Taki dziś ciepły dzień, ze słońcem w butonierce. W powietrzu lato fruwało frywolnie. Migotały liście zielenią. Ale ja zauważam wokół kolory lekkiej jesieni. Chcę już czasu opadających liści, przepychu barw ciepłych i kojących a wyrafinowanych zarazem, cierpkich zapachów dymów snujących się nisko, bukietów z liści, kulek kasztanów i jesiennych wieczorów w moim domu...
Ostatnie dni podobne do siebie. Wypełnione pracą w pracy i potem pracową pracą w domu. Sprawdzam, układam kolejne plany, treściówki, sprawdziany. Znowu obłaskawiam znajomy rytm: dom, praca, dom. Wakacje wydają się być odległym czasem, ale wciąż uśmiecham się nimi...
W czarnym abażurze nieba cyrkonie gwiazd i jakaś nieśmiałość złotego kawałka księżyca. Niebo jeszcze w weekendowej beztrosce. Zegar zwolnił swoje tiktaki. Tak lubię piątkowe i sobotnie wieczory. Za niespieszność, za uśmiech księżyca w filiżance herbaty, za spacery stronami czytanej książki, za długie rzęsy weekendowego czasu...
Świetną książkę przeczytałam. W "Małomiasteczkowym" Tomasz Duszyński nieustannie wodzi czytelnika za nos. I choć akcja powieści dzieje się niespiesznie, jej liczne zwroty nie pozwalają na nudę. Mnie książka zainteresowała od pierwszej strony. Polubiłam parę bohaterów: aspirant Annę Rzecką i komisarza Konrada Cichockiego, skomplikowaną fabułę, atmosferę małego miasteczka. I jest w tej książce zbrodnia sprzed lat, nowe porwanie, zmowa milczenia, powiązania wielu osób z dawną zaginioną i to, co lubię najbardziej w kryminałach: do samego końca nie wiadomo, kto zabił...
Polecam!
A teraz będę obłaskawiać myśl o poniedziałku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz