prezencie dla samej siebie w okolicy moich urodzin, wyszły dobrze. One są pokłosiem choroby, jaka mnie naznaczyła, kiedy miałam 25 lat. Kiedy wtedy usłyszałam swój wyrok, nie powiedziałam o nim nikomu. W domu powiedziałam, że wyjeżdżam na sylwestra w góry, a pojechałam do szpitala rozprawić się z tym czymś. A potem kiedy wszystko się wydało, a wydać się musiało, bo przecież byłam na długim zwolnieniu lekarskim, mój młodszy brat, wtedy bardzo młody, dojrzale mnie zebrał i uświadomił, że w takim doświadczeniu nie wolno być samemu i po to ma się rodzinę, by dzielić z nią wszystko, nie tylko dobre chwile i radość. Wtedy byłam przekonana, że rację mam ja i zrobiłam dobrze. Od dawna wiem, że jednak racji nie miałam. Nie wiem, czy dziś miałabym w sobie tyle, nie wiem czy odwagi, czy głupoty, by to wszystko znieść...

I tak sobie myślę, że to już jest ten czas, by towarzyszyć duchom i Scrooge'owi w niezwyczajnej wędrówce. Nigdy nie oglądałam Kevina, za to niezmiennie w grudniu wracam do historii skąpego Ebenezera i nastrajam się do świątecznego czasu...

A jadąc dziś autobusem, przyglądałam się światu za szybami. Patrzyłam na udekorowane świątecznie domy, na miejskie choinki, nieco kiczowate girlandy. A po badaniach, z radości, wybrałam się do kawiarni poświętować przy kawie i odrobinie słodkości. Tylko w grudniu kawiarnie są takie piernikowe i złocą się światłem płomyków...

niedziela, 12 grudnia 2021

Grudniowe momenty...

Za oknem Narnia, na całej połaci śnieg, a drzewa wyglądają jak sady owocowe w kwietniu lub maju. I pięknie jest, i niech już tak zostanie do Świąt. Kiedy tak patrzę na tę biel stykającą się z horyzontem, czuję jakiś taki spokój i uroczystą świąteczność. I to jest jak prezent, który tak miło się rozpakowuje...

Ostatnio upodobałam sobie wczesne ranki. Za oknem czerń, a ja światłem lampki i złotymi płomykami świeczek wydobywam kształty rzeczy, kontury rzeczywistości i nastrajam się do bycia. Ostatnio towarzyszą mi zimowe piosenki Stinga, jak co roku o tej porze, bo jest w nich światło, piękna zima i nuty oczekiwania. Ten czas oczekiwania na Boże Narodzenie lubię bardzo, może nawet bardziej niż samo Boże Narodzenie, ale wciąż i nadal są to dla mnie święta Bożego Narodzenia, a nie Zimowe Święta, jak to ostatnio słyszę od niektórych uczniów czy koleżeństwa w pracy...

I ten grudniowy czas lubię. Ten czas domu rozświetlany pięknie światełkami lampek, ledowych girland z gwiazdkami. Rozpuszczam się w tym grudniowym czasie, słuchając swoich płyt ze świąteczną i zimową muzyką, czytając bożonarodzeniowe książki, gotując kakao, parząc w imbryku herbaty o korzennych nutach z cząstkami pomarańczy. I kiedy tak dom pachnie tymi pomarańczami, przypływa czas dzieciństwa i tyle dobrych, pięknych wspomnień. Niedawno na portalu polonistów ktoś zadał takie pytanie, która z postaci literackich byłaby tą, która zajęłaby puste miejsce przy wigilijnym stole. Pomyślałam, że nie z postacią literacką chciałabym się spotkać, że najbardziej chciałabym spotkać się z moją mamą. To musiałby być bardzo długi wieczór wigilijny i bardzo długa noc, żebyśmy mogły przeżyć ten czas, który nam zabrano. Niezmiennie, od 39 lat moje święta BN są niepełne, a ja od tylu lat wciąż jestem niekompletna, choć przecież jestem już bardzo dorosła i życie moje toczy się przecież  i jestem w tym życiu...

Czas pachnie kawą, smakuje czekoladowym ciastem. Patrzę na urodzinowy bukiet w wazonie i nie myślę o tym, że znów jestem starsza. Zresztą, nie ogarniam cyferek ;)

wtorek, 30 listopada 2021

Listopada odchodzenie...

Listopad głośnym wiatrem się żegna, a ja żegnam się z nim dziś zakupionym bukietem róż w herbacianym kolorze. Ten odcień przypomina wszystkie jesienne dni wyzłocone słońcem. Listopadowa pieśń jest o szarym niebie, warkoczach deszczu, wdowiej czerni drzew, cieple domu. Są w niej nuty pachnące kawami i herbatami w kubkach, o które ogrzewam dłonie. Niektóre dźwięki są rozświetlone płomykami świec, drobinami słońca, które opromieniało listopadowe dni...

Wczoraj padał pierwszy śnieg. Lubię tę chwilę. Jest w niej jakaś odświętność. Mirosław Czyżykiewicz śpiewał w swojej piosence: "Z nieba pada pierwszy śnieg, moja pierwsza miłość" i wczoraj sobie tę piosenkę przypomniałam i chciałam, by ten wczorajszy pierwszy śnieg polukrował świat bielą. Dziś po śniegu ani śladu...

Nie śpieszę się do grudnia, choć przecież on zacznie się już jutro. W grudniu obchodzimy urodziny mojego bratanka i moje. Lubię grudnie, za tak wiele, za miękkość chwil, za pamiętanie takie jakieś bardziej, za czułość dla samej siebie, za oczekiwanie na ten coroczny cud Bożego Narodzenia, bo ja Boże Narodzenie uwielbiam. I przecież różne były te moje BN, zawsze niekompletne, bo brakowało w nich mamy, często okupione przygotowaniami ponad miarę, bo przez wiele lat przygotowanie świąt było tylko na mojej głowie, długo w małym gronie tylko z tatą i bratem, ostatnie w pandemii samotne. Niezmiennie jednak odczuwałam radość z ich trwania, z całej tej otoczki, którą lubię, hołubię. Pielęgnuję te wielkie tradycje i te małe moje. Jak będzie w tym roku? Nie wiem. Właśnie wysłuchałam komunikat o obostrzeniach, oby tylko nie zamknęli granic...

Ładnie tym herbacianym różom w złotej poświacie blasku lampy i świec. Za chwilę zasiądę przygotować lekcje na jutro, a potem zajrzę do ostatniej części książki Diany Brzezińskiej, bardzo ciekawa jestem, jak zakończy się historia Ady i Krystiana...

Wiatr dziś szalony bardzo...

niedziela, 14 listopada 2021

O wszystkim...

 Listopad w pełni. Tak szybko przychodzą czarne zmierzchy i przez większość dnia trwają wieczory. Słońce zachodzi chwilę po 16 i wtedy zaczyna się domowy miękki czas. Od dawna myślę, że listopad może być ładny: srebrzy się szarością, zawęża świat kokonem mgieł, czasem zamigoce wyrazistym kolorem ostatnich liści na drzewach. A w oczach mam blask świec i światełek, wigor dzikiej róży w wazonie, kwitnące fiołki alpejskie na kuchennym parapecie. Otulam się kolorami, a to szafranową żółcią pledu, rudością mojego szala, odcieniami zachodzącego słońca...

W połowie listopada sięgam po książki o tematyce bożonarodzeniowej. Wiele razy, tu w swoim blogu, pisałam, że je lubię i za co. W ostatnich dniach przeczytałam "Wigilię z nieznajomym" Nataszy Sochy. Książka czaruje piękną okładką, ale jakże to inna pozycja od innych. Nie jest cukierkową opowieścią o magii świąt i radosnym oczekiwaniu na nie Nie świąteczna otoczka jest tu ważna. Przeciwnie, jest w niej samotność, smutek, ból, ale też i dużo nadziei i dobra. Polubiłam bohaterów, kibicowałam im, wzruszałam się i ciekawiłam wieloma nieprzewidzianymi zdarzeniami...

Pożegnałam ptaki, które kluczami zamknęły niebo na długie jesienne i zimowe dni, ale powitałam na swoim balkonie sikorki w żółtych kamizelkach...

A teraz słucham wiatru, odbieram telefony od M., który w drodze do siebie i czekam na kolejny odcinek "Wojennych dziewczyn". Odmierzam chwile herbatami parzonymi w imbryku. M. podarował mi "Earl Grey Mango", cudownie aromatyczną z kwiatami granatu i owocami papai. Pięknie smakuje z nią późna jesień...

Czas rozpalić płomyki świec w moich ceramicznych domkach świecznikach...