Styczniowe dni, styczniowe momenty do ocalenia. Kilka dni zimy, takiej prawdziwej i pięknej, z białym puchem, z wirującymi w świetle ulicznych latarń płatkami śniegu, z mrozem i szybami malowanymi w kwietne wzory...
Ocalam w pamięci długi spacer w tej bieli aż po horyzont, bo przecież taka zima to u nas ostatnio rzadkość. I były bałwany ulepione przez dzieci, z oczami z guzików i w wełnianych czapkach, inne niż te moje z dzieciństwa, ale ładne...
Domowe chwile w styczniu mają posmak bezczasu. Jeszcze w blasku choinki, bo przecież dzięki niej przytulnie z tą zimową aurą. Jeszcze zostanie do soboty Zielona Panna. Dom rozpachnia się aromatami zimowych herbat, piernikowej kawy, kakao. Złocę czas płomykami świec i pozwalam, by na ramionach przysiadały pozytywne melancholie...
I piękną książkę przeczytałam. "Boże Narodzenie w Pradze" przenosi do wigilijnej Pragi z opustoszałymi uliczkami, światłami w oknach, kultowymi pijalniami piwa. I wędrowałam z narratorem, Kavką, Królem Pragi, Włoszką, przypominając sobie nasze odwiedziny w Pradze, tej letniej, wakacyjnej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz